[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jej sercu wzbierały faleuczuć.Zdziwienie, że odnalazła listy.Gwałtowny gniew na Williama, że ukrył je przed nią.Ale oba te uczucia przerastało inne, znacznie silniejsze.Szalona, płomienna nadzieja.Spojrzała na matkę.Grace pokiwała głową, jakby rozumiejąc wszystko.- Jedz - powiedziała.- Znajdz go.Stella pobiegła do auta, wskoczyła do środka i uruchomiła silnik, wciskając mocno pedał gazu.Zawróciła pojazd i ruszyła przed siebie, wyrzucając spod opon fontanny żwiru.Postrzępiony, wypłowiały sarong łopotał na sznurze do bielizny rozwieszonym między dwomadrzewami.Obok niego wisiało kilka par skarpetek, dwa podkoszulki, nowe dżinsy - sztywne i ciemne.Pośrodku, tam gdzie sznur zwisał najniżej, suszyła się niebieska lniana koszula, którą Zef miał nasobie w dniu, gdy remontował ich kuchnię.Stella pochyliła się i przeszła pod nią, kierując się w stronędomu.Rękaw koszuli musnął jej policzek.Rozglądała się, sięgała wzrokiem poza granice ogrodu, szukając widoku czerwonej furgonetki.Niebyło jej na za-355kolu u krańca drogi.Stella miała jednak nadzieję, że jest zaparkowana gdzie indziej.Nie widziała jejprzecież ani przy przystani, ani w pobliżu pubu czy sklepu - sprawdziła te miejsca po drodze z hangaruJoego.Stała przed rzezbionymi drzwiami wykonanymi z fragmentu kadłuba starej drewnianej łodzi,osadzonymi w ramie z drewna huon.Zapukała pospiesznie, zanim zaczęła układać słowa, planowaćcokolwiek.Na pukanie odpowiedziała cisza.Wiatr osłabł - uświadomiła sobie Stella - zbierało się na deszcz.Wszystko wokół zastygło w pełnym napięcia oczekiwaniu.Zapukała znowu.Nasłuchując odpowiedzi, zajrzała do środka przez okno.Widać było przez nie częśćkuchni urządzonej schludnie i wygodnie, jak kabina Tailwind".Surowy porządek łagodziła obecnośćpęku polnych kwiatów w słoju, miski włoskich orzechów, butelki czerwonego wina, wypitej dopołowy i ponownie zakorkowanej.Obok zlewu suszyły się naczynia po ostatnim posiłku: talerz, kie-liszek do wina, nóż, widelec, łyżka.Nadal lustrowała wzrokiem resztę pomieszczenia widoczną przezokno.Zwróciła uwagę na ciemny odcień podłogi, zrobionej ze starego drewna, wielokrotniewykorzystywanego: z dziurami po gwozdziach, śladami nadpaleń, plamami.Stella pochyliła się iosłoniła dłońmi oczy, by światło nie odbijało się w szkle.Na podłodze między dwoma krzesłamileżało coś żółtawego, pokrytego cętkami drobnych refleksów światła.Głęboko wciągnęła powietrze.Rozpoznała poduszkę z Tailwind".Na jednym z brzegów dostrzegła długi, ciemny kształt -ogon.Przekręciła gałkę, ciężkie drzwi ustąpiły.Wślizgnęła się do środka i poszła w głąb izby ze wzrokiemutkwionym w poduszkę.Uśmiechnęła się na widok leżącego na niej zwierzęcia, kota w rudo-czarne paski.Może to dzieckoCarli.Podeszła bliżej.Spostrzegła popielaty nalot na pręgowa-356nej sierści i rozdarte przez rybacki hak lewe ucho.Oczy Stelli rozwarły się szeroko z radości.Uklękła.- Carla? - wyszeptała.- To ja, Stella.Kot otworzył zielone oczy zamglone starością.Z wysiłkiem uniósł głowę.Głośny pomruk wydobyłsię z jego gardła.Stella delikatnie wzięła Carlę na ręce.Pod miękkim futrem wyczuwała chude i kościste ciało.Zamknęła oczy i dotknęła policzkiem puchatego łebka.Carla trąciła ją wilgotnym nosem.Podniosła się, tuląc kota do piersi jak dziecko.Mruczenie grało niby silnik w słabym ciałku.Uśmiechnęła się.Carla, mały kociak.Teraz, choć tak stary, jak tylko stary może być kot, serce miałjednak silne i odważne.Stella obracała się drobnymi kroczkami, kołysząc kota w ramionach.Kiedy podniosła wzrok, zobaczyła przed sobą otwarte drzwi prowadzące do wąskich, wiszącychschodów.Zanim zdążyła pomyśleć, co robi, już wchodziła na górę, delikatnie stawiając stopy nastopniach.Domyślała się, dokąd prowadzą, i pomyślała, że nie powinna naruszać prywatnejprzestrzeni, mimo to szła dalej.Na pierwszym piętrze znajdował się tylko jeden pokój -przestrzenna pracownia ze stołem kreślarskimi sztalugami ustawionymi przy oknie.Stella obrzuciła szybkim spojrzeniem książki, mapy, fotografiei weszła na schody prowadzące wyżej.Gdy postawiła nogę na ostatnim stopniu, ujrzała nad głową krzywiznę kopuły.Była pomalowana tymsamym bławatkowym błękitem co na zewnętrz.Odzwierciedlenie letniego nieba - pomyślała Stella.Zatrzymała się w progu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]