[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było więcej niż pewne, że i tej nocymęczyłby się tylko w pościeli, a sen, ten zdrajca, i tak by nie przyszedł.Ozdarzeniach z ostatnich godzin nie chciało mu się myśleć, gdyż w głębi jego umysłupojawiła się wątpliwość, czy aby czasem, w poczuciu obowiązku, rzetelniewykonując swoją pracę, nie postawi pod ścianę niewinnego człowieka.Wyciągnął zpawlacza ogromną walizę na kółkach i zaczął pakować rzeczy Agnieszki.Gorman był wściekły.Nie wiedział tylko, czy bardziej na Kaszanę, który jak zwyklewszystko komplikował i doszukiwał się drugiego dna nawet wtedy, gdy pierwszebyło betonowe, czy na Krzywdziaka, który zamiast grzecznie się do wszystkiegoprzyznać, odstawił taki kabaret, że teraz nawet Gorman zaczął mieć wątpliwości.Przez całą drogę do domu obmyślał plan jutrzejszego przesłuchania, zastanawiał się,jak podejść Krzywdziaka, by ten albo przyznał się do winy, albo przynajmniejzaplątał się w zeznaniach na tyle, by jego udział w zbrodni stał się niepodważalny.Ico najważniejsze, by wyjaśnić teorię Kaszany o wspólniku.Im bliżej był domowychpieleszy, tym szybciej złość ustępowała miejsca zmęczeniu i nadziei na choćby kilkagodzin spokojnego wypoczynku.- Bania, bania i do spania - powiedział do siebie Gorman, gdy był już w domu.Lekceważąc nawyki higieniczne, od razu walnął się do wyrka.Jednak nie dane byłomu dłużej pospać.Bladym świtem zbudził go telefon.- Tu posterunkowy Wypych - usłyszał w słuchawce.- Czego chcecie, Wypych? Może byście się tak wypchali? Co? Szczególnie o tejporze.Wiecie, Wypych, która godzina?- To nie moja wina panie inspektorze, że Krzywdziak się zle poczuł i trzeba go byłoreanimować.- Co? Zrobił sobie coś?- On? Raczej nie.Wygląda, że mu po spotkaniu z panem pikawa zastrajkowała.- Wypych, litości! Pikawa? Zastrajkowała? Czyli.zawału dostał?!- Chyba tak.- Ożeż ty w mordę! I gdzie on teraz jest?- Erka zabrała go na ostry dyżur.Na Kopernika.- Szlag by to trafił! Już tam jadę.- Mam powiadomić inspektora Kaszanę?- Kaszanę? Nie, sam to zrobię.Gorman odłożył słuchawkę i chwilę siedział na łóżku.- Pięknie - pomyślał.- A jednak Jasiu miał rację.Przegiąłem.Kaszana, po krótkim spięciu z żoną, która nie bardzo wierzyła w jego rozsądek, jeślichodzi o dobór rzeczy, jakoś przekonał ją, że nie ma czasu na przepakowywaniewalizy.Dochodziła siódma i mieli niecałą godzinę, by zdążyć na lotnisko.W rzeczysamej dojechali na Balice w ostatnim momencie.Kaszana, żegnając się z żoną, po razkolejny musiał tłumaczyć, że nie ma innego wyjścia i musi lecieć.W Londynie, podopieką Goodwinda, nie tylko będzie bezpieczna, ale mile spędzi czas.A on na pewnoda sobie radę, więc niech się nie martwi, odpoczywa i korzysta, by zwiedzić jedną zpiękniejszych europejskich stolic, centrum muzyki i teatru.Gdy Agnieszka znalazłasię wreszcie w samolocie, odetchnął z ulgą.Wszedł na taras widokowy i patrzył, jakmaszyna kołuje, ciężka i niezdarna, jak rozpędza się, gubiąc pod kołami wstęgębetonu, by w końcu, w jakiś niepojęty sposób, oderwać swoje opasłe brzuszysko odziemi i wzbić się w powietrze.Kaszana śledził samolot, aż ten zniknął mu z oczu.Powoli wrócił do auta i pojechał na komendę. Chociaż dzisiaj nikt się do mnie nie przypieprzy, że się spózniam" - pomyślał,spoglądając na zegarek.Gdy dojechał na miejsce, nie było jeszcze dziewiątej i miałnadzieję, że uda mu się spokojnie wypić kawę i przejrzeć dziennik.Plany jednak, jakto plany, wzięły w łeb.Ledwo przekroczył próg komendy, dopadł go Gorman wstanie wskazującym na psychiczne rozstrojenie.- Mamy kłopoty - wypalił.- Kłopoty to nasza specjalność - Kaszana, choć rozgoryczony wizją kolejnegozwariowanego dnia, postanowił zachować spokój.- Zmięknie ci rura, jak się dowiesz szczegółów.Po pierwsze, Krzywdziak miał nadranem zawał.Po drugie, odciski palców i badania genetyczne wskazują ponadwszelką wątpliwość, że to on był na miejscu zbrodni.Po trzecie, pojechałem doszpitala, jak tylko dali mi znać, że wylądował na kardiologii.Na szczęście ma sięniezle, jak to się ładnie mówi: jego stan jest stabilny".Był przytomny, jakprzyjechałem, ale lekarz nie pozwolił mi z nim rozmawiać.Nie naciskałem, bo ponocnej sesji mógł faktycznie mieć mnie dosyć.Spotkałem za to jego żonę.Przyjechała dowiedzieć się, co z nim.Chyba strasznie to przeżywa, bo wyglądałajakby sama miała się za chwilę przewrócić.- Była u męża?- Chciała być, ale Krzywdziak, jak ją zobaczył, totalnie spanikował i ciśnienie takmu skoczyło, że zbiegło się pół szpitala.Porozmawiałem z nią chwilę, ale bezporuszania drażliwych wątków.Dowiedziałem się jednak, że nie układało im sięostatnio najlepiej.Mieli problemy finansowe, kryzys małżeński.Krzywdziak nieznosił tego wszystkiego najlepiej i kilkakrotnie zasięgał porady psychologicznej.- Był w leczeniu?- Tego nie wiem.Ale nawet tyle można uznać za dodatkową poszlakę, która muraczej nie pomaga.- To się powinieneś cieszyć - zauważył Kaszana z sarkazmem.- Ale mi się jakoś nie udaje.Jeżeli masz rację, że facet nie musi być sprawcą tychmorderstw, to znalazł się w nie lada tarapatach.Aatwo będzie zrobić z niego kozłaofiarnego.- Trzeba się będzie wszystkiemu dobrze przyjrzeć, przeanalizować dowody,przesłuchać nowych świadków.- Tylko, że chyba już nie my - Gorman przerwał rozmyślania przyjaciela.- Michalskichce nam zabrać sprawę.- Skąd wiesz?- Kazał przekazać sobie wszystkie materiały dotyczące sprawy i z zatroskaną minąstwierdził, że musi wymyślić jakiś dobry wybieg, by nas ratować.- Czyli wie już skubaniec o Krzywdziaku.- Trudno, żeby nie wiedział.W końcu on tu jest szefem - Gorman, mówiąc to, zrobiłkwaśną minę.- Poza tym pogratulował mi schwytania groznego przestępcy i dał dozrozumienia, że prokuratura będzie zadowolona.- To pewnie faktycznie ma zamiar wylosować jakiegoś spolegliwego komisarzynę,na przykład takiego Sobierajcza-ka, który wszystko uporządkuje, co trzeba przytnie,co trzeba wytnie i Krzywdziak, umoczony na cacy, wyląduje w kryminale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]