[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Alec nie jest terrorystą.To Reck ponosi za wszystkoodpowiedzialność.A my musimy go powstrzymać.Niszczyciel wyśleten samolot w powietrze.Myśli, że wystarczy sprawdzić, czy napokładzie nie ma bomby.Nie wie o wadzie tworzywa i to my musimymu o tym powiedzieć.Ostateczny prototyp ma na sobie dwa razywięcej tworzywa niż ten poprzedni.Sam w sobie jest bombą.Conor z westchnieniem spuścił głowę.- Masz rację.Ktoś musi powstrzymać wylot tego prototypu.Alety tu zostaniesz.Z Katią i Walerym.- Twarz mu złagodniała.-Przyjadę po ciebie, kiedy wszystko się wyjaśni.Popatrzyła na niego ze smutkiem.- Conor! - Pochyliła się i odwróciła ku sobie jego twarz.Chciałasię upewnić, że słucha.- Ten człowiek odebrał mi wszystko.To przezniego mam te koszmary.Myślisz, że będę tu siedzieć i czekać, gdy tybędziesz odgrywał dzielnego rycerza w lśniącej zbroi? %7łe będę sięzastanawiać, czy już cię zabili czy jeszcze żyjesz? Sam tam nie399RSpojedziesz.Mowy nie ma.Poza tym będę ci potrzebna, czy ci się topodoba czy nie.- A co z podróżą powrotną do Los Angeles? Przecież boisz sięlatać.Uśmiechnęła się, chociaż już drżała na myśl o podróżysamolotem.- A niech tam! Mam jeszcze dziesięć pigułek Geeny.Russell zle zniósł odprawę.Przemierzał pokój, rycząc jak tygrys.Co ona właściwie ma namyśli, mówiąc: skończone? Nic tu nie jest skończone, do kurwynędzy! Jest przecież Russellem Reckiem.A Allison? Kim ona jest, docholery, myślał, biegając po hotelowym pokoju, podczas gdy Alissonsiedziała spokojnie na łóżku.Nikim.Nikim!- Chciałabym już wyjść, Russell.Mówiła cichym, stanowczym tonem.Reck stanął jak wryty.Chciała go zostawić.Naprawdę myślała, że może to zrobić.- Allison! - Podszedł do niej, chwycił za ramiona i potrząsnął zcałej siły.- Co w ciebie wstąpiło?!- Nigdy nie mówiłam, że to będzie trwały związek - powiedziałatym cholernym, opanowanym głosem.- Nigdy nie zamierzałam zostaćnastępną panią Russellową Reck.Ubodło go to tym bardziej, że właśnie zamierzał jej tozaproponować.Chryste! Przez ostatnie tygodnie piekła Allison byładla niego jedyną ostoją.Nigdy o nic nie prosiła, dawała, nie żądającnic w zamian.A teraz, kiedy potrzebował jej najbardziej, próbujewystawić go rufą do wiatru?400RSZacisnął dłonie na jej ramionach.Miał ochotę ukręcić tę smukłąszyjkę baletnicy.- To boli!Jego dłonie powędrowały wyżej, palce oplotły piękną szyj ę.Reck ujrzał strach w oczach dziewczyny.No i bardzo dobrze,powinna się bać.Chwyciła go za przeguby.Wiedział, że ściska zamocno.- To.boli.- Wiem.- Mówił dziwnie nieobecnym tonem.- Zadaję ci ból,Allison, taki sam, jak ty mnie.Nie możesz teraz odejść.- Zaskoczyłygo własne słowa.- Nie mogę ci na to pozwolić.Nie teraz.- Nie teraz,kiedy tak bardzo jej potrzebuje.Przy niej czuł się wspaniale.Tylkoprzy niej zapominał, choćby na małą chwilę, w jakie gówno sięwpakował.Była jego pociechą.jego przyszłością.Ona i satelitaPegaz.Wielkie zadośćuczynienie po tych wszystkich wyrzeczeniach.Niespodziewanym ruchem wybiła mu ręce od spodu, uwalniającszyję.Nie wiedział, jak tego dokonała.Pewnie posłużyła się jakimśchwytem, których uczą w tych cholernych szkołach samoobrony dlakobiet.Rozmasował sobie przeguby w miejscu, gdzie go uderzyła.- Grozisz mi? - zapytała.Czuł, że traci oddech.Wrócił ostry ból w piersiach.Jezu, onamówi serio.Skończyło się.- Allison, proszę! - zawołał błagalnie.Kurde, naprawdę jąbłagał! I było to silniejsze od niego.Potrzebował Allison.-Przechodzę ciężki okres.- Wiedziała o tym.Wiedziała dobrze, co się401RSdzieje.Niczego przed nią nie ukrywał.Prawdę mówiąc, był cholernieniedyskretny, pozwalając, by wysłuchiwała jego rozmów zKinnardem.- %7łyję w ogromnym stresie.Proszę, Allison.Tylko z tobąjestem w stanie to przetrwać.Patrzyła na niego tymi elektryzująco niebieskimi oczami.Byłaniemal niematerialna, chudziutka, taka drobina.Nie więcej niżpięćdziesiąt kilogramów wagi i sto sześćdziesiąt centymetrówwzrostu.A patrzyła na niego z bezdenną pogardą.- Idz do domu, Russell - powiedziała, zarzucając torebkę naramię.-Do swojej żony.Może przyjmie cię z powrotem.Nie możeszmi grozić.Jesteś na to za słaby.Patrzył z niedowierzaniem, jak wychodzi.Spodziewał się, żezawróci i powie, że to był błąd.Usiadł, trzęsąc się jak osika.Nie mógłuwierzyć w to, co się stało.Kurde, nie mógł w to uwierzyć!Wtedy zadzwonił telefon.- Co jest?! - warknął do słuchawki, wiedząc doskonale, kto jestpo drugiej stronie linii.Ostrzegł Sharpsa, że wolno mu dzwonić tylkow nagłym przypadku.Myślał, że będzie się kochał z Allison, że nakilka błogosławionych godzin ucieknie od rzeczywistości.Wiadomość, jaką przekazał Sharps, całkowicie zmieniłasytuację.Allison przestała być jego największym problemem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]