[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pojadę jeszcze do biura i wezmę broń dla nas.Spotkamy się u ciebie za dzie-sięć, powiedzmy piętnaście minut.Nie czekał na odpowiedz, odłożył słuchawkę i zaczął się szybko ubierać.Kilkanaście minut pózniej czterech mężczyzn ostrożnie przeszło przez podwórkodomu Gene'a i skradało się w kierunku domu Laury.Obudziła się.Usłyszała za oknem jakieś głosy.Kiedy w końcu będzie mogłaSRporządnie się wyspać? - pomyślała zirytowana.Wkładając szlafrok, popatrzyła przezokno.Zobaczyła światła latarek penetrujące ogród.W oświetlonej na moment jednej zpostaci rozpoznała Cala.Zaczęła obserwować drugiego mężczyznę.Uspokoiła się, gdyzobaczyła jasny bandaż na jego lewej dłoni.Jak na kogoś, kto postanowił więcej jej niewidywać, pojawiał się tu z zadziwiającą regularnością.Uśmiechając się do siebie, włożyła dżinsy i bluzkę.Przeczesała włosy i wsunęłatenisówki.Po chwili wyśliznęła się przez kuchenne drzwi i poszła w kierunku mężczyzn.Znieruchomiała na widok broni.Byli odwróceni do niej plecami i cicho spierali się o coś.Starając się uspokoić, podeszła do nich i zapytała:- Na co polujecie tej nocy, chłopcy? Odwrócili się z wycelowaną w nią bronią.- O Boże, Laura! - wrzasnął Cal.- Wiesz, jak przestraszyć ludzi.- No, panienko, mogliśmy poczęstować panią niezle z rewolwerów - powiedziałGene.Josh opuścił broń, krew zaczęła mu krążyć szybciej.- Co tu robisz? - spytał ostro.- Mieszkam tu.- Nie spodobał się Laurze ton jego głosu, zwróciła się więc do Cala:- Czego szukacie, sierżancie?- Kojotów.Roześmiała się.- Na moim podwórku?Josh poczuł, że traci kontrolę nad sytuacją.- Gene zawiadomił mnie, że słyszał wycie kojota.Dochodziło stąd.Przyjechaliśmysprawdzić.- Przykro mi, Gene, ale byłam w domu przez cały wieczór.Od dwóch godzinspałam.- Wskazała ręką na otwarte okno sypialni.- Wierz mi, gdyby faktycznie był tukojot, usłyszałabym.Josh w głębi duszy zgodził się z nią, ale nie mógł nie wziąć pod uwagę tego, copowiedział mu Gene.- Czy któryś z was zauważył jakieś ślady?Kiedy wszyscy zaprzeczyli, Josh jęknął.Zwietnie pomyślał.Najpierw niewidzialnySRwłamywacz, a teraz znikający kojot.Co, do diabła, się dzieje.- Lauro, proszę, wróć do domu, zamknij drzwi na klucz i postaraj się zasnąć.Zwrócił się do stojących mężczyzn: - Rozdzielmy się i przeszukajmy podwórzejeszcze raz.Jeśli nic nie zobaczymy, to znaczy, że był to fałszywy alarm.Laura odwróciła się i wróciła do domu, wyrażając nadzieję, że nie będzie jużżadnych atrakcji tej nocy.Josh wyznaczył teren do poszukiwań, a sam odprowadził wzrokiem Laurę.Wmyślach szedł z nią przez kuchnię, po schodach do sypialni.Przez ciało przebiegł dreszcz,kiedy wyobraził sobie, jak się rozbiera i kładzie do łóżka.Zastanawiał się, czy dobrzepostępuje.Najwyrazniej nie była urażona tym, co wygadywał po pijanemu Daryl.Przebaczyła mu w ciągu kwadransa.Pewnie wie także o fałszywym oskarżeniu JulieBurke.A przecież to on powinien o tym opowiedzieć.Był jej to winien.Z westchnieniem oświetlił krzaki i zaczął penetrować ogród.Nie zdawał sobiesprawy, że z okna sypialni obserwuje go samotna, zakochana kobieta.- Josh, musisz coś zrobić.Josh spojrzał zza biurka na siedzącą przed nim kobietę.Splotła dłonie w błagalnymgeście.- Agnes, co chcesz żebym zrobił?- Nie pozwól Laurze mieszkać w tym domu.Zamknął oczy i westchnął.Dlaczego wszyscy oczekiwali od niego jakiegośposunięcia? To nie był jego dom.Ani razu nie był świadkiem dziwnych wydarzeń, którepodobno miały tam miejsce.W ubiegłym tygodniu spędził w domu Laury bardzo wieleczasu.Po ostatnich wydarzeniach, o trzeciej nad ranem, siedząc w samochodzie przed jejbramą, doszedł do wniosku, że to nie dom był opanowany przez duchy, to ludzie z miastaszukali nowych sensacji.Zamknął już w areszcie Ernesta, właściciela zakładu pogrzebowego, który kropiłdom Laury święconą wodą.Zatrzymał grupkę kobiet, które zawieszały główki czosnku woknach i drzwiach i zwolnił je dopiero wtedy, kiedy Laura odmówiła złożenia skargi.Jakby jeszcze tego było mało, obudził ją o drugiej nad ranem, żeby powiedzieć, żesąsiadka skarży się na okropny hałas dochodzący z jej domu.SRW biurze urywały się telefony, zawiadamiające o dziwnych odgłosach inieprzyjemnych zapachach.Laura ciągle była gdzieś zapraszana.Nawet Kelli zaczęła cośprzebąkiwać o wezwaniu księdza dla odprawienia egzorcyzmów.Wszyscy, od robotnikapo burmistrza, byli przekonani, że duch starego Petersona chce zrobić Laurze krzywdę.Jedyną osobą, która tym się nie przejmowała, była sama Laura.Po trzeciej z koleinocnej wizycie policji, spokojnie poszła na posterunek i zostawiła zapasowe klucze domieszkania.Z uśmiechem poprosiła, żeby nie przejmowali się kolejnymi rewelacjamirozgłaszanymi przez mieszkańców o jej domu.- Josh? Josh, czy ty mnie słuchasz? - spytała Agnes.- Słyszałam różne historie oPetersonie, ale nigdy nie wierzyłam.Albert był samotnym człowiekiem, który bardzo lubiłswego psa.Nie zasłużył sobie na takie opowieści.Ale teraz, nie jestem tego już takapewna.- Co jeszcze zobaczyłaś?- Nie o to chodzi.Czuję coś dziwnego.- Co czujesz? - zapytał Josh.- Jakby ktoś z tego domu śledził mnie.Josh zdenerwował się i uderzył ręką wbiurko.- Czy mam wyrzucić spokojną kobietę z jej domu tylko dlatego, że masz manięprześladowczą? - Wstał gwałtownie z krzesła.- Słuchaj, Agnes, duchów nie ma.Laurasypia i mieszka w tym domu i twierdzi, że nic dziwnego się tam się dzieje.Zaczynamwierzyć, że ona i ja to jedyne rozsądne osoby w tym mieście.W oczach Agnes pokazały się łzy.- Nie obchodzi cię, co się z nią stanie.Josh z rezygnacją opuścił ramiona.Ciężko wzdychając, podszedł do okna ipopatrzył na biuro redakcji.- Obchodzi - oparł czoło o chłodną szybę - i to więcej niż możesz przypuszczać,Agnes.Bardziej niż sobie wyobrażasz.SRRozdział 11Laura popatrzyła na Eda; miał stanowczy wyraz twarzy.Zastanowiła się, dlaczegoAgnes nazywa go kluseczką.Jego dwaj synowie, Nicolai i Mikhail, byli tak samo potężniezbudowani, ale ich rysy były łagodniejsze; to mieli po matce.Uśmiechali się.- Ed, Nicolai i Mikhail - powiedziała serdecznie - naprawdę doceniam wasz pomysł,ale nie sądzę, że jest to potrzebne.Ed położył śpiwór i torbę z jedzeniem na kuchennym stole.- Agnes mówi, że nie zamieszkasz z nią.Czy tak właśnie czuła się Alicja, kiedy zjadła grzybek i stawała się coraz mniejsza?- Laura zadała sobie to pytanie, patrząc na trzech otaczających ją mężczyzn.Jak mogła taksię skurczyć we własnej kuchni?- Ed, ja tu mieszkam.Dlaczego miałabym wprowadzić się do niej?- A duchy?- Nie Ed, nie ma tutaj duchów.Mikhail, osiemnastolatek dorównujący już wzrostem ojcu, położył następną torbę nastole.- Agnes powiedziała nam, że stary Peterson chce wyrzucić ciebie z tego domu.- To jest mój dom, a właściwie należy do banku i do mnie.A poza tym, niezauważyłam tu ani śladu pana Petersona.Nicolai rozglądał się dookoła z ciekawym zainteresowaniem szesnastolatka.- Całe miasto mówi o tym, co robi Peterson, abyś opuściła ten dom.- Na jegotwarzy widać było rozczarowanie, że nic nie spada z sufitu ani nie przemyka po pokojach.Laura westchnęła pokonana, kiedy Ed wprowadził ją do salonu.Zaczął rozwijaćswój śpiwór.Mając wciąż jeszcze nadzieję, że ich zniechęci, zapowiedziała:- Będziecie musieli spać na podłodze.Nie mam dodatkowego łóżka ani nawetkanapy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]