[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na spirytusowej kuchence zagotowałem wodę na kawę.Na śniadanie mieliśmyciasto owocowe z puszki.Znieżnobiałe czaple wystartowały do lotu. Czy są tutaj flamingi? Ellen przerwała ciszę.171 Nigdy ich nie widziałem. O czym myślałeś, kiedy zabijałeś tamtych facetów na Wavebreakerze? spytała nagle poważnym tonem.Dlaczego właśnie teraz o to pytała? Byłem zbyt przerażony, żeby myśleć o czymkolwiek. Przerażony? Miała minę, jakby mi nie dowierzała. Bałem się i było mi niedobrze.Jeżeli chodzi o postępowanie z takimi ty-pami, nie mam żadnego doświadczenia. Powiedziałem to lekko, ale nocami bu-dziłem się zlany potem.Co by się stało, gdybym nie złapał tego uzi i nie zastrzeliłdwóch zbirów? Zniły mi się koszmary.Dręczyło mnie przeświadczenie, że gdybymzastrzelił najpierw drugiego faceta, Tesy nadal by żył. Największą zaletą żołnierza stwierdziłem ponuro jest brak wyobrazni.Moja wyobraznia działała sprawnie.Wiedziałem, co mogłoby się stać, gdybySweetman albo jego przyjaciele nas znalezli, więc zaraz po śniadaniu odwinąłem ztaśmy webleya i wyczyściłem go.Wsadziłem pistolet do kieszeni spodenek, aleświadomość, że śmiesznie wyglądam z taką wypchaną kieszenią, skłoniła mnie dowyjęcia broni i ukrycia jej na Masquerade.Resztę popołudnia spędziłem z Bonefishem.Nie robiliśmy nic szczególnego.Nawet nie rozmawialiśmy o Tesym.Próbowaliśmy naprawić stary silnik.Obieca-łem Bonefishowi, że napiszę do kilku naszych dawnych klientów i zapytam, czy nieposiadają jakichś fotografii Tesy'ego, gdyż jedyne zdjęcie, które miał Bonefish,zostało zrobione, gdy chłopak liczył sobie osiem lat.Ellen zauważyła, że podobniewyglądał jako siedemnastolatek.Spędziliśmy razem z Ellen bardzo przyjemny weekend.Trochę pracowałemprzy Masquerade, ale przez większość czasu chodziliśmy na spacery, pływaliśmy irozmawialiśmy.Najwspanialszym dniem okazała się niedziela.Nazajutrz Ellenmiała wyjechać.Wzięliśmy skifa Bonefisha i popłynęliśmy na jedną z bezludnychwysepek.Wokół nie było nic prócz morza palm, ptaków i jaszczurek.Pływaliśmynago w lagunie.Zastanawiałem się, czy kiedykolwiek będę jeszcze tak szczęśliwy, apotem uświadomiłem sobie, że przecież podczas rejsu na Masquerade nasze życiebędzie wyglądało podobnie: palmy, plaże i zapomniane wyspy.Wysuszyło nas słońce.Rozmawialiśmy o jakichś głupich rzeczach, tak jak to172zwykle robią zakochani.Byliśmy zaskoczeni własnym szczęściem i przeświadczeni,że nikt przed nami nie doznał takiego uczucia.Przypomniałem sobie, jak Ro-bin-Anne opowiadała, że przyjemność powstaje zwyczajnie i zupełnie nieroman-tycznie pod wpływem wydzielanych substancji chemicznych.Przypuszczam, żerównież o miłości można powiedzieć, iż jest koktajlem instynktów i testosteronu, aleja w to nie wierzyłem.To właśnie było szczęście o smaku nieba.Nie wiedziałem,dlaczego kocham Ellen.Uważałem część jej poglądów za szalone, a ona prawdo-podobnie myślała to samo o moich.Jednak potrafiliśmy razem się śmiać i zależałonam na wspólnych snach, nadziejach i życiu.Ellen zabrała na naszą wyspę książkę, ale była zbyt szczęśliwa i rozleniwiona, byją czytać. ,,Feministyczno-symboliczne postrzeganie Goethego przeczytałem nagłos tytuł. O rany, kobieto! Nie będzie ci się podobała powiedziała leniwie Ellen nie ma w niej ob-razków. Możesz mi kupić wersję komiksową. Przerzucałem kartki książki, za-trzymując się tam, gdzie Ellen zrobiła na marginesie jakieś notatki.Nota na okładcegłosiła, iż autor jest pracownikiem Wydziału Studiów Kobiecych na UniwersytecieKalifornijskim. Dlaczego nie ma wydziału studiów męskich? spytałem. Badanie bezmózgich brutali pozostawiamy studiom behawiorystyki zwie-rzęcej. Ellen aż podskoczyła, ciesząc się ze swego małego zwycięstwa. Czychciałbyś, żeby cię przestudiowano? zapytała. Nie. Ale ja cię właśnie studiuję. Ellen odwróciła się na brzuch.Wciąż byliśmynadzy.Do ciepłej skóry przyklejały się ziarenka piasku. I czego się o mnie dowiedziałaś? Tego, jak bardzo twardzielowi Nickowi zależy na uznaniu i miłości wy-głosiła swój werdykt, a potem musnęła palcami moją twarz. Co się stało z innymidziewczynami? Jakimi innymi?Westchnęła i przewróciła się z powrotem na plecy. Czyżbyś pozostał jedynym marynarzem prawiczkiem?173Zaśmiałem się. Niektóre były niezłe, inne takie sobie, a jeszcze inne chciały po prostu po-znać mojego ojca. Tak więc nauczyłeś się nie ufać kobietom? Może.Niektórym zależało na tym, abym był bardziej ambitny.Jedna nawetstwierdziła, że nie wyjdzie za mnie, dopóki nie zostanę oficerem. I dlaczego nie zostałeś oficerem? Ponieważ tego oczekiwano by od syna Toma Breakspeare'a. A-ha! zawołała tryumfalnie Ellen. A więc zaciągnąłeś się do marynarkitylko po to, by rozzłościć swego ojca! Chciałeś, aby zwrócił na ciebie uwagę.Czyignorował cię, kiedy byłeś mały? Nie bardziej niż cokolwiek czy kogokolwiek innego powiedziałem. Naniebie mego ojca błyszczy tylko jedna gwiazda. Biedny Nick. Nie, nie potrzebowałem litości.W końcu przecież wzrastałem w bogatejrodzinie.Mieszkałem w wielu wspaniałych domach od angielskich posiadłości, pofrancuskie zamki i rezydencję w Beverly Hills.Jeszcze pamiętam samotne godzinyspędzone w labiryncie marmurowych korytarzy, wśród fontann i basenów.Pamię-tam przytłumiony śmiech służby w pokojach nad garażami.Kiedyś, gdy miałemosiem lat, mój ojciec wykupił cały sklep z zabawkami i kazał je przewiezć do re-zydencji.Wszystkie te zabawki wrzuciłem do basenu, aż wypełnił się kolejkamielektrycznymi, misiami, klockami, strojami kowbojskimi, rowerkami i domkami dlalalek.Ojciec powinien mnie zbić na kwaśne jabłko. Och, Nick. Ellen rozkroiła mango i podała mi kawałek. Myślę, że po-lubiłabym twojego ojca. Polubiłabyś go, gdyby on tego zechciał.Potrafi być taki, jakim chcesz gowidzieć.Jeżeli zależy ci, aby był skromnym, uprzejmym, wykształconym erudytą,to właśnie taki będzie.Nigdy nie uwierzyłabyś, że pieprzy wszystko, co się rusza,niezależnie od płci, i że jego mózg to szambo. Ale go kochasz. Tak. I jesteś jego ukochanym dzieckiem? Zabrzmiało to nieco mniej pewnie niżjej poprzednie stwierdzenie, ale była to prawda.174 Pewnie tak przyznałem i patrzyłem, jak Ellen, zadowolona z rezultatówprzesłuchania, leżała z zamkniętymi oczami. A jak to było z tobą? Co ze mną? Kim byli twoi kochankowie?To dziwne pytanie podyktowane zostało przez zazdrość, ale Ellen chyba nieuważała, że zle robię, zadając je. Akademicy i aktywiści wzruszyła ramionami, tak jakby żaden z nich niemiał dla niej żadnego znaczenia. Powtarzali mi, że nie kieruje nimi zwierzęcepożądanie, że chcą ze mną współpracować, wspólnie badać kosmos, ale jedynym, naczym im zależało, było pieprzenie. Nie możesz ich za to winić.Ellen odwróciła się do mnie i spojrzała surowo.Sądziłem, że za chwilę zostanęochrzaniony za brak powagi, ale ona tylko uśmiechnęła się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]