[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak pan chce.Nie zmuszam pana.Ale jak potem obudzi pana w nocy, niech pan do mnie nie ma pretensji.Będzie pan sam sobie winien.- Proszę mnie zrozumieć.Pani ma zapewne swoje racje, nie chciałbym krzyżować pani zamiarów, ale nie mam ochoty podpisać.Może ona ma też swoje racje, żeby hałasować.Stara zarechotała, krzywiąc się z obrzydzeniem.- Powody! Ha, ha, ha, niech mnie pan nie rozśmiesza.Ona taka jest, i koniec.Zatruwa nam życie.Zawsze znajdą się tacy, co chcą zatruć innym życie.Jeśli ci inni się nie bronią, to w końcu włażą im na głowę.Ja nie lubię, jak mi ktoś włazi na głowę, i nie pozwolę na to.Porozmawiam z kim trzeba.Jeśli pan nie chce nam pomóc, to pańska sprawa, ale niech pan potem nie przychodzi się żalić.Proszę mi to oddać.Wydarła Trelkovsky'emu z rąk cenny papier.Nie powiedziawszy "Do widzenia", poszła do drzwi i zatrzasnęła je za sobą.- Bydlaki! Bydlaki! - klął Trelkovsky zaciskając zęby.- Bydlaki! Czegóż oni chcą, żeby wszyscy pozdychali, byle tylko im zrobić przyjemność.I nawet to im pewnie nie wystarczy, tym bydlakom!Ogarnęła go wściekłość.Zszedł coś zjeść do restauracji, lecz jeszcze po powrocie trząsł się ze złości.Zasnął zgrzytając zębami.Następnego dnia wieczorem kobieta z kaleką dziewczyną zastukała do drzwi, nieco przed dziesiątą.Nie płakała już.Spojrzenie jej było twarde i złe, lecz rozpogodziła się nieco na widok Trelkovsky'ego.- Ach, proszę pana! Sam pan widział! Zebrała podpisy pod petycją! Udało jej się.Będę się musiała wyprowadzić.Cóż za zła kobieta! I wszyscy podpisali! Z wyjątkiem pana.Przyszłam panu podziękować.Pan jest dobry.Dziewczyna wpatrywała się uparcie w Trelkovsky'ego.Kobieta też patrzyła na niego błyszczącymi oczyma.Zmieszał się pod tymi spojrzeniami.- Prawdę mówiąc - wyjąkał - nie lubię takich spraw i nie chcę się do tego mieszać.- Nie, nie - kobieta pokręciła głową, jakby nagle bardzo zmęczona.- Nie, pan jest dobry, widać to po pańskich oczach.Skurczyła się nagle.- Ale się zemściłam! Dozorczyni też jest złą kobietą, dobrze jej tak! Rozejrzała się dookoła i upewniwszy się, że nikt nie podsłuchuje, ciągnęła przyciszonym głosem:- Swoją skargą i petycją przyprawiła mnie o biegunkę.I wie pan, co zrobiłam?Młoda kaleka wpatrywała się usilnie w Trelkovsky'ego.Uczynił znak, że nie wie.- Załatwiłam się na schodach!Parsknęła śmiechem.- Tak, zrobiłam kupę na całej klatce schodowej.Jej oczy były sprytne, jak u małej dziewczynki.- Na wszystkich piętrach, wszędzie.To w końcu ich wina, mogli mnie nie przyprawiać o biegunkę.Ale przed pańskimi drzwiami nie narobiłam dodała.- Nie chciałam panu sprawiać kłopotów.Trelkovsky był przerażony.W ułamku sekundy zdał sobie sprawę, że brak nieczystości przed jego drzwiami nie tylko go nie uniewinni, lecz będzie najgorszym oskarżeniem.Ochrypłym głosem zapytał:- Czy.czy dawno?Zagdakała.- Teraz.Dosłownie przed chwilą.Jak to jutro zobaczą, to dopiero zrobią miny! A dozorczyni będzie musiała posprzątać! Dobrze im tak, dobrze im tak!Zamachała rękami.Słyszał jeszcze, jak gdakała, schodząc ostrożnie ze schodów.Przechylił się przez poręcz, by sprawdzić.Nie skłamała.Wzdłuż schodów ciągnęła się zygzakiem żółta smuga.Złapał się za głowę.- Na pewno powiedzą, że to ja! Muszę znaleźć jakieś wyjście.Muszę!Nie mógł przecież zabrać się teraz do sprzątania tego wszystkiego.W każdej chwili mógł go ktoś zaskoczyć.Przyszło mu na myśl, by samemu zrobić przed swoimi drzwiami, lecz nie chciało mu się.Pomyślał też, że inny kolor i konsystencja mogłyby go zdradzić.Wreszcie znalazł rozwiązanie.Pokonując wstręt, wziął z mieszkania kawałek tektury i nabrał na niego trochę ekskrementów z wyższego piętra.Serce waliło mu młotem w czasie tej ekspedycji, ogarnął go strach i obrzydzenie.Wyrzucił zawartość tekturki na podest przed drzwiami swojego mieszkania.Potem poszedł do ubikacji pozbyć się tektury.Wrócił ledwo żywy.Nastawił budzik na wcześniejszą godzinę niż zazwyczaj.Nie miał ochoty być świadkiem sceny, która nastąpi po odkryciu.Lecz rano nie było już śladu wydarzeń z zeszłego dnia.Silny zapach chlorku unosił się z wilgotnych jeszcze drewnianych stopni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]