[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby była choć odrobinę więcej pobudliwa,zapaliłaby się jak pochodnia.- Mogę tego nigdy nie powiedzieć - wymamrotała, ma-jąc na myśli jego prośbę o zaproszenie do pozostania.Zrozumiał i westchnął.Mówiła, że może nigdy nie pój-dzie z nim do łóżka.- Dlaczego? - spytał spokojnie.- Może cię pociągam, Stone, ale z jakiegoś powodu wy-zwalam u ciebie agresję.Czułam to, gdy mnie całowałeś.SRPoprawił kołnierz od jej szlafroka i trzymał go w obu rę-kach.- To nie ty, Whitney.- Z westchnieniem przeczesał pal-cami swoje jasne włosy.- Nie wiem jeszcze, co to takiego.Czując potrzebę, aby dotknąć ją jeszcze choć raz, pogła-skał palcem cienie pod jej oczami.- Wrócę jutro, żeby zabrać cię na ten ślub.- Nie musisz.Mogę pojechać sama.- Pojedziesz ze mną.- To nie była prośba.To był rozkaz.Położył rękę na jej ramieniu i poszli w kierunku drzwi.Gdy doszli do krzesła, na którym stał królik, wziął swojąskórzaną kurtkę i poklepał królika po głowie.- Opiekuj się nią, stary.Przy drzwiach Stone włożył kurtkę i obejrzał się.Whitneystała, trzymając się kurczowo końców paska od szlafroka,jakby to była lina ratunkowa.Zacisnął rękę na klamce.Oczy pociemniały mu z żalu i pożądania, a głos lekko za-chrypł.- Dobrej nocy, Whitney.Jej odpowiedz była prawie niesłyszalna:- Dobranoc.Gdy tylko za Stone'em zamknęły się drzwi, Whitneypodeszła do królika, podniosła go z krzesła i przytuliła nachwilę do piersi.Ale królik kiepsko zastępował Stone'a i niedawał jej żadnego ukojenia.Już chciała go odstawić, gdy ką-tem oka zauważyła na krześle coś czarnego.Postawiła królika na podłodze i wzięła w rękę terminarzspotkań Stone'a.Musiał widocznie wypaść z jego kurtki.Pieściła w zadumie miękką skórzaną okładkę.Zawahała sięprzez chwilę, a potem zdecydowanym ruchem otworzyła go.SRRozdział piątyKościelne nawy były wypełnione przyjaciółmi i rodzinąpaństwa młodych.Zapach kwiatów mieszał się z delikatnąwonią świec pełgających na ołtarzu i w kandelabrach stoją-cych obok młodej pary.Whitney stała w odległości kilku kroków od Sylwii, trzy-mając w ręce jej ślubny bukiet i próbując myśleć o ceremonii.Stała zwrócona w stronę młodej pary, jak poinstruowano jąpodczas próby, lecz jej spojrzenie wędrowało ciągle w kie-runku Stone'a, pierwszego drużby stojącego prosto i poważ-nie po prawicy Dawida.Wyglądał taki jakiś daleki, niedostępny, jak w czasie jaz-dy do kościoła.Z jasnymi włosami, ubrany w czarny smo-king, stanowił znakomity kontrast z ciemnymi włosamii białym smokingiem pana młodego.Tak to sobie Sylwia za-planowała.Sylwia wybrała również sukienkę dla Whitney - w kolo-rze brzoskwini, długą do kostek.To nie był ulubiony kolorWhitney.Bała się, że będzie w nim wyglądała cukierkowo,chociaż Sylwia zapewniła ją, że ten miękki, pastelowy koloruwypukli i podkreśli walory jej włosów i skóry.Suknia mia-ła głęboki dekolt, odsłaniający całkowicie ramiona, była ob-cisła aż do kolan, a u dołu rozszerzona.Stone obserwował Whitney z oficjalnym wyrazem twa-SRrzy.Chciałaby wiedzieć, o czym myślał.Z taką obojętną mi-ną mógł równie dobrze stać na skrzyżowaniu i czekać nazmianę świateł.Nie było na jego twarzy ani śladu namiętno-ści mężczyzny, który trzymał ją wczoraj w ramionach.Whitney oderwała oczy od Stone' a.Gdzieś w sobie, głę-boko, czuła tępy ból od chwili, gdy wczoraj wieczorem za-mknęły się za nim drzwi.Przez wiele godzin siedziała na ka-napie przy zgaszonym świetle i trzymając na kolanach jegonotes, patrzyła na szary świat za oknem.Przypominała sobiekażde ich słowa, każdy gest, i do tej pory nie była w staniepogodzić się z niespodziewaną złością, którą okazał.Jednak,cokolwiek spowodowało ten gniew, uważała, że przyczynąnie była jej odmowa pójścia z nim do łóżka.Wysłuchawszy szczegółów Z jego dzieciństwa, była zdzi-wiona, że przyszedł do jej mieszkania.Mogła raczej oczeki-wać, że będzie starał się trzymać od niej jak najdalej.Ale nie.Może właśnie dlatego był zły.Może dlatego, że przyszedł doniej wbrew swojej woli.Pożądał ją i był jednocześnie złyz tego powodu.Zbyt była podobna do tej nieodpowiedzial-nej kobiety, która była jego matką.Nie mogła go ganić za to,że chciał być ostrożny.Jednak jego zmienne reakcje drażniły ją.Najpierw niechciał się z nią wiązać, potem powiedział, że musi ją widy-wać.Pomógł jej w kłopotach z samochodem, a wczoraj wie-czorem wściekł się, bo ją pożądał.Ten cholerny facet niewie, do diabła, czego chce, a ona nie ma zamiaru dostosowy-wać się do jego nastrojów, które zmieniał jak rękawiczki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]