[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chciał zostawiać szopy otworem, żeby jakiś przypadkowyprzechodzień nie zabrał sobie tego, co kryło się w jej wnętrzu.Gdyby ktoś teraz chciał otworzyćdrzwi, miałby niełatwe zadanie. Idziemy powiedział Lee i Blair zaczęła się wspinać na szczyt.Czasami zbocze było takstrome, że musiała podciągać się na rękach.Lee czekał na nią na wierzchołku, ale nie dał jej czasu na złapanie oddechu.Do chaty wróciliprawie biegiem.- Osiodłam konia i zostawię przed drzwiami.Ty wejdziesz do izby po coś do jedzenia i nibyprzypadkiem zostawisz nóż w zasięgu tej Francuzki.Zaczekam na dworze i będę ją śledził.Pewnie zechce wrócić do kanionu.- Będziemy ją śledzić razem poprawiła Blair i tak na niego spojrzała, że tylko westchnął.- Dobrze, ale teraz wejdz do środka i zaczekaj na mnie.- Najpierw muszę iść w krzaczki, za potrzebą oznajmiła.Nie wiedziała, czy zarumieniła sięz powodu tych słów, czy dlatego, że skłamała.Lee nawet na nią nie patrzył, tylko siodłał konia.Blair pobiegła do legowiska niedzwiedzi.Ostrożnie zbliżyła się do czarnego otworu jaskini.Ze strachu wstrzymując oddech, podniosłakamień i wybiła nim szpunt w jednej z baryłek z miodem, którą przyniosła w plecaku.Potemchwilę czekała nasłuchując, czy w pobliżu nie rozlegają się żadne podejrzane dzwięki.Wokółpanowała cisza.Odwróciła beczułkę tak, że miód wyciekał na ziemię, i ruszyła w dół, do chaty, zostawiając zasobą na trawie i liściach ścieżkę rozlanego miodu.Koń Leandra stał osiodłany przed chatą.Blair udało się bezgłośnie wyjąć szpunt z drugiej beczułkii przywiązać ją z tyłu siodła.Przez chwilę zastanawiała się, czy dobrze robi, bo jeśli Francoisezbyt długo będzie uwalniała się z więzów, niedzwiedzie zwęszą miód i spłoszą konia, zanim godosiądzie Francuzka.Najważniejszą sprawą było zgranie wszystkiego w czasie.Przez okno weszła do chaty.Mimo ciemności zauważyła, że Lee marszczy brwi, niezadowolony,że tak długo jej nie było.Szybko zdjęła lekarski uniform.Chciała wyglądać tak, jakby przedchwilą się zbudziła.Francoise leżała na podłodze i Blair zauważyła na jej nadgarstkach zdarty naskórek tam, gdzieuciskały ją więzy, z których starała się uwolnić.Poczuła ucisk w żołądku.Złożyła przysięgę, żebędzie niosła ludziom ulgę w cierpieniu, i nie znosiła zadawać innym bólu.Francoise otworzyła oczy.- Chyba jeszcze nie doszłam do siebie po tym, jak usiłowałaś zagłodzić mnie na śmierć odezwała się Blair, odkrawając plaster sera z kawałka, który leżał na stole. Już niedługo zjawisię tu szeryf.- Gdyby miał tu być, już dawno by się pojawił.Ten człowiek, który przyjechał z Leandrem,na pewno już nie żyje.- Szkoda odparła niedbale. To był Taggert, ten bogacz.Ziewając szeroko odłożyła nóż na blat stołu i wzięła plaster sera.- Wracam do łóżka.Spij dobrze dodała ze śmiechem i wyszła z izby.Kiedy tylko zniknęła z oczu Francoise, szybko zaczęła się ubierać, spoglądając przez uchylonedrzwi na Francuzkę.W świetle księżyca widać było, że nie traci czasu.Natychmiast wzięła nóż zestołu i przecięła więzy, po czym wypadła przez frontowe drzwi.- Idziemy polecił Lee, gdy tylko rozległ się tętent końskich kopyt.- Niech no zgadnę.Czeka nas kolejna piesza wycieczka. Blair westchnęła.Czuła siębardzo zmęczona.- Kiedy to wszystko się skończy, przez tydzień nie będziesz musiała wychodzić z łóżka.Aja dotrzymam ci towarzystwa.- No, to z pewnością wypocznę odparła ironicznie.Lee poprowadził ją po nagiej, stromej skale.Blair pomyślała, żegdyby to się działo w świetle dnia, pewnie nie odważyłaby się natę wspinaczkę.Teraz jednak nie miała wyboru.Musieli dotrzeć dokanionu przed Francoise.Nagle Lee zatrzymał się, widząc cel wyprawy.Wokół ciemnejchaty panował spokój i Blair nie była pewna, czy ktoś tam jest.- Czekają na nią.Bez jej rozkazu nie ruszyliby się z miejsca.- Lee, Taggert bardzo długo nie wraca, prawda? Myślisz, że coś mu się stało?- Nie wiem.Został sam przeciwko całej bandzie. Podszedł do wejścia do kanionu i zacząłukładać laski dynamitu. Jak tylko ich tu uwięzimy, pojadę do Chandler i sprowadzę pomoc.- Pojedziesz? Na czym?- Trzymaj. Podał jej lont. Potem ci wyjaśnię.No, wszystko gotowe.Pozostaje tylkoczekać na naszą awanturnicę. Przez kilka minut siedzieli w milczeniu. Już powinna tu być.Mam nadzieję, że nie zabłądziła.- Ani nie pojechała gdzie indziej dodała Blair. Lee, muszę ci coś powiedzieć.Chodzi omiód.- Cicho! Chyba coś słyszę.Dzień już wstawał, lecz w bladym świetle świtu z trudem spostrzegli zarys amazonki na koniu.Widać było, że ma trudności z panowaniem nad zwierzęciem. Na górę! Natychmiast! rozkazał Leander i Blair ruszyłabiegiem, żeby się ukryć pod osłonąskał.W następnej chwili rozpętało się piekło.Francoise krzyczała, a mężczyzni w kanionie biegalistrzelając na oślep, chociaż w ogóle nie wiedzieli, co się dzieje.Blair zatrzymała się i obejrzała zasiebie.Zobaczyła Francuzkę na wielkim ogierze, z trudem utrzymującą się w siodle.Za niąskokami podążały dwa niedzwiedzie, które od czasu do czasu przystawały, żeby zlizać miód zkamienistej ziemi.Blair usłyszała stłumiony okrzyk Leandra.Zobaczyła, że on też biegnie pod górę.Po chwiliobjął ją ramieniem.Cały czas wygwizdywał dwa powtarzające się krótkie, wysokie dzwięki. Na ziemię polecił i pchnął Blair tak, że otarła sobie łokcie o skałę.Rzuciła się doprzodu, żeby widzieć, co się dzieje w kanionie.Konie w koralu zobaczyły niedzwiedzie i oszalałyze strachu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]