[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przyjdę do ciebie w odwiedziny, Druga Pani - rzekła.- Nie jestem godna - odparła słabo Ch iuming.Nie śmiała odpowiedzieć na spojrzenie,ale było jej miło.Była szczęśliwa.Uniosła wzrok i Meng ujrzała w nim nieśmiałe, samotneserce.- Przyjdę z moim dzieckiem - przyrzekła.Ch iuming wyszła z jadalni z innymi kobietami i dziećmi, kryjąc się pomiędzy nimiprzed wzrokiem mężczyzn.Ale patrzyli na nią, każdy na swój potajemny sposób.Tej nocy pan Wu przyszedł wcześniej na dziedziniec, na którym teraz rosły peonie,zanim jeszcze się położyła.Szyła właśnie nie dokończone jeszcze swoje ubranie, gdyusłyszała jego kroki.Powstała, kiedy wszedł, i odwróciła wzrok.Gdy tak stała, on usiadł iodchrząknął, położył dłonie na kolanach i spojrzał na nią.- Nie powinnaś mnie się bać - rzekł nie zwracając się do niej po imieniu.Nic na to nie odpowiedziała.Zaciskała dłonie na odzieży i stała nieruchomo jakkamień.- W tym domu jest wszystko, abyś była szczęśliwa - podjął pan Wu.- Matka mychsynów jest dobrą kobietą.Jest tu wiele młodych kobiet, żon mych synów, żon młodszychkuzynów i wiele dzieci.Ty jesteś zrównoważona i na pewno posłuszna.Będziesz tu bardzoszczęśliwa.Milczała.Pan Wu odchrząknął i rozluznił nieco pas.Zjadł obficie i trochę brakowałomu tchu.Ale miał coś jeszcze do powiedzenia.- Gdy o mnie chodzi, będziesz musiała spełniać niewiele obowiązków.Lubię spać dopózna.Nie budz mnie, gdy tu będę.W nocy pijam herbatę, kiedy nie chce mi się spać, ale nielubię czarnej herbaty.Jestem gorącej krwi i nigdy nie śpię pod dwoma kołdrami, nawet zimą.Tych i innych rzeczy nauczysz się na pewno już niedługo.Ubranie wysunęło się jej z rąk.Spojrzała na niego zapominając o nieśmiałości.- A więc.zostałam przyjęta? - zadała to pytanie przepełniona pragnieniem, abyznalezć schronienie dla siebie pod tym niebieskim sklepieniem.- O tak, z pewnością! - potwierdził.- Czy ci tego nie powiedziałem? - uśmiechnął się,a jego gładka, przystojna twarz rozjaśniła się nagle ciepłem płonącym w jego wnętrzu.Dojrzała i zrozumiała to.Dziś w nocy nie będzie się bać.To mała, bardzo mała cena zadobroć człowieka, który dał jej dom.Nareszcie.6Mała Siostra Hsia zawsze spełniała swe obowiązki pilnie, ale pani Wu nie oczekiwałaaż takiego pośpiechu.W siedem czy osiem dni pózniej Ying wbiegła do jej pokojów.Jej małeoczy lśniły podekscytowaniem.- Pani! Pani! - wołała.Pani Wu spacerowała wśród swych orchidei i zatrzymała się spoglądając zniesmakiem na niestosowny widok służącej biegnącej z szeroko otwartymi ustami.- Ying! - rzekła stanowczo.- Zamknij usta! Wyglądasz jak ryba na haku! Powiedz, cosię stało!Ying usłuchała i zamknęła usta, ale niemal natychmiast otworzyła je znowu: - Tochyba największy mężczyzna, jakiego w życiu widziałam! Obcy! Mówi, że ty posłałaś poniego!- Ja? - zapytała pani Wu, nie całkiem rozumiejąc.A potem przypomniała sobie.- Amoże i tak, rzeczywiście.- Pani, nic mi nie mówiłaś - upomniała ją Ying.- Powiedziałam odzwiernemu, aby gonie wpuszczał.Nigdy jeszcze nie było obcego mężczyzny w naszym domu.- Nie muszę ci wszystkiego mówić - odrzekła pani Wu.- Niech go natychmiastwpuszczą.Ying odeszła wstrząśnięta, a pani Wu podjęła spacer wśród orchidei.Choć takniedawno przesadzone, kwiaty już ożyły i rozwinęły się.Będzie im dobrze na tymocienionym dziedzińcu.Zastanowiła się, jak się mają peonie.W tym momencie od bramydziedzińca dobiegł ją głęboki głos.- Pani!Spodziewała się usłyszeć głos, ale nie była gotowa na taką jego siłę.Oderwała wzrokod orchidei i ujrzała wysokiego, barczystego mężczyznę, w długiej brązowej szacie,związanej w pasie sznurem.Był to oczekiwany przez nią ksiądz.Prawą ręką trzymał krzyżzwisający na jego piersi.Wiedziała, że krzyż był symbolem chrześcijańskim, ale symbol jejnie obchodził.Zainteresowały ją rozmiary i siła dłoni trzymającej krzyż.- Nie wiem, jak mam się do pana zwracać - rzekła swym lekkim, srebrzystym głosem -dlatego nie umiem odpowiedzieć na pańskie pozdrowienie.Proszę wejść.Ksiądz skłonił wielką głowę i wszedł przez bramę na dziedziniec.Ying poszła w jegoślady, blada ze strachu.- Proszę pójść ze mną do biblioteki - rzekła pani Wu.Zatrzymała się przy wejściupuszczając księdza przodem.Ale on oderwał dłoń od krzyża i uczynił lekki gest w kierunkudrzwi.- W moim kraju - rzekł z uśmiechem - dama wchodzi pierwsza.- Czyżby? - zapytała.- Istotnie, lepiej, abym to ja pokazała panu drogę.Weszła,usiadła na swoim siedzeniu i wskazała krzesło naprzeciwko.Ying przysunęła się do drzwi istała gapiąc się z ukrycia.Pani Wu dostrzegła ją tam.- Ying, odejdz! - poleciła.Następnie zwróciła się do księdza z lekkim uśmiechem.- Ta głupia kobieta nigdy nie widziała tak wielkiego mężczyzny, więc nie możeoderwać od pana oczu.Proszę jej to wybaczyć.- Bóg dał mi to ogromne ciało być może dla uciechy tych, którzy na mnie spoglądają.Cóż, uciecha to dobra rzecz - odezwał się zaskakująco ksiądz, jego głos grzmiał w bibliotece.- O nieba - rzekła Ying cicho, unosząc wzrok do góry - głos ma jak grzmot!- Ying, idz i przynieś gorącej herbaty! - poleciła pani Wu sprowadzając Ying naziemię.Ying uciekła w popłochu jak kot.Ksiądz siedział bez ruchu, jego potężne ciało wypełniało duże, rzezbione krzesło.Mimo ogromu, pani Wu dostrzegła, że był szczupły, niemal chudy.Nosił na piersi krzyż zezłota.Miał ciemną karnację, a czarne, duże oczy były czyste i smutne.Włosy, ani długie, anikrótkie, lekko się kręciły.Miał brodę, której pukle były czarne i delikatne.Ciemny zarostosłaniał usta o niezwykłej czerwieni.- Jak mam się do pana zwracać? - zapytała pani Wu.- Zapomniałam zapytać MałejSiostry Hsia o pańskie imię.- Nie mam swojego imienia - odrzekł ksiądz.- Ale dano mi imię Andre.Imię jakkażde inne.Niektórzy mówią na mnie ojciec Andre.Ale wolałbym, aby pani mówiła mi bracie Andre.Pani Wu ani nie przyjęła, ani nie odrzuciła tego życzenia.Nie powtórzyła imienia itytułu, jak to ludzie zwykle czynią.Zapytała o coś innego.- A pańska religia?- Nie mówmy dzisiaj o mojej religii - odparł brat Andre.Pani Wu uśmiechnęła się.- Myślałam, że wszyscy duchowni pragną mówić tylko oreligii.Brat Andre spojrzał na nią przeciągle i z zastanowieniem.Mimo siły wzroku nie byłow jego oczach śmiałości.Pani Wu nie czuła się skrępowana tym spojrzeniem.Było onobezosobowe, jak lampa, którą ktoś trzyma pokazując innemu nieznaną ścieżkę.- Powiedziano mi, że chcesz ze mną mówić, pani - rzekł brat Andre.- Ach tak, istotnie - odrzekła pani Wu.Ale zawahała się.Teraz uświadomiła sobie, żeYing w drodze do kuchni rozplotkowała wiadomość o monstrum, które ich nawiedziło.Usłyszała szepty i hałasy przy drzwiach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]