[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A może po prostu wolałemgo od kolejnego seansu Benji albo Zakochanego kundla.Babcia siedziała w kuchni i grała w karty z ciotką Tią.Słuchawka telefonu ściennegodyndała na sznurze - tylko w ten sposób mogliśmy się uwolnić od dziennikarzy i innych zrzęd.Wszystkie rozmowy telefoniczne, jakie odbyłem tamtego wieczoru z przedstawicielamiprasy, wcześniej czy pózniej sprowadzały się do tych samych pytań.Czy jestem w staniewprowadzić Sonejiego/Murphy'ego w stan hipnozy na sali sądowej pełnej ludzi? Czy Sonejikiedykolwiek powie, co się stało z Maggie Rose Dunne? Czy uważam, że jest szaleńcem lubsocjopatą? Nie udzielałem żadnych komentarzy.Około pierwszej w nocy zabrzmiał dzwonek do drzwi.Babcia już dawno poszła na górę.Janelle i Damona położyłem spać około dziewiątej.Wcześniej przeczytaliśmy kolejny fragmentmagicznej książki Davida Macaulaya Black and White.Wszedłem do ciemnej jadalni i odsunąłem perkalowe zasłony.To Jezzie.Przyjechałapunktualnie.Wyszedłem na werandę i przytuliłem ją na powitanie.- Chodzmy - szepnęła.Miała plan.Mówiła, że ten plan polega na braku planu , ale w przypadku Jezzie torzadko kiedy okazywało się prawdą.Tamtej nocy motocykl Jezzie naprawdę pochłaniał drogę.Mijaliśmy samochody, jakbystały w miejscu, zamrożone w czasie i przestrzeni.Przemykaliśmy obok ciemnych domów,trawników i całej reszty świata.Na trzecim biegu.Na luzie.Czekałem, aż wrzuci czwarty, a potem piąty.Bmw mruczało miarowo.Samotny reflektorrozcinał szosę zachęcającym światłem.Jezzie często i z łatwością zmieniała pasy.Wrzuciła czwórkę, następnie piątkę.Czystaprędkość.Na George Washington Parkway jechaliśmy sto dziewięćdziesiąt na godzinę.Potem,na drodze numer 95 - dwieście dziesięć.Kiedyś Jezzie powiedziała mi, że kiedy wyjeżdżamotorem, zawsze rozpędza go przynajmniej do stu sześćdziesięciu.Wierzyłem jej.Gnaliśmy przez czas i przestrzeń, aż wreszcie wylądowaliśmy na zaniedbanej stacjibenzynowej Mobil w miasteczku Lumberton w Karolinie Północnej.Dochodziła szósta rano.Pracownik stacji pewnie jeszcze nigdy nie widział podobnychwariatów.Czarny facet.Biała blondynka.Wielki motor.Oj, będzie się działo.Zresztą on sam też był jakiś taki dziwny.Miał koło dwudziestki, na kolanach ochraniacze,jakich używają deskorolkarze, nałożone na dżinsowe farmerki, a na głowie - postawioną na żel skaterską fryzurę, która nie dziwiłaby na plaży w Kalifornii, ale w tej części kraju mogłazaskakiwać.Jak to się stało, że taka moda tak szybko dotarła do Lumberton w KaroliniePółnocnej? Czy to po prostu szaleństwo unosiło się w powietrzu? Wolny przepływ myśli?- Dzień dobry, Rory - Jezzie uśmiechnęła się do chłopaka.Wyjrzała spomiędzy dwóch dystrybutorów i puściła do mnie oko.- Rory pracuje tu na nocnej zmianie.Przy tej drodze nie ma żadnej stacji w promieniuosiemdziesięciu kilometrów.- Jezzie ściszyła głos.- Rory handluje tutaj różnymi dopalaczami.Dostaniesz u niego wszystko, co pomoże przetrwać noc.Amfa, diazepam.Zaczynała przeciągać samogłoski jak południowcy, co brzmiało całkiem ładnie.Miałarozwiane włosy i to także mi się podobało.- Ecstasy, metamfetamina.- kontynuowała recytowanie menu.Rory pokręcił głową, jakby była szalona.Widziałem, że ją lubi.Odgarnął z oczuwyimaginowany kosmyk.- O rany, rany - powiedział.Elokwentny młody człowiek.- Nie martw się Alexem - Jezzie ponownie uśmiechnęła się do chłopaka.Przez tenażelowane włosy był z osiem centymetrów wyższy.- Jest w porządku.To tylko jeszcze jedengliniarz z Waszyngtonu.- O rany! Jezzie, niech cię cholera! Jezu, ty i ci twoi kumple gliniarze.Rory obrócił się na pięcie, jakby go przypalali pochodnią.Pracując na nocnej zmianieprzy drodze międzystanowej, na pewno napatrzył się na wielu świrów.A my dwoje bezwątpienia byliśmy ześwirowani.O czym tu mówić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]