[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grzechy, które jedno pokolenie przekazywało kolejnym.A jednak, w jakiśsposób ta kobieta zdołała wydzwignąć się z dna i wejść na salony.- Jak byłaś w stanie to wytrzymać?- Nie bądz niemądry, nie wiesz jeszcze wszystkiego.- Jak do tego doszłaś? - spytałem, rozglądając się po mieszkaniu.- To, że nie byłam kochana, nie ma nic wspólnego z moim talentem, Jack -odparła z uśmiechem.- Jeśli już, to sytuacja tylko mnie zmobilizowała.Oddzieliłamjedno życie od drugiego grubą kreską.Zniszczyłam wszystkie wspomnienia i ślady istałam się nowym człowiekiem, którego osobowość i historię zaprojektowałam wnajdrobniejszych szczegółach.Stworzyłam ją po tym, kiedy wszystko się zawaliło.Wtym życiu nie było bólu, nawet cienia nieszczęścia.Stare życie po prostu.znikło.Dzięki temu nie oszalałam.- Wracanie do tych wspomnień musi być bardzo trudne.Skinęła głową.- To głębokie rany.Wiele czasu zabrało mi wymazanie z pamięci wszystkichnieszczęść, jakich zaznałam.W moim życiu był okres, który psychologowie nazywają.odgrywaniem się.Tułałam się po różnych domach i przytułkach, ale dzięki temumogłam doskonalić swój kunszt.- Zpiew?- Nie, aktorstwo.W zasadzie to nie odgrywanie ról, ale udawanie.Pojęłam, żepotrafię oszukiwać ludzi.Kiedy do przytułku przyjeżdżało małżeństwo, zawszeznajdywałam sposób, aby skłonić któreś z nich, że to mnie powinni wybrać.Siedziałam na krześle z nogą założoną na nogę i szczebiotałam jak grzecznadziewczynka na przyjęciu.Wymazałam z mojego życia tragedie.Tak, proszę pani,poproszę jeszcze jedno ciastko.Nie, proszę pani, moja mama nie ćpała przez kilkadni z rzędu.Nie mam już mamusi.Wtedy jeszcze nie wiedziałam, ale udawałam całeżycie.Doskonaliłam swój kunszt.Słuchając jej, zastanawiałem się nad hartem ducha Michele Sonnier.Znałemten typ ludzi: dziewiętnastu na dwudziestu moich klientów poddało się sytuacji ipopłynęło z prądem rzeki, ale pośród nich był zawsze ten jeden, który walczył o swoje.Odporność na ciosy i zawziętość takich ludzi sprawiała, że mogli poruszyć niebo iziemię, byle tylko dopiąć swego.To byli ludzie z prawdziwym charakterem.- Co się pózniej stało?- Znalazłam się w domu pewnych ludzi.Najpierw zamieszkałam z nimi naokres próbny, który trwał kilka miesięcy.To było miłe małżeństwo, mieszkali naprzedmieściach i mieli samochód.- Ile miałaś lat?- Trzynaście.- Mało która para jest gotowa adoptować trzynastolatkę.- Czarną trzynastolatkę, nie obawiaj się tego powiedzieć.Skinąłem głową.- Racja.To był śmiały ruch.- Nie do końca.- Co masz na myśli?- Z punkt widzenia zachcianek mężusia byłam w odpowiednim wieku -powiedziała Michele, a jej twarz przybrała zacięty wyraz.- Pedofilów znajdzieszwszędzie, nawet pośród najlepszych ludzi z dyplomami i pieniędzmi.Może właśniespośród nich łatwiej będzie ci ich wyłuskać.Siedziałem w milczeniu, zastanawiając się nad smutkiem w jej głosie.Bywajątakie chwile w życiu, że człowieka spotyka jedno nieszczęście za drugim i trzeba miećhart i siłę ducha, żeby nie zginąć pod ich nawałą.- Nie sądzę, aby od początku myślał o tym, aby mnie wykorzystać.Jestemraczej pewna, że walczył ze sobą i w końcu przegrał.Dręczyły go wyrzuty sumienia, alenie potrafił nad sobą zapanować.Najpierw zaczął na mnie patrzeć w specyficznysposób, a potem, którejś nocy, przyszedł do mojego pokoju.- Michele Sonnierzamilkła na chwilę, a po jej postawie widziałem, że przeżywa tamtą chwilę na nowo.-Wymyśliłam więc plan.Był doskonały i udał się w każdym calu.Tatuś więcej mnie niedotknął.- Co zrobiłaś?- Zaszłam w ciążę - odpowiedziała głuchym tonem.Zapadła długa cisza idopiero po chwili Michele odezwała się ponownie: - Udało mi się go pozbyć.Niechciał mnie dotknąć, bo nie byłam już takim niewinnym kwiatuszkiem.- Micheleroześmiała się gorzko, ale ja miałem wrażenie, że jest na granicy płaczu.- Kto był ojcem dziecka? Mąż?- Nie, nie.Nie zdążył się posunąć tak daleko.Bardziej interesowały go innezabawy ze mną.- W takim razie kto?- W okolicy mieszkał bardzo przystojny chłopiec.Wybrałam go, ponieważ miałsiedemnaście lat i czułam się przy nim bardzo dobrze.Wymykałam się z domu, żeby znim być.Nigdy nie powiedziałam mu o dziecku, nie było sensu.Wiedziałam, co sięstanie, poza tym on niedługo potem się wyprowadził, widywaliśmy się jeszcze kilkarazy i zawsze miło wspominam te spotkania.- Co powiedzieli przybrani rodzice?- Och, ci uroczy ludzie? To, czego można się było spodziewać.Odesłali mnie zpowrotem.Pożegnanie było bardzo czułe, tylko mężusia zabrakło w domu, bo miałważniejsze sprawy.- Powiedziałaś komuś o tym, co próbował zrobić? - Nie.- Dlaczego?- Bo to nie miało znaczenia.On zniknął, a ja byłam wolna.Urodziłam dziecko wszpitalu obok przytułku.- Więc jesteś matką!Michele zaczerpnęła tchu i odparła powoli:- Urodziła się we wtorek.W pokoju było bardzo jasno i panował zgiełk.Nigdypotem jej nie zobaczyłam.Niewinna istota, której nie chciała pociągnąć za sobą na dno.Córeczka.Spoglądałem na Michele Sonnier, która ponownie przeżywała jedną tragedię zadrugą.Resztki brawury młodej dziewczyny rozsypały się w proch, a na jej twarzymalował się smutek i wstręt do samej siebie.- Rozumiesz? - spytała napastliwym szeptem.- Zrobiłam to samo, co mojamatka.Porzuciłam Briah! - Otarła łzy, które spływały po jej policzkach i potrząsnęłagłową.- Moja córeczka ma na imię Briah.- Piękne imię - powiedziałem.Skinęła tylko głową, próbując zwalczyć łzy.- Prawdziwa rzeczywistość rzadko przypomina operę, prawda? Naprawdęnazywam się T antiqua Fields.W sali sądowej Odoma widziałem swoją porcję ludzkich nieszczęść, ale historiaMichele Sonnier biła je wszystkie na głowę.Gdyby ludzie wiedzieli, jak ich szaleństwowpłynie na losy potomstwa, zmieniliby się w okamgnieniu.- Urodziłaś córkę, a co się stało pózniej?- Nie mogłam wrócić z Briah do ośrodka.Na kilka dni przed jej urodzeniemskończyłam czternaście lat.Dlatego zabrali ją.- Spojrzała na mnie z rozdzierającymżalem w czach.- Odebrali mi ją.- A więc jej nie porzuciłaś.Została ci odebrana.- Nie sprzeciwiałam się, nie walczyłam.Po prostu leżałam w łóżku i patrzyłam,jak ją zabierają.Kiedy wyjmowali ją z łóżeczka zamknęłam tylko oczy.- Miałaś ledwie czternaście lat.Nie wiedziałaś, co się dzieje dookoła ciebie.Michele odwróciła się i spojrzała na mnie.W jej oczach gotował się gniew.- Nie rozumiesz? Chciałam, żeby ją zabrali! - Ponownie odwróciła się twarzą wstronę okna i zapłakała.- Miałam nadzieję, że ból zniknie, jakby go nie było.Myślałam, że świat wróci do dawnej postaci, chciałam być dzieckiem, jakie sobiewymarzyłam.- Michele płakała.- Dwa dni pózniej uciekłam z ośrodka.Ukradłampieniądze z kasy, wsiadłam do autobusu i uciekłam.Robiłam różne rzeczy.Zamilkła, nie chcąc dalej opowiadać o ciemnych stronach swego życia.Zapadłomilczenie, które było ciszą przed burzą.Cały mechanizm obronny, stworzony przez tewszystkie lata, rozpadł się.Jak na ironię, coś podpowiadało mi, że być może jestemświadkiem spektaklu, nieraz widywanego w wykonaniu podsądnych.A jeśli niedoceniłem aktorskiego kunsztu Michele Sonnier? Podszedłem i położyłem dłonie najej ramionach.- Już dobrze - szepnąłem.- Co się z nią dzieje, Jack? - wyszeptała.- Zostawiłam ją w.- Wiem, cicho - powiedziałem, dopowiadając w myślach brakujące słowo jejostatniego zdania: piekle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]