[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy podłoga powróciła na swoje miejsce, ludzie zsunęli sięz burty.Wyszkolenie zrobiło swoje — za pośrednictwemświatłowodowego systemu łączności do centrali zaczęły napły-wać meldunki o szkodach.— Rakietowe stanowisko dowodzenia.Wszystkie systemydziałają.Uszkodzenie jedynie trzeciego stopnia.— Przedział reaktora.Uszkodzenie trzeciego stopnia.Je-den marynarz ma chyba złamaną rękę.— Maszynownia.Uszkodzenie drugiego stopnia: pękłajedna rura wysokiego ciśnienia, właśnie ją odcinamy.Dziesięć podobnych meldunków przekazano przez głośnikw centrali.Liczinski odetchnął z ulgą.Nie było meldunkówo uszkodzeniu pierwszego stopnia — nie ucierpiał żadenz głównych systemów okrętu.Nie trzeba wydawać rozkazuwynurzenia „Podornego".Spojrzał na pobladłego szefa maszy-nowni.— Co to, na miłość boską, mogło być, szefie?Ten nie odpowiedział.Milcząc pokazał na głębokościomie-rze.Liczinski popatrzył za jego palcem.Głębokościomierzewskazywały zero, a wskazówki światłomierzy zewnętrznychwyszły poza skalę, poza maksymalne odczyty.„Podorny" był na powierzchni.Liczinski zaklął i włączył kamerę telewizyjną na kiosku.Daleki widnokrąg i niebieskie niebo wypełniły ekran.Widno-krąg lekko się przechylał.Ruch ten dawał się także wyczuć podstopami, bo „Podorny" reagował na falę.— Zejść na sto metrów! — krzyknął Liczinski.— Nie da rady, kapitanie — powiedział sonarzysta.Liczinski odwrócił się do niego.— Dlaczego?— Ledwie pięćdziesiąt metrów wody pod kilem.Liczinski wlepił wzrok w sonarzystę.— Jesteśmy na środkupołudniowego Atlantyku, idioto!— Proszę spojrzeć, kapitanie.Sonarzysta miał rację — wszystkie trzy niezależnie działają-ce echosondy „Podornego" wskazywały tę samą głębokość,pięćdziesiąt metrów, chociaż powinny były wskazywać głębo-kość pięciu kilometrów.Liczinski nie wierzył własnym oczom.— Twarde echo też — dodał sonarzysta.— Nie maprzenikania poddennego, wygląda więc na to, że jesteśmy nadskałą.Przez chwilę umysł Liczinskiego pracował gorączkowo.— Maszyny stop! — rozkazał.Okręt podwodny stracił równowagę, zanim Liczinski wy-szedł z windy na pomost manewrowy.Półkulisty, wielorybidziób „Podornego", idealny przy płynięciu w zanurzeniu, dawałmu złe właściwości manewrowe na powierzchni i teraz jegocylindryczny kadłub, pozbawiony stabilizującego wpływu ste-rów głębokości z powodu leżenia w zatrzymaniu, pochylił sięo trzydzieści stopni.Liczinski włożył słuchawki telefonu wewnę-trznego i wetknął wtyczkę w jedno z przeciwciśnieniowychgniazdek.Usłyszał głos sonarzysty.— Głębokość czterdzieści metrów.Liczinski omiótł widnokrąg lornetką.Ani śladu lądu.Słu-chał głosów z kabiny radiowej, kiedy pierwszy i drugi oficernawigacyjny przystąpili do ustalania dokładnego położeniaz satelity i stacji nadbrzeżnych.Usadowiwszy się na smukłym kiosku wysoko nad powierz-chnią Liczinski przepatrywał morze, jakby miał nadzieję, żeznajdzie jakiś klucz do wyjaśnienia tajemnicy tej płycizny.— Centrala do pomostu — rozległ się w słuchawkach głosszefa maszynowni.— Nie wiem, czy to coś oznacza, aletemperatura wody wynosi tylko plus dwa stopnie.Liczinski się zasępił.Jeśli pozycja „Podornego" była właści-wa, to okręt podwodny szedł na północ wzdłuż Prądu Benguels-kiego pięćset mil od zachodniego brzegu Republiki PołudniowejAfryki.Prąd Benguelski.odnoga Antarktycznego Prądu Za-chodniego, to prąd zimny.Lecz z pewnością nie tak zimny.Niena wysokości trzydziestu stopni na południe od równika.— Złapaliśmy dwie stacje Radia Południowoafrykańskiego—- powiedział jakiś głos w słuchawkach Liczinskiego.— Wyglą-da na to, że współrzędne położenia są w porządku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]