[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Widziałeś, jak wychodziła z polany? Nie, po raz ostatni widziałem ją. Zmrużył oczy, wytężając pamięć. Wszyscy byliśmywtedy na spacerze medytacyjnym, ale nie pamiętam, czy ona poszła z nami. Wiedziałam, że nieposzła, ale czekałam, aż sam sobie przypomni. Po powrocie poszliśmy wszyscy pływać.Znów umilkł i zamyślił się, a po chwili pokręcił głową. Nie, nad rzeką chyba już jej nie było,sądzę więc, że po raz ostatni widziałem ją przed tym spacerem. Popatrzył na mnie. Dlaczegopytasz o Willow? Bo akurat ją dobrze pamiętam.Bardzo ją lubiłam. Jak my wszyscy odrzekł. Rany, ciekaw jestem, jak ona teraz wygląda.Zrobił zamyśloną minę, wyobrażając sobie starszą Willow.Z drugiej strony biurkapopatrzyłam na jego pomarszczoną skórę i potargane wiatrem włosy, jak również na swojeodbicie w oknie za jego plecami.Przez chwilę wydawało mi się, że widzę nasze duchy sprzed lat,siebie z czarnymi włosami zaplecionymi w warkocze i jego o szczupłej, młodzieńczej sylwetcez uśmiechem odsłaniającym braki w uzębieniu.Również pomyślałam o Willow, o jej opalonejskórze i gardłowym śmiechu.Miała teraz krótkie włosy czy długie? Aadnie się zestarzała? Czybyła szczęśliwa? Tak, ja też się zastanawiam, jak teraz wygląda.Wyszłam z biura, gdy Levi odebrał telefon i uznałam, że nie będzie to krótka rozmowa,ponieważ, zerkając na mnie, zaczął podawać rozmówcy różne warianty usług w zależności odceny.Wyjęłam z torebki swoją wizytówkę, napisałam na odwrocie: Zadzwoń, gdybyś chciałporozmawiać o komunie, a pod spodem dopisałam także numer domowy.Spojrzał na nią, gdy mują podałam, i odpowiedział skąpym uśmiechem.Kiedy ruszyłam ścieżką do samochodu, obejrzałam się jeszcze i zobaczyłam przez okno, jakLevi wrzuca moją wizytówkę do kosza na śmieci. ROZDZIAA DWUDZIESTY DZIEWITYWieczorem, mimo że dokładnie pozamykałam drzwi domu, czułam się nieswojo, jakbymbyła obnażona.Rozmawiałam już z wieloma ludzmi o komunie, burząc spokój.Aaron miałmnóstwo lojalnych zwolenników, nie mówiąc już o tych, którzy prawdopodobnie zainwestowaliw centrum.Interes przynosił niezłe dochody, toteż nikt sobie nie życzył, żeby ktoś wtykał nosw ich sprawy.Musiałam sama siebie przekonywać, że teraz policja powinna się baczniejprzyglądać działalności ośrodka, bo przecież Aaron jest na tyle inteligentny, żeby sięniepotrzebnie nie wychylać.Ale po raz drugi sprawdziłam, czy zamknęłam wszystkie drzwii okna, kręcąc tylko głową na swoją paranoję.Próbowałam się skupić na ulubionych programachogrodniczych w telewizji, kiedy zadzwonił telefon, zaskakując mnie tak bardzo, że rozlałamherbatę.Oblizując sparzony palec, po czwartym sygnale podniosłam słuchawkę. Halo?Zachrypnięty głos, stłumiony i zniekształcony, rzucił ostro: Przestań mącić, bo pożałujesz.Nie masz pojęcia, kurwa, z kim zadzierasz.Połączenie zostało przerwane.Wstrząśnięta, popatrzyłam na wyświetlacz aparatu, ale numer był zastrzeżony.Czy to byłktoś z centrum? Nie potrafiłam nawet określić, czy dzwonił mężczyzna, czy kobieta.Głosbrzmiał chropowato, jakby zmieniony przez komputer, co tylko podkreślało przerażającywydzwięk słów.Wcisnęłam *57, mając nadzieję, że uda się wyśledzić numer rozmówcy.Usiadłam na kanapie, żeby pozbierać myśli.Wydawało się, że moje wcześniejsze obawymogą być bardziej uzasadnione, niż sądziłam.Widocznie gdzieś po drodze nadepnęłam komuś naodcisk.Zaczęłam rozmyślać, co robić dalej.Grozba była denerwująca, lecz jeśli wyszła od kogośz centrum, i tak było mało prawdopodobne, żeby Aaron postanowił mnie skrzywdzić, a już napewno nie z powodu moich zeznań dotyczących molestowania seksualnego, skoro sprawa i taknie miała raczej szans, żeby trafić przed sąd.Gdyby spotkało mnie coś złego, stałby siępierwszym podejrzanym, a przecież nie był głupi.Nie mogłam jednak wykluczyć, że postanowiłmnie postraszyć, dopóki moje działania nie miały jeszcze negatywnego wpływu na centrum.Telefon zadzwonił po raz drugi, przez co serce podeszło mi do gardła.Odczekałam chwilę,zbierając się na odwagę, po czym spojrzałam na wyświetlacz aparatu.Tym razem pokazywałnumer, który mętnie mi się kojarzył, mimo to odezwałam się niepewnie: Halo? Cześć, Nadine.Mówi Tammy. Tammy! Jak się masz? Z ulgą usiadłam z powrotem na kanapie. Nie najlepiej.Była zdenerwowana, roztrzęsiona.Przejęta jej stanem, wyprostowałam się nagle i zapytałam: Wszystko w porządku?Tym razem odezwała się głucho i matowo, przez nos, jakby płakała. Mój mąż zabronił mi rozmawiać z policją.Odchyliłam się na oparcie.Byłam rozczarowana, lecz wcale mnie to nie zaskoczyło. Więc co chcesz zrobić? zapytałam. Nadal masz ochotę złożyć zeznania? Sama nie wiem.Rozumiem jego punkt widzenia.On się po prostu boi o mnie i Dillona.Ludzie myślą, że centrum jest potężne, a Aaron to bardzo ważna figura z mnóstwem pieniędzy.On nie chce, żebym została zmieszana z błotem, żebym musiała o tym wszystkim rozmawiaćz dziennikarzami, bo ludzie będą o nas gadali.Poza tym uważa, że nikt mi nie uwierzy.Sposób, w jaki to powiedziała, a zwłaszcza smutek pobrzmiewający w jej głosie, powiedziałmi, że ona również jest rozczarowana, czy to postawą męża, czy też brutalną prawdą, bo tego niebyłam pewna.Niemniej miał rację, szykowałyśmy bitwę ze znacznie liczniejszym wrogiem.Nietylko wiele osób by jej nie uwierzyło, ale jeszcze gdyby doszło do procesu, na pewno byłbyemocjonalnie wyczerpujący, powodujący mnóstwo stresów i w życiu codziennym,i w małżeństwie.Wiedziałam to aż nazbyt dobrze.Teraz, gdy przeszukanie polany niczego nie wykazało, a Tammy nie miała ochoty składaćzeznań, szanse na wytoczenie sprawy przeciwko Aaronowi gwałtownie zmalały, ale równieważne było przeświadczenie Tammy o słuszności jej decyzji. Wiem, jak ciężko musi ci teraz być, Tammy powiedziałam. Sprzeciwianie się woli osóbnam najbliższych jest nadzwyczaj trudne.Ale czasami powinniśmy robić to, co uważamy zasłuszne, nawet jeśli miałoby to oznaczać zburzenie spokoju innych ludzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]