[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziewczyna rozwarła ramiona, jakby miała zamiar uściskać doktora i krok po kroku zbliżała się ku niemu, a on, również krok po kroku cofał się coraz bardziej i bardziej przerażony.Dłonie mu drżały mocno, tak mocno, iż z całych sił ścisnął je obie razem, aby owo drżenie nieco zamaskować.Trzęsła mu się broda i wargi, a z kącików ust pociekła ślina, osiadając na niedogolonej szczeci podbródka.– Mniemałeś, iż się mnie tak łatwo pozbędziesz? – pytała dziewczyna.Odwróciła się z zalotnym uśmiechem ku kapitanowi i zapytała:– Jakąż to funkcję pełni na tym statku ów dżentelmen? Myślę, że to nie tajemnica?– Ach.gdzież tam.– jąkał się kapitan.– Jakaż tam.tajemnica.Ot, ten stary opój jest naszym lekarzem.Dziewczyna z ironią w głosie zagadnęła doktora:– Cóż za zmiana? Z lekarza dusz przeistoczyłeś się w lekarza ciał? Czy z równie dobrym skutkiem? Wielu udało ci się uratować od zguby?Stary doktor uniósł obydwie dłonie w górę i jakby usiłując odepchnąć nimi zbliżającą się postać, wychrypiał zmienionym ze strachu głosem:– Apage Satana! Vade retro me Satana!Dziewczyna na dźwięk owych słów zaniosła się śmiechem.Śmiała się długo, aż łzy skapywały jej po policzkach, a gdy na koniec przestała, wyraz jej twarzy stałsię poważny:– Jak śmiesz w ten sposób do mnie przemawiać?! Jak śmiesz?! Czyżbyś już zapomniał przyrzeczeń i układów, przysiąg i obietnic? Czyżbyś już zapomniało wszystkim, co nas łączy.bo wciąż wiele nas łączy i nic, NIC, nie dzieli.– Skończyłem z tamtym życiem.Raz na zawsze.Nie masz do mnie prawa!Nie masz prawa! – doktor krzyczał, nadal się cofając.Jego niski rozedrgany przerażeniem głos, przeszedł w śmieszny falset.– Czyżby? – z kpiącym uśmieszkiem na ustach spytała dziewczyna.– Czyżby?Wiem, żeś swego czasu odebrał w pewnym, dość szczególnym kierunku, nader gruntowne wykształcenie.Pewnie też nie zapomniałeś owych słów, głoszących, iż „pijacy nie posiądą królestwa niebieskiego.” A skoro nie posiądą tamtego królestwa, to cóż im może być przeznaczone? Może spróbujesz zgadnąć? Nie wierzgaj tedy, nie wierzgaj, bo i tak nic przeciw mnie nie zwojujesz.Raczej, skoro cię chcę uściskać, oddaj mi mój uścisk.Chodź! – wyciągnęła na powrót ku niemu rozwarte ramiona.– Chodź i niech wszystko będzie jak dawniej!Ale on nie miał zamiaru spełnić jej woli.Podnosząc dłonie w obronnym geście cofał się przed przybyłą, bełkocząc w kółko jedno i to samo:– Apage Satana! Vade retro me Satana!Martwa cisza panowała śród załogi, aż wreszcie kapitan zdecydował się ją przerwać:– A zatem znacie się oboje? Skąd? Taka różnica wieku? I o co tu w ogóle chodzi?Dziewczyna odwróciła się ku niemu z uśmiechem na ustach:– Et, to stare dzieje! Opowiem wam kiedyś o tym.Tymczasem dajmyż mu spokój.Nie chce odnowić dawnej znajomości – jego sprawa.Myślę przecież, iż wcześniej czy później jednak to uczyni.Ach! Ileż to ja mam wam do powiedzenia.* * *Doktor dotarł w końcu do włazu wiodącego pod pokład i prawie staczając się po stromych schodkach na dół, dopadł drzwi swojej kajuty, a wbiegłszy do środka, zaryglował się dokładnie.Później natomiast, nie zwracając uwagi na jęki rannego Hansa, wywalił na sam środek pomieszczenia, całą zawartość swojego kufra i przerzucając najrozmaitsze rupiecie, które mu się udało zgromadzić przez lata, szukał czegoś gorączkowo.Wreszcie jego praca została uwieńczona sukcesem.Oto spomiędzy pudełek na tytoń, całej kolekcji fajek, ubrań mniej lub bardziej zniszczonych i wielu, bardzo wielu jeszcze przedmiotów, których przeznaczenia nie sposób było odgadnąć, głównie ze względu na stopień ich zniszczenia, wydobył sporych rozmiarów krucyfiks i przybił go do drzwi wejściowych po ich wewnętrznej stronie.– Teraz będziemy już bezpieczni.Już bezpieczni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]