[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ksiądz wciąż jeszczesiedział na przystanku.Taksówkarz z powrotem wsiadł dooddalonej o kilka kroków skody i zaczął obierać banana.Niezamknął drzwi.Wnętrze samochodu było oświetlone.Dahlmann spojrzał nad ulicą.W sieni domu naprzeciwkozapaliło się światło.Budynkowi brakowało trzeciego piętra.Wcześniej był wyższy.Miał dziury w kamieniu jeszcze zczasów wojny.Także to przypomniał sobie, czekając.Kiedy zapalił trzeciego papierosa - niedopałki poprzednichwtykał w szarą ziemię jakiejś doniczkowej rośliny - onawyszła z sieni, stanęła w drzwiach, światło padło na jejramiona.Podniosła dłoń, zawahała się, jakby chciałapomachać, ale sięgnęła tylko za siebie.Zwiatło zgasło.Przeszła przez pustą ulicę w kierunku dworca i hotelu, zaplecami zostawiając dom i sień.Ręce w kieszeniach dżinsów,łokcie ugięte jak u boksera, szła szybko.Za hotelem toryrozchodziły się.Na zachód w noc, na wschód w poranek.Wbiegła po schodach do hotelu.Stojący przy oknie usłyszałdzwonek u drzwi.Z pewnością wyszła do niej ta bladadziewczyna z recepcji, ziewając i skubiąc wstążkę, zamiast sięuśmiechać.W tym momencie w drzwiach sieni pojawił siętakże młody mężczyzna, zawahał się, przetarł twarz,przeczesał palcami włosy i wsunął dłonie do kieszeni spodni.Przeszedł przez ulicę i skierował się w stronę kładki dlapieszych przy dworcu, wiodącej wysoko nad torami do wsiBrzezinka.Obok starej rampy.Nie szukał żadnymspojrzeniem kobiety, która w tym czasie musiała już zniknąćwe wnętrzu hotelu.Dahlmann zszedł jej naprzeciw.Spotkali się przy fikusie,który piął się nad wejściem na schody, wyciągając powietrznekorzenie.Zaskoczona przytknęła dłoń do ust.Skinął głową ispostrzegł, że teraz naprawdę się cieszy.Gdy wypowiadał jejimię, w jego głosie brzmiało pytanie.Lewą ręką nastroszyławłosy, on, stojąc przed nią, bawił się paczką papierosów,pózniej grubym liściem fikusa.Podała mu numer telefonuhotelu, pózniej numer swojego pokoju.Zapamiętał obydwa.Cyfry nigdy nie były dla niego problemem.Było dwadzieściapo drugiej.Wyszedł na ulicę i skierował się w stronę przystanku.Nastrzeżonym parkingu hotelowym stało jedno auto.Czerwonevolvo kombi z Niemiec, ksiądz wciąż jeszcze siedział naławce.Bezdomny w cieniu nocy, pomyślał Dahlmann ipołożył dłoń na jego ramieniu.- To była Lena - powiedział.- Znasz ją? - Ksiądz schwycił Dahlmanna za rękaw, choćten wcale nie sprawiał wrażenia, że chce odejść.Pod swojądużą dłonią poczuł szczupłość ramienia.Jak kurze skrzydełko.- Znasz ją?- Bo co, może ty też ją znasz? - spytał Dahlmann.- Dlaczego?- Bo tak mnie trzymasz.Ksiądz puścił ramię Dahlmanna.- Lena - powiedział Dahlmann - to moja sublokatorka.- Masz sublokatorkę? Dlaczego?- Jest jej córką i wróciła do miasta.- Czyją córką?- Mojej Marlis.- Nie wiedziałem, że masz jakąś Marlis.- Ksiądz zawahałsię.Zamyślił.Coś mu przyszło do głowy.- Przyjechałeś zewzględu na nią? Nie na mnie?- Nie wiem.Wydaje mi się.- urwał Dahlmann - niepotrafię powiedzieć, dlaczego przyjechałem.Wiem tylko, żechciałem.- Przecież wiedziałeś, że ona tu jest, Juliusie? Prawda? - Tak, wiedziałem.- No właśnie, wiedziałeś, Juliusie.Nic nie powiedziałeś.A ja się dziwiłem.Najpierw ona, potem ty, oboje z tegosamego miasta.Zastanawiałem się, czy to przypadek.Toprzecież nie mógł być przypadek.A ty nic nie powiedziałeś.- Czemu tak wrzeszczysz, Richardzie? Ty też nic niepowiedziałeś.- O czym?- O niej.Nic mi nie powiedziałeś.Wygląda na to, że jąznasz.- Nie chciałeś jej tu spotkać, Juliusie?- Nie wiem - odparł Dahlmann.- I nie rzucaj tak ciąglemoim imieniem.Taksówkarz zawinął skórkę od banana w kawałek gazety,słuchał radia.Gdy je wyłączył, zrobiło się ciemno, noc stałasię jeszcze czarniejsza.- Masz coś do pisania? - spytał Dahlmann.Spojrzał wstronę hotelu.Księżyc świecił im w plecy, rzucając na asfaltjeden dłuższy i jeden krótszy cień.Długi cień był w sukni.- Co chcesz zapisać?- Tam naprzeciwko mieszkaliśmy, tam, gdzie te otwartedrzwi do sieni - powiedział Dahlmann.- To już wiem.To chcesz zapisać? Kogo to jeszcze dziśinteresuje?- Racja.Dlaczego ktoś wreszcie nie zamknie tych drzwi?- zirytował się Dahlmann, wyjął z kieszeni kurtki rachunek zesklepu i zapisał cyfry.- Co to jest?- Numer jej telefonu i pokoju.Powiedzieć ci coś?- Tak, proszę, Juliusie.- Volvo to piękne auto, a ja jutro rano nim wracam.Ksiądz rozejrzał się z wysiłkiem w ciemności i powiedział:- Jadę z tobą.Ta noc była taka, jakby ktoś przysypał miasto warstwąziemi.Nic dziwnego- Uwaga, rów i ciemny las - mówi Dahlmann i chwyta zakierownicę.Ksiądz ma zamknięte oczy, kiwa się w kierunku jazdy.Lena nie sądzi, by spał.Raczej nie chce spotkać jej wzroku wlusterku.Dahlmann wciąż jeszcze trzyma palec na mapie,sprawdza, czy dobrze jadą.Mówi: Rybnik", i żąda, żebypojechała objazdem.%7łeby mógł stanąć przed byłym hotelemGrenzwacht i z oburzeniem potrząsnąć głową.Dziś to budabez okien, wiatr wpada do niej każdą szczeliną.Rybnik,powtarza Julius Dahlmann tuż przed Katowicami. Rybnik"znaczy w tłumaczeniu: co się stało ze światem od tamtegoczasu.Pociąga łyk ze swojej srebrnej piersiówki.Jadą przezmajowe światło końca słonecznego dnia.W wielu ogrodachpłoną ogniska, na białych plastikowych krzesłach siedzą przynich dziewczęta z długimi warkoczami.Na lewo Polska, naprawo Polska, jeziora są ciemniejsze, ptaki większe i bardziejpłochliwe niż w Niemczech.Tak było już w drodze w tęstronę.Wioski, które każą myśleć o kobietach w tanichrajstopach, zanim w ogóle zobaczy się kobiety, o czerwonejzupie i wiśniowym kompocie, zanim się cokolwiek zje.ObokDahlmann czytający mapę wzdłuż świata, o którym sądzi, żego jeszcze zna, z wcześniej.- A więc Polska, tego nie mogę nawet wypowiedzieć -mówi.- Czego? - pyta ona.- Zląsk - mówi Dahlmann i powtarza głośniej: - Zląsk.Napisała już pani swoją relację do tego brukowca? - Patrzy najej włosy wymykające się spod kaptura.- Zna się paniwłaściwie na futbolu, Leno?Lena wsuwa do ust papierosa, na zakręcie.- Ależ nie na zakręcie - mówi Dahlmann.Gdy jechała w tę stronę, było tak samo, tylko bez głupichkomentarzy.Kościół stał po drugiej stronie zakrętu.Pamięta.Ukrzyżowany na lewo od Chrystusa przed czterema dniamitakże miał bukiet kwiatów wetknięty między kolana.- Czy on wie, kiedy przyjedziemy do Berlina? - pytaDahlmann.Ktoś, kto z nimi nie jedzie, nagle tu jest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]