[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Macierzyństwo zmienia kobiety wmęczennice.Zawsze sądziłam, że jestem zbyt wyzwolona, by mnie tospotkało.A jednak przez dziesięciolecia zmieniłam się w osobę równieusłużną i pełną pretensji jak moja własna matka.Jezusie, przecieżmiałam trzy fartuchy wiszące na haczyku przy lodówce.Nosiłamnawet ten z napisem: Zdesperowany mąż".Nikt nie daje medali za dyktatorskie rządzenie małą wysepką, jakąjest dom.Może rak piersi przyczyni się do powstania bardziejdemokratycznego społeczeństwa, cieszącego się większą wolnością.Nauczy mnie dystansu i dbania o siebie.Wszyscy byśmy na tymskorzystali.Nie mogłam długo usiedzieć przy stole.W żebra wbijało mi sięrozpalone ostrze.Aóżko i cudownie miękka owcza skóra dały miupragnioną ulgę.Wkrótce stało się jasne, że nowa sytuacja wymaga cierpliwości.Niebyłam w stanie się schylić, żeby podnieść ręcznik z podłogi.Albopozbierać okruszki lub płatki z więdnących kwiatów.Nadeszła pora,żeby nauczyć się - jak wszyscy - selektywnej ślepoty i nie zauważaćniczego poniżej własnego pasa.Sugestie Grega, jeśli chodzi ozłagodzenie obrzę-ku brzucha, sprowadzały się do delikatnych masaży.Ograniczoneruchy rąk skutecznie uniemożliwiały mi wykonywanie ichsamodzielnie.Nie zdziwiło mnie, że nie zgłosiło się wielu ochotników.Ku mojemu zaskoczeniu swoją pomoc zaoferowała Lydia.Dwa razydziennie kazała mi kłaść się na sofie i rozmasowywała olej migdałowypo moim brzuchu.Jej gotowość do opatrywania makabrycznych ran iczule oddanie ściskały mnie za serce.Nigdy nie zaznałam takiej fi-zycznej bliskości ze swoją matką.Lydia gotowała, przynosiła miherbatę, przejęła prowadzenie domu.Kiedy pytałam ją o czas spędzonyna Sri Lance, uciekała wzrokiem i udzielała zdawkowych odpowiedzi.Powiedziała, że dużo medytowała, często ponad dwanaście godzindziennie.( Jak możesz tak długo wytrzymać w pozycji siedzącej?" -spytałam. Ach, czasem wstaję i medytuję, chodząc" - odparła).Pozatym były spotkania z mnichem, który błogosławił to czy tamto, orazudział w ceremoniach.Nadal nie mogłam zrozumieć, co takiego kryjesię w tym miejscu i dlaczego przyciąga moją córkę z taką siłą.Imbardziej naciskałam, tym mniej chętnie Lydia odpowiadała.Mimo totak się cieszyłam z jej powrotu, że nie chciałam robić ani mówić nic, coby ją krępowało.Gdy zagadnęłam o Neda, odwróciła głowę ipowiedziała, że ze sobą zerwali.Kolejna strefa zakazana.Zakładając,że to jej ojciec opłacił bilet powrotny do Melbourne - wykluczone,żeby pokryła taki wydatek z własnych pieniędzy - napisałam mukwieciste podziękowania.Pomimo wszystkich niesnasek z przeszłościmiło było wiedzieć, że rozumiał znaczenie rodziny.Wkrótce po wysłaniu kartki przyśnił mi się mnich Lydii, siedzący wkręgu światła w nogach naszego łóżka i śmiejący siędobrotliwie.W czerwonobrązowej szacie ułożonej w schludne fałdywyglądał tak sympatycznie, że moja wrogość na chwilę zelżała.Chciałam mu podziękować za ceremonię w grocie, ale zanim się nadobre obudziłam, znikł.Była to druga nadprzyrodzona wizyta w ciągu tych kilku miesięcy.Zaniepokoiłam się, że może to tylko kwestia czasu, kiedy zacznę sięwłóczyć po ulicach, mamrocząc do siebie.Na pewno dałoby się jakośwyjaśnić te wizje.Pierwsza, z mamą w spa, wynikała pewnie zodstawienia kofeiny.A mnich to kac po szpitalnych lekach.Steve nie odpowiedział na kartkę, ale nasza relacja nigdy nie należałado prostych.Usiłowałam nauczyć się żyć z zakazem odkurzania, dzwigania rzeczyważących więcej niż kilogram, prowadzenia samochodu i podnoszeniaprzedmiotów z podłogi.- Nie schylaj się tak! - warknęła Lydia, kiedy wyciągnęłam rękę pokopertę, która wyfrunęła mi z dłoni.Córka przybrała klasycznymatczyny ton.Zamieniłyśmy się rolami.Słowo pacjent" w języku angielskim nie bez przyczyny oznaczarównież cierpliwy".W pierwszych dniach po operacji szybko robiłampostępy.Pewnego dnia obudziłam się i nagle odkryłam, że mam dośćsił, by powlec się do ubikacji.W domu tempo rekonwalescencjizwolniło.Czasami nawet się cofałam.Wizyta u Roba i Chantellespowodowała zaskakująco gwałtowną reakcję mojego ciała.Zapomniałam włożyć gorset przytrzymujący moją podobną doupiornego uśmiechu bliznę na brzuchu.Wieczór przebiegł uroczo, alenastępnego dnia nie mogłam się pozbierać.Potem spędziłampopołudnie z Katharine, oglądając Doktora Who i trzymającna brzuchu termofor z gorącą wodą.Zapomniałam, że straciłamczucie na szerokim pasie ciała.Rano to miejsce byłojaskrawoczerwone i ozdobione dwoma wielkimi pęcherzami.Zdarzały mi się też dni znacznie lepszego samopoczucia.Choćby ten,gdy poprosiłam Lydię, żeby kupiła mi plastry do depilacji - jakbymzaznała jeszcze za mało bólu.Nieopisaną przyjemność sprawił mi przyjazd mojej siostry.Regularne wizyty w salonie fryzjerskim rozjaśniły i ujarzmiły jejciemnobrązowe loki.Mary została w naszym rodzinnym miasteczku iubierała się tradycyjnie, ale umysł miała zadziwiająco otwarty.Wspólnie z mężem Barrym wychowała troje dzieci i nadal pracowałajako nauczycielka w podstawówce.Jej uczniowie dorośli i zostalipolicjantami, wokalistami operowymi oraz optykami.Niewiele byłorzeczy, o których nie miała pojęcia.Niektórzy ludzie z każdą dekadą marnieją - i to nie tylko fizycznie.Rozczarowanie wżera się w nich i przepełnia ich serca goryczą.Marynależy do tych wyjątkowych osób, które z każdym nowym rokiem stająsię piękniejsze, wcale się o to nie starając.Jej orzechowe oczyspoglądają z coraz większą czułością.Od czasu potyczki z rakiempiersi moja siostra pogodziła się z faktem, że życie, choć niedoskonałe,i tak jest cudowne.Widziałam, jak zachwyca się promieniem światłana wodzie albo błękitem hortensji.Nauczyła się żyć.Wprzeciwieństwie do mnie i naszego brata Jima zawsze mówiła niewiele.Można by pomyśleć, że introwertyczka w domu pełnym gaduł w ogólesię nie liczy, ale to nieprawda.Kiedy Mary wypowiadała swoją opinięspokojnym, pewnym głosem, słuchaliśmy jej.I nadal to robimy.Objęła mnie i znowu stałam się młodszą siostrzyczką, którą chroniław ramionach.Teraz świat nie mógł mnie skrzywdzić.Pachniaładomem.Sama jej pogodna obecność działała jak lekarstwo.W oczach innychpewnie wyglądałyśmy jak dwie matrony, przeglądające razem albumyze starymi zdjęciami i pijące herbatkę.Tymczasem pozostałyśmydziewczynkami: Mary mądra i taktowna, ja pragnąca jej aprobaty.Codziennie wlokłam się na spacer, za każdym razem starając siędojść nieco dalej.Na schodach niemal słyszałam, jak moje szwywrzeszczą: Nieeee!".Wracając z pięćsetmetrowe-go maratonuspotkałam Patricię, sąsiadkę z tej samej ulicy.Gdy zamieszkaliśmy wShirley, przedstawiła nam się i powiedziała, że nie jest towarzyska,więc woli, by nie zapraszano jej na ploteczki.Uszanowałam prośbę istarałam się schodzić jej z drogi.Los ukarał nas za to, każąc namnieustannie na siebie wpadać: w supermarkecie lub na światłach.Zaskoczona nieplanowanym spotkaniem, spytałam, jak się miewa.Stwierdziła, że niezbyt dobrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]