[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie byle jakiego bisku-pa, prawda? Anioła stróża dusz innych ludzi.Podczas gdy jego własna i twoja.Nie rozumiała Boga, który w świecie pełnym nienawiści i zabijania uważał mi-łość za grzech.Ani człowieka, który słuchał tego bóstwa.Podniósł rękę, jakby chciał nakreślić nad nią znak krzyża.Odepchnęła ją.- Nie próbuj - syknęła.- Nie próbuj mnie błogosławić.- Zgoda.- Narzucił pelerynę.- Ale posłuchaj.Kiedy Gotfryd przypuści atak,pójdziesz do klauzury, tam będzie spokojnie.Zabierz Allie i innych.PowiedziałemWaltowi, żeby dopilnował, abyś tam dotarła.bo jesteś ważna dla króla.Nie słuchała.Nigdy nie wygra z Henrykiem Plantagenetem, a już na pewno nie zBogiem.- Powiedziałeś Waltowi?- Mansur go przyprowadził, gdy czekałem.- Powiedziałeś Waltowi.- I Oswaldowi.Nie wiedzieli, gdzie jest Jacques i Paton.Wszyscy mężczyznimuszą być gotowi, żeby otworzyć bramę dla Gotfryda.- Jezu!Strażnik zawarczał cicho.Adelia podeszła do drzwi i zasunęła rygiel.Nasłuchiwała.Ich czas się kończył.Dobrze, że Bóg w swojej łasce pozwolił im cieszyć się sobą tak długo.- Jak chcesz się wydostać?- Przekupię odzwiernego.O co chodzi?- Cicho.Słyszała tupot butów w uliczce.- Idą po ciebie.O Boże!Przeszedł przez pokój i otworzył okiennice, wpuszczając księżycową poświatę doizby.Zciągnęli koce z łóżka i związali.Gdy wyrzucili je przez okno, drzwi zadygotały.- Otwierać! Otwierać!Strażnik rzucił się do drzwi, szczekając.222SRRowley przywiązał róg koca do słupka okiennego i pociągnął, żeby sprawdzić,czy utrzyma jego ciężar.- Ty pierwsza, pani.Miała na zawsze zapamiętać uprzejmy ruch jego ręki, jakby zapraszał ją do tańca.- Nie - powiedziała.- Nie zrobią mi krzywdy.Ty jesteś w niebezpieczeństwie.Spojrzał w dół, potem na nią.- Muszę ich sprowadzić.- Wiem.- Uderzenia w drzwi nie ustawały.Mogły ustąpić w każdej chwili.Uśmiechnął się, wyjął sztylet zza pasa i podał Adelii.- Do zobaczenia jutro.Gdy zsunął się na dół, spróbowała rozwiązać węzeł.Ponieważ był zbyt mocnozaciągnięty, zaczęła ciąć go sztyletem, co sekunda wyglądając przez okno.Widziała,jak Rowley dobiegł do najbliższej strzelnicy i skoczył w powiewającej pelerynie.Znieg był głęboki, pewnie miękko wylądował.Ale czy dotrze do stopni?Udało mu się.Gdy za jej plecami rozpękły się drzwi, a Strażnik żałośnie zasko-wytał, zobaczyła, że Rowley ślizga się po lodzie jak chłopiec.Schwyz odepchnął ją na bok.- Tam jest! - ryknął.- Na drugim brzegu.Loso.Johaness.Dwaj mężczyzni skoczyli do drzwi.Inny zajął miejsce Schwyza przy oknie, go-rączkowo naciągając korbą kuszę, którą przytrzymywał nogą.Wycelował, strzelił.- Ach, scheiss.- Popatrzył na Schwyza.- Nein.Ktoś stanął we drzwiach.Pochylił głowę, żeby nie zahaczyć o futrynę, i rozejrzał się spokojnie.- Może będzie lepiej, gdy zabierzemy sztylet pani Adelii.W żadnym wypadku nie użyłaby broni przeciwko człowiekowi.Podała ją, rękoje-ścią do przodu, opatowi Eynshamowi, który pisał listy, kopiowane i wysyłane przezRozamundę do królowej, a potem kazał ją zabić.Gdy jej podziękował, uklękła, żeby zająć się Strażnikiem, który wczołgał siępod łóżko.Gdy namacała złamane żebro, pies popatrzył na nią z bólem.Poklepałago.- Przeżyjesz - szepnęła.- Dobry pies.Zostań tutaj.Opat uprzejmie podał Adelii pelerynę, a potem kazał związać jej ręce za plecamii ją zakneblować.223SRZabrali ją do stróżówki.Wokół nie było żywego ducha, wszyscy spali.Gdyby nawet mogła wołać o po-moc, w tej części klasztoru nikt by jej nie usłyszał - a w każdym razie nie przybyłbyna ratunek.Państwo Bloatowie nie byli jej przyjaciółmi.Prawnik Warin też nie.Niebyło śladu ludzi Wolvercote'a, ale oni i tak nie pośpieszyliby z pomocą.Wielka brama stała otwarta.Ludzie Schwyza krzątali się w stróżówce.Odepchnęli Adelię na bok.Fitchet leżał martwy na podłodze, z poderżniętym gar-dłem.Obok niego ojciec Paton wypluwał zęby.Osunęła się na kolana obok księdza.Jego posiniaczona twarz wyrażała oburze-nie.- Po-bili mnie - wymamrotał.- Zab-rali listy.Napastnicy wkładali peleryny i kaptury, zbierali broń, opróżniali szarkę zjedze-niem i zaganiali przerażone kury do klatki.- Czy nasz szlachetny odzwierny miał wino? - zapytał opat.- Nie?- Cmoknął z niezadowoleniem.- Nie cierpię piwa.Usiadł na stołku, patrząc na krzątaninę, muskając palcami wielki srebrny krzyżna piersi.Wrócili dwaj zasapani najemnicy, którzy ścigali Rowleya.- Miał konie.- Siech.Zatem to koniec.Idziemy.- Schwyz złapał sznur okręcony wokół nad-garstków Adelii i poderwał ją na nogi z taką siłą że omal nie wywichnął jej rąk.Po-wlókł jąza opatem.-Nie potrzebujemy tej dziewki, pozwól mi ją zabić.- Schwyz, mój wierny, dobry Schwyz.- Eynsham pokręcił wielką głową.- Zda-je się, iż uszło twojej uwagi, że w tej chwili pani Adelia jest najcenniejszą osobą wklasztorze.Król tak bardzo pragnie jej towarzystwa, że przysłał po nią biskupa: czyz racji jej zalet cielesnych, czy z powodu informacji, jakie może posiadać, to sięjeszcze okaże.Jest dla nas, mój drogi, złotym jabłkiem Atalanty, które możemyrzucić za siebie, żeby opóznić pościg.- Zadumał się.- Możemy nawet ułagodzićkróla, przekazując mu ją, gdyby nas dopędził.tak.istnieje taka możliwość.Schwyz nie miał czasu na takie pogawędki.- Bierzemy ją czy nie?- Bierzemy.- A ksiądz?224SR- Obawiam się, że musimy być mniej wielkoduszni.Listy, które znalezliśmy upana Patona, przyniosły mu pecha.Ma dowody, o jakich ani król, ani królowa niepowinni usłyszeć.- Mam go wykończyć?- Tak.- Nie.- Adelia rzuciła się do przodu, ale Schwyz ją przytrzymywał.- Wiem, wiem.- Opat pokiwał głową.- To przygnębiające, jednak nie mam za-miaru wypaść z łask królowej, a obawiam, że nasz ojciec Pa-ton mógłby otworzyć jejoczy.Czy to ty przekazałaś mu moje pismo, na którym niezapomniana Rozamundaopierała swoje listy? Oczywiście, że ty.Jesteś niezwykle przedsiębiorczą osóbką.Skazał księdza na śmierć, a nie przestawał gadać, rozbawiony.- Skoro cieszę się łaskami naszej błogosławionej Eleonory, byłobyto dla mnie wielce kłopotliwe, gdyby dowiedziała się, że to ja podżegałem ją do buntu.Mogłaby powiedzieć o tym Henrykowi.Dlatego zostanie powiadomiona, że znalezliśmy zdrajcę.Schwyz i ja ruszymy za nimw pościg, żeby go zatrzymać, zanim dotrze do króla.W rzeczywistościzostawiamy Eleonorę na łasce losu.Sniegi okazały się nieprzebyte, lordWolvercote za słaby.Schwyz puścił ją i zbliżył się do ojca Patona.Adelia zamknęła oczy.Skowyt ojca Patona, zapach krwi.Zapadła cisza, jakby nawet ci ludzie czuli sza-cunek w obliczu odejścia duszy do Stwórcy.Potem ktoś coś powiedział, ktoś inny parsknął śmiechem.Zaczęli znosić tobołkii skrzynki z ganku w dół, nad rzekę.Opat wsunął palec pod podbródek Adelii i zadarł jej głowę.- Zaciekawiłaś mnie, pani, już dawno temu.Jak taka cudzoziemskadziewka zdołała przyciągnąć uwagę nie tylko biskupa, ale samego króla?I to, wybacz mi, nie posiadając szczególnych wdzięków.Nie otwierając oczu, odsunęła się od niego, ale chwycił ją za twarz i potrzą-snął.- Zadowoliłaś ich obu? Jednocześnie? Orgia we troje? Jeden z przodu, drugi z ty-łu?Spojrzała mu prosto w oczy.Wielki Boże, on jest prawiczkiem!Twarz nad nią skurczyła się w wyrazie błagalnej udręki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]