[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z dużymtrudem udało mi się odczytać rymowany podpis pod obrazkiem.Jakie haniebne rymy: Wzaciętej pysze, chcąc posiąść ich złoto, męża, brata i ojca truje oto.Plus jeszcze bratową iwłasną córkę, co ujęto w strofę równie nieudolną.Nie, to nie może być dzieło d Urbeca; taknisko by przecież nie upadł.Zainteresował mnie kochanek markizy, niejaki Saint-Croix,alchemik dostarczający swej lubej wszelkiego rodzaju trucizn.Twardy to musiał byćczłowiek.Myśleć o ślubie, wiedząc, że fortunę wybranki zawdzięczać będzie zupie zarszenikiem, którego sam jej dostarczył! Nie każdy by się na to zdobył.Wyobraziłam sobie tych dwoje.Intymna kolacja, płoną świece, w kącie przygrywakapela złożona ze skrzypków w barwach markizy.Ona, drobna postać w przepysznej żółtejtoalecie odsłaniającej piękne ramiona, nachyla się przez stół do kochanka, by szepnąć muczułe słówko.Kawaler Saint-Croix prezentuje się równie wspaniale w błękitnych jedwabiachzdobnych pianą koronek i ogromnej fryzowanej peruce, która zwężając twarz, nadaje jegorysom szlachetne wyrafinowanie.- Jeszcze wina, najdroższy? - pyta markiza, kiwając białym paluszkiem na lokaja.Pochwili delikatna rączka podaje kochankowi napełniony puchar.- O, są w nim chyba kawałeczki korka.Zechciej skosztować, moja luba, samazobaczysz, że mam rację - Saint-Croix z wyrazem najgłębszego uwielbienia wyciąga kudamie srebrny, misternie ryty puchar.- Ach, czuję się jakaś słaba.To z radości na myśl o naszym tak już bliskim ślubie.Muszę zażyć parę kropelek kordiału, mój ukochany - szczupła rączka znika w fałdach sukni wposzukiwaniu skrytej tam odtrutki.- Jakie to dziwne! I ja czuję się podobnie! Gorąco tu jakoś.Lokaju, otwórz okno.-Dłoń w koronkowym mankiecie sięga do wewnętrznej kieszeni kubraka.Zatęskniłam nagle za starą damą o pomarszczonej twarzy.Babciu, moja kochana, takbym chciała ci o tym opowiedzieć.Starałabym się jak najudatniej imitować głosy tychdwojga, by usłyszeć twój zduszony śmieszek.A potem papuga zaczęłaby śmiać się twoimgłosem i wrzeszczeć: Piekło i potępienie wiekuiste! Ogień i siarka! Ty powiedziałabyśwtedy: A nie mówiłam ci, Genevieve, że dziś bogacą się jedynie niegodziwcy? Nie tak tobyło za czasów Frondy.Nam nie brakowało herosów.Znasz ten fragment Apokalipsy?.Sięgnęłabyś po Biblię i zaczęła mi czytać o strasznych karach sądzonych grzesznikom.Apapuga tańczyłaby na drążku, pokrzykując: Piekło! Piekło i potępienie!Ale wtedy, gdy babcia umarła, ptak krzyczał co innego: Pij! Pij!Zrobiło mi się nagle zimno, bo.cała ta scena stanęła mi przed oczami z jakże okrutnąjasnością.Ach, tyle czasu nie dopuszczałam do siebie tej myśli, a przecież wystarczyło tylkopołączyć wszystko w całość.Szklaneczka po kordiale na podłodze.Mówili, że to atak serca.Ale sprytny ptak musiał słyszeć, jak ktoś powtarza pij, pij.Ktoś, komu się wydawało, żebabcia to głucha i tępa starucha, więc nie rozpozna trucizny.Ten ktoś, działający wgorączkowym pośpiechu, otworzył staruszce zaciśnięte usta, by wlać jej do gardła zawartośćszklaneczki.Broniła się biedna jak mogła, zbrodniarz był jednak silniejszy.Wyrwał zkurczowo zamkniętej dłoni list zaadresowany do głównego komendanta Policji.Wiedział, żeprzed domem czeka już powóz, a słysząc na schodach moje kroki, co prędzej uciekł.słyszałam przecież szelest tafty.Babcia, od lat przykuta do łóżka pośród swoich libelli, pogrążona, zda się, bez resztyw lekturze dworskich nowinek i skandali, wykryła swymi bystrymi oczyma to, czego niedomyśliłam się ja ani nikt inny: że choroba ojca wcale nie była chorobą.Musiał byćsystematycznie truty.Babcia podejrzewała, w jaki sposób podają mu truciznę, dlategopróbowała zawiadomić policję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]