[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wasze zadanie przeszukać okolicę i zatrzymaćwszystkich ludzi w kolejarskich mundurach.Jakieś pytania?Nowak nie miał pytań.Nie miał w zwyczaju zadawać pytań w związku z rozkazami przełożonych.Wiedział, co to dyscyplina i czym jest służba, w której przełożony jest od wydawania rozkazów, zaśpodwładny od ich wykonywania, a nie zabierania czasu oficerom jakimiś wątpliwościami.- Tajes! - krzyknął, wyprężył się, zasalutował, wykonał regulaminowy obrót w tył i podszedł doswoich ludzi:- Kapral Fik, kapral Grula, każdy zabierze po pięciu ludzi.Przeszukać okolicę.Każdego wkolejarskim mundurze zatrzymać i dostarczyć na miejsce.Poszukiwany kolejarz ma broń.Strzelałdziś do funkcjonariuszy, więc uważać na jebańca.Wykonać!Kierownik akcji Teofil Olkiewicz wszedł znowu do szoferki nyski Grzecha Kowala i włączyłradiotelefon.- Chorąży Olkiewicz do dyżurnego - odezwał się znacznie mniej pewnie niż za pierwszym razem.- Tu dyżurny, mówcie - odezwał się funkcjonariusz, ale tym razem, nauczony poprzednimdoświadczeniem, nie poprosił o podanie kodu rozpoznawczego.- Chciałem zapytać, czy jakiś oficer tu przyjedzie, co będzie koordynował ten cały burdel namiejscu?- Na razie wy dowodzicie, chorąży.Jak będziemy kogoś mieć, to się pojawi na miejscu.Szukamyjuż waszego majora Marcinkowskiego i Brodziaka, porucznika.No ładnie, kurde, wdepnąłem w gówno, wiara się będzie śmiać jak nic.Już widzę minę MirasaBrodziaka, jak opowiada chłopakom o wezwaniu na miejsce psa tropiącego.Szlag by trafił, myślałzły jak diabli Olkiewicz.Miał się już odmeldować, gdy wtem przypomniał sobie o dwóch postrzelonych kolegach.Tak byłzajęty przez ostatnie kilkadziesiąt minut, że nawet o nich nie pomyślał.- A co z chłopakami, macie jakieś wiadomości, jak si ę czują? - zapytał, ściskając słuchawkęradiotelefonu.- Dzielnicowy Obrębski postrzelony w płuco, miał szczęście, bo kula przeszła tuż nad sercem,jest na bloku operacyjnym.Lekarze mówią, że będzie dobrze.A Kowal miał więcej szczęścia niżrozumu.Kula otarła mu się o głowę.Ma tylko zdartą skórę, ale łeb nienaruszony.Czaszka w całościnawet niedraśnięta.Olkiewicz odetchnął z ulgą, a świst powietrza musiał chyba usłyszeć dyżurny.- Teofil, dobrze się czujesz? - zawołał z troską w głosie.- Dobrze, kurwa, świetnie, ale mnie boli tylko trochę łepetyna.- Złapiecie tego gnoja?- Złapiemy i wyrwiemy mu jajca razem z płucami.A w y postawcie wszystkich na nogi, nie możebyć przecież tak, żeby jakiś bydlak strzelał se bezkarnie do milicjantów, nie?Godzina 19.15Poszukiwany przez dyżurnego Komendy Miejskiej porucznik Mirosław Brodziak padł jak kłodana tapczan.Rychu Grubiński po rozmowie z Rajmundem postanowił, że czas już skończyć zabawęPod Pałami.Zapłacił bufetowej i spróbował obudzić śpiącego Brodziaka.Ten jednak nie zamierzałreagować na prośby kolegi.- Możemy go położyć na zapleczu, tam jest taka pakamera kierowniczki z leżanką dla ważnychgości.Zamykamy dopiero o dziesiątej wieczór, to się jeszcze trochę wyśpi i do tej pory wytrzezwieje- powiedział szatniarz, pan Karol, który podszedł do stolika, widząc, jak Rychu bezskuteczniepróbuje obudzić śpiącego.- Ae tam, zabiorę go do siebie.U mnie może przekimać do rana.Mam tylko przez ulicę, to damradę.Szatniarz spojrzał z szacunkiem na wielkiego Rycha, potem na szczupłego i drobnego Brodziaka.Pomyślał, że z przeniesieniem go nie powinno być najmniejszych kłopotów.Gruby bez większego wysiłku uniósł śpiącego w górę i przerzucił go sobie przez ramię niczymworek z ziemniakami.Po pięciu minutach był już w swoim mieszkaniu na drugim piętrze.Chwilętrwało, nim otworzył drzwi, musiał najpierw znalezć klucze.Ustawił więc swój pakunek pod ścianą,przytrzymując go w pionie lewą ręką, gdy prawą wyciągnął pęk kluczy z kieszeni spodni.Po chwilinieprzytomny Brodziak leżał już na tapczanie.Rychu od pięciu miesięcy mieszkał sam.Lokal należał do jego narzeczonej Ireny, do niedawnakierowniczki baru As na placu Wolności, z którą był od jakiegoś roku.Gdy pół roku temu nadarzyłasię okazja, kobieta wyjechała do Berlina Zachodniego na zaproszenie swojej kuzynki.Bardzo szybkosię odnalazła w kapitalistycznej rzeczywistości.Dzwoniła od czasu do czasu do Rycha i informowałago, co się teraz z nią dzieje.A on był nawet zadowolony z tego, że Irena pojechała na Zachód.Popierwsze nie miał kobiety na głowie, a po drugie wiedział dobrze, że ona tam nie próżnuje i napewno rozkręca już jakiś interes.Okazało się wkrótce, że weszła w handel używanymi samochodami.Tłumaczyła Rychowi, że to biznes, który ma przyszłość, ale on nie bardzo w to wierzył.Sam nie miałsamochodu, nie zrobił nigdy prawa jazdy i dlatego jakoś nie bardzo leżał mu ten motoryzacyjnyinteres.Ona jednak, niezrażona jego niechęcią do samochodów, kazała mu sprawdzić, w jaki sposóbjej auta można przewozić do Polski, mimo iż cła na sprowadzane samochody były tak wysokie, żeproceder ten na razie nie bardzo się opłacał.Rychu w końcu nawiązał kontakty z właścicielamidwóch warsztatów samochodowych, by wysondować rynek.I okazało się, że zapotrzebowanie naniemieckie auta jest bardzo duże, tyle że z legalizacją ich były poważne problemy.Ale Rychu byłspecjalistą od rozcinania gordyjskich węzłów socjalistycznej biurokracji.Jego pomysł był genialnieprosty: potrzebny był człowiek z niemieckim paszportem, najlepiej bezrobotny Polak, który dostał jużniemieckie obywatelstwo albo kartę stałego pobytu.Takiemu figurantowi sprzedawano fikcyjniesamochód, po jakimś czasie człowiek ten jechał samochodem do Polski w odwiedziny do krewnych.Pod wskazanym adresem konwojent zostawiał samochód i po dwóch dniach szedł na milicję zgłosićkradzież wozu.W tym czasie ekipa warsztatu zmieniała samochód nie do poznania.Auto dostawałonowy lakier i nowe dokumenty wraz z zupełnie nowymi numerami silnika.Gdy milicja rozpoczynałaposzukiwania, samochód miał już polskiego właściciela
[ Pobierz całość w formacie PDF ]