[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak czy inaczej jednak Arlen nie mógł się wyzbyć wrażenia, że ucieczka równieżwyrządzała ludziom krzywdę, choć w niedostrzegalny sposób.Gdy już dotarł do Osady, ojciec na jego widok z zapałem klepnął go w plecy.Resztapopołudnia upłynęła na bieganiu wśród zgliszcz i pomaganiu w odbudowie.Chłopi zdołalipostawić kolejny dom i wszystko wskazywało, że przed zapadnięciem zmroku będą go napowrót chronić runy.Za kilka tygodni Osada miała być całkowicie odbudowana, co leżało winteresie wszystkich okolicznych mieszkańców, jeśli chcieli mieć zapas drewna na zimę. Obiecałem Selii, że będę tu zaglądać przez kilka najbliższych dni oznajmił Jeph, gdypóznym popołudniem pakowali wóz. Zajmiesz się gospodarstwem pod moją nieobecność.Będziesz sprawdzał słupy z runami oraz pełł pola.Widziałem, że pokazywałeś dziś ranoNorine, na czym polegają twe obowiązki.Wygląda na to, że da sobie radę na podwórzu, aMarea pomoże matce w domu. W porządku przytaknął skwapliwie Arlen.Pielenie i sprawdzanie słupów nie należałodo łatwych zajęć, ale zaufanie ojca napełniło go dumą. Liczę na ciebie, Arlenie. Nie zawiodę cię, tato obiecał chłopiec.* * *Kolejne dni upływały bez większych niespodzianek.Silvy czasem popłakiwała, ale miaławiele obowiązków na głowie i ani razu się nie poskarżyła, że musi wykarmić dwie dodatkowegęby.Norine polubiła pracę przy trzodzie i nawet Marea powoli pokonywała przygnębienie.Pomagała przy zamiataniu bądz gotowaniu, zaś po kolacji siadała do kądzieli.Wkrótcezaczęła też zastępować Norine na podwórzu.Obie kobiety ze wszystkich sił starały sięwypełnić swój przydział obowiązków, choć nadal bywało, że przerywały pracę, a ich twarześciągało cierpienie.Od wyrywania chwastów dłonie Arlena pokryły się pęcherzami.Na domiar złego podkoniec dnia plecy i ramiona bolały go niemiłosiernie, ale chłopiec nie narzekał.Jedynymspośród nowych zajęć, które naprawdę sprawiało mu przyjemność, była opieka nad słupamirunicznymi.Od zawsze miał do runów smykałkę i opanował podstawowe symbole ochronne,nim większość dzieci zaczęła się ich uczyć.Bardziej skomplikowane ciągi runiczne przyswoiłsobie niedługo pózniej.Wkrótce Jeph przestał doglądać pracy syna, bowiem dłoń Arlenaporuszała się pewniej niż jego własna.Kreślenie runów nijak się miało do atakowaniademonów przy pomocy włóczni, ale na pewno stanowiło jakąś formę walki.Za każdym razem, gdy Jeph wracał o zmroku, Silvy już czekała z wodą ze studni, bymógł się obmyć.Arlen pomagał Norine i Marei zamknąć zwierzęta, a potem wspólniezasiadali do kolacji.Piątego dnia póznym popołudniem zerwał się wiatr, który podrywał tumany kurzu itrzaskał drzwiami obory.Arlen wyczuwał, że zbliża się deszcz, a ciemniejące niebopotwierdziło jego domysły.Miał nadzieję, że ojciec również dostrzegł te znaki i wyruszył dodomu wcześniej lub został na noc w Osadzie.Ciemne chmury oznaczały szybsze zapadnięciezmroku, a to groziło pojawieniem się otchłańców jeszcze przed zachodem słońca.Arlen porzucił więc pracę w polu i pomógł kobietom zapędzić wystraszone zwierzęta doobory.Silvy również wybiegła z domu.Szczelnie zamykała drzwi do piwnicy i sprawdzała,czy słupy z runami wokół zagród są dobrze umocowane.Gdy w oddali zamajaczył wózJepha, nie pozostało wiele czasu do stracenia.Niebo szybko ciemniało, nie było już widaćsłońca.Otchłańce mogły powstać w każdej chwili. Szkoda czasu na wyprzęganie! zawołał Jeph, strzelając z bata, by popędzić Missy wkierunku obory. Zajmiemy się tym z rana.Wszyscy do domu, prędko!Kobiety usłuchały i ruszyły do środka. Zdążymy, jeśli się pospieszymy! Arlen usiłował przekrzyczeć wycie wiatru.Po nocyspędzonej w uprzęży Missy potrafiła narowić się przez całe dnie.Jeph pokręcił głową. Robi się zbyt ciemno.Noc w uprzęży przecież jej nie zabije! Zamknij mnie zatem w stodole zasugerował Arlen. Wyprzęgnę ją i przeczekamburzę wraz ze zwierzętami. Rób, co ci powiedziałem, synu! Jeph zeskoczył z wozu i złapał chłopaka za ramię,wywlekając go z obory.Zamknęli oba skrzydła bramy i założyli zasuwę, gdy niebo przecięła pierwszabłyskawica.Runy wymalowane nad drzwiami rozbłysły w jej blasku, zwiastując ulewę.Wpowietrzu już dało się ją wyczuć.Ruszyli biegiem w stronę domostwa, rozglądając się za mgłą, która oznaczała nadejściedemonów.Na razie, droga była wolna.Marea trzymała drzwi, gdy wpadli do środka, ściganiprzez pierwsze, ciężkie krople deszczu.Już zamykała, kiedy z zewnątrz dobiegło mrożące krew w żyłach wycie.Wszyscyzamarli. Pies jęknęła, zakrywając usta. Zostawiłam go przywiązanego do płotu! Za pózno stwierdził Jeph. Zamykaj. Co?! wykrzyknął Arlen z niedowierzaniem i obrócił się na pięcie ku ojcu. Wciąż nie ma mgły! krzyknęła Marea i wybiegła. Marea, nie! Silvy pognała w ślad za nią.Arlen również dopadł do drzwi, ale Jephpochwycił go za szelki portek i szarpnął ku sobie. Zostań w środku! nakazał, ruszając na zewnątrz.Arlen wahał się krótką chwilę.Wybiegł z domu.Jeph i Norine stali na ganku, nieprzekraczając jednak linii zewnętrznych runów.Gdy chłopiec dołączył do ojca, piesprzemknął obok i wpadł do sieni.Przecięty sznur wciąż zwisał z jego karku.Na podwórzu szalała wichura, porywając krople deszczu, które kąsały skórę niczymkrwiożercze owady.Marea i matka Arlena pędziły już w stronę domu, gdy zaczęły pojawiaćsię demony, jak zwykle jako pierwsze te zrodzone z ognia.Smugi mgły zatańczyły nadziemią, zlewając się i formując postaci zgarbionych, stojących na czworakach przybyszów zOtchłani.Należeli do najmniejszych otchłańców, mierzyli ledwie osiemnaście cali w kłębie,ale ich oczy, nozdrza i paszcze mieniły się ogniem. Szybciej, Silvy! krzyczał Jeph. Szybciej!Przez moment wszystko wskazywało, że zdążą, ale wtedy Marea potknęła się i upadła.Silvy zawróciła, by jej pomóc.W tej samej chwili pierwszy demon ostatecznie sięzmaterializował.Arlen drgnął, chcąc spieszyć matce na pomoc.W tymże momencie na jegoramię opadła ciężka dłoń Norine. Nie bądz głupcem! syknęła kobieta. Wstawaj! krzyczała w tym samym czasie Silvy, szarpiąc Mareę za ramię. Moja kostka! wychrypiała Marea. Nie mogę, zostaw mnie! Uciekaj! Niedoczekanie! Jeph, pomóż nam!Demony pojawiały się na całym podwórzu.Jeph stał niczym wmurowany i obserwował,jak jeden po drugim dostrzegały kobiety i wyrywały ku nim, zawodząc z radości. Puść mnie! Arlen z całej siły nadepnął na stopę Norine.Kobieta zawyła, a chłopiecjednym szarpnięciem wyswobodził się z jej uścisku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]