[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Więc pozwól, że się przedstawię, Nathaniel Everett oznajmiłem poważnie.Zaśmiała się swoim czystym głosem. Emily Leather uścisnęła ją. Miło mi cię poznać, Emily powiedziałem patrząc jej prosto w oczy. Mnie również miło cię poznać.Patrzyliśmy na siebie w milczeniu.Jeszcze wczoraj uznałbym to za krępujące,lecz dzisiaj mógłbym tak trwać całą wieczność.Jako Upadły nie zastanawiałem się186nad szczęściem.Nie sądziłem, by ono istniało, a już na pewno nie pragnąłem godoznać.Ale teraz to wszystko runęło.Szczęście istnieje.I ma zapach wanilii. Ja chyba będę powoli się zbierać rzuciła wyraznie przybita.Ukuło mnie uczucie smutku.Ale nie byłbym sobą, gdybym nie wyczerpałwszystkich możliwości na przedłużenie cennych minut& W takim razie odprowadzę cię domu odparłem zdecydowanie, pomagającjej wstać.Już nie bałem się dotyku.Raczej chciałem czuć go jak najczęściej.Uniosła brwi w zdziwieniu. Nate, ja mieszkam sześć domów stąd odpowiedziała zdezorientowana. To wystarczająco daleko, by mogło ci się coś stać mruknąłem.Nawet nie chciałem o tym myśleć.Seryjni zabójcy, gwałciciele, bandyci,hordy dzikich psów.A wśród nich ona.Krucha i bezbronna&Doszliśmy do schodów. A jeśli nawet coś miałoby mi się stać, jak niby umiałbyś temu zapobiec? spytała schodząc tuż na mną. Wierz mi, umiałbym.Miałem kilka tysięcy lat doświadczenia w walce na karku.Niech ktoś tylkospróbowałby ją tknąć&Opuściliśmy dom.Wieczór był zdecydowanie chłodny.Zastanawiałem się,czy nie było jej za zimno.Opiekuńczość, która ostatnio dawała o sobie znać ażnazbyt często, zaczynała robić się przerażająca. Dlaczego się tu przeniosłaś? spytałem, próbując podtrzymać rozmowę.Jednocześnie było to pytanie, które było dosyć nurtujące.Już od dawna chciałemznać na nie odpowiedz, ale nie miałem zamiaru zniżać się do poziomu HayleyTrevor i podpytać ją o to, jak stara plotkara.Zmieszała się.Chyba jednak nikt dotąd nie spytał jej o tę prostą rzecz.Wkońcu mruknęła cicho: Szukam swojego miejsca na ziemi.A więc tak.To było bardzo sensowne.Chciała mieć miejsce, które mogłabynazwać domem.A czy ja takie miałem?187Nagle zaniemówiłem.Zdałem sobie sprawę, że od przeszło pół miesiącamiałem swój dom.Polson stało się mi bliższe, niż jakiekolwiek inne miasto.Odkądpojawiła się tu Emily, nie wyobrażam sobie, bym mógł być gdzieś indziej.Pragnąłem, by i ona tak czuła.By i dla niej Polson stało się domem. Rozumiem odpowiedziałem bardziej do siebie, niż do niej, wpatrując sięw przestrzeń.Przebywanie z nią nie wymagało z mojej strony żadnego wysiłku.Totak, jakbyśmy od zawsze się znali.Ta swoboda była niesamowita.Tak całkowicienaturalna.Doszliśmy do jej domu.Widziałem go już wcześniej, lecz teraz chciałemprzyjrzeć się mu z bliska.Wyglądał tak, jak i wszystkie pozostałe.Jedyne, co gowyróżniało, to wielki, rozłożysty klon przy chodniku.No i to, że mieszkała tu ona. Dziękuję, że mnie odprowadziłeś, to miło z twojej strony wyrzuciła zsiebie wyraznie zmieszana.%7łałowałem, że nie mogłem zobaczyć rumieńca, który wtej chwili z pewnością pokrywał jej twarz.Niestety uliczne latarnie nie dawaływystarczającej ilości światła. Cała przyjemność po mojej stronie odparłem z uśmiechem. Może chcesz wejść? spytała z wahaniem.Zdecydowanie nie chciała, bymwchodził, ale grzeczność wzięła górę.Nie chciałem, by robiła coś wbrew sobie. Nie, pózno już, chyba powinienem wracać.Ale obiecuję, że kiedyś napewno wpadnę puściłem do niej oko.Uśmiechnęła się.Wiedziałem, że jak tak dalej pójdzie, to nigdzie się stąd nieruszę aż do rana.Czułem, że opuszczenie jej mogłoby wywołać nawet fizyczny ból.Ale szczerze wątpiłem, by pozwoliła mi przenocować na kanapie, gdybym jej o tympowiedział. To ja chyba już pójdę odezwałem się speszony. Do zobaczenia w szkole. Tak, do jutra odparła ciepło i ruszyła w swoją stronę, posyłając mi ostatniuśmiech.Ja także ruszyłem w drogę powrotną, ale kiedy tylko usłyszałem odgłoszamykanych drzwi, nie mogłem się powstrzymać od przystanięcia.188Wpatrywałem się w każde okno wiedząc, że ona gdzieś tam teraz była.Wyobraziłem sobie, jak zdejmuje kurtkę i wiesza ją na wieszaku, jak nastawia wodęna herbatę swoimi delikatnymi rączkami& Może i ona myślała o mnie, tak, jak ja oniej.Może również nie mogła doczekać się francuskiego.Zganiłem się za te myśli.Z westchnieniem odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w kierunku domu.Przypomniałem sobie dotyk jej dłoni, miękki głos i to, jak na mnie działa.I choćwszystko na to wskazywało, nie chciałem przyznać nawet przed samym sobą, że sięzakochałem.Zakochałem w człowieku.189 Wartość ma nie tylko sam podarunek, ale też sposób, w jaki zostaje ofiarowany. Hans Christian AndersenRozdział XIVBlaszany DrwalTego się nie spodziewałem.Naprawdę.Kiedy wracałem do domu, byłemszczęśliwy jak nigdy wcześniej.Nie sądziłem, by cokolwiek było w stanie zburzyćtę euforię.A jednak.Moja radość wyparowała, kiedy tylko zobaczyłem palące sięświatła w oknach mojego domu.A to mogło oznaczać tylko jedno&Jakby ktoś przywalił mi młotkiem w brzuch.Na drżących nogachprzekroczyłem próg mieszkania.Wiedziałem, czego się spodziewać.Nie wiedziałemtylko kogo& Witaj, Nathanielu! Ile to już będzie? Cztery, pięć lat? Ciepły głos dotarłdo mojego mózgu z lekkim opóznieniem, stłumiony przez potężną falę ulgi.Odwróciłem się w kierunku rozmówcy.Zielone oczy obserwowały mnie zuwagą, a siwe włosy jarzyły się w świetle zapalonej lampy.Nic się nie zmienił. Sarfael uścisnąłem go już w dużo lepszym humorze. Nawet nie maszpojęcia, jak się cieszę, że cię widzę.Była to prawda.Byłbym w znacznie gorszympołożeniu, gdyby był to ktoś inny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]