[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czy spytał pan maestra, co go trapi? W rozmowie z Helmutem takie pytanie byłoby niesto-sowne.Brunetti powstrzymał się przed stwierdzeniem, że ludzie,którzy przyjaznią się ponad czterdzieści lat, czasem zadajątakie pytania.Spytał tylko: Jak pan myśli, co mogło go trapić?Doktor milczał równie długo co poprzednim razem. Przypuszczałem, że może to mieć związek z Elizabeth idlatego nie wspomniałem o tym.Helmut był zawsze czuły na262jej punkcie, przejmował się dzielącą ich różnicą wieku.Możena ten temat porozmawia pan z nią. Zamierzam to zrobić. Zwietnie.Czy ma pan jeszcze jakieś pytanie? Jeśli nie, tobędę musiał kończyć tę rozmowę i zająć się moimi pacjenta-mi. To wszystko, doktorze.Jestem wdzięczny, że zechciałpan ze mną porozmawiać, i dziękuję za pomoc. Cieszę się, że mogłem panu pomóc.Mam nadzieję, żeznajdzie pan sprawcę i postawi go przed sądem. Zrobię, co w mojej mocy, doktorze odparł uprzejmieBrunetti, pomijając milczeniem fakt, że interesuje go tylkopierwsza kwestia, a druga nic go nie obchodzi.Ale Niemcy,być może, mają inny stosunek do tych spraw.Gdy rozmowa dobiegła końca, Brunetti natychmiast za-dzwonił do biura numerów i poprosił o telefon doktora ValeriaTrepontiego w Padwie.Kiedy połączył się z jego gabinetem,recepcjonistka powiedziała mu, że doktor nie może podejść dotelefonu, gdyż właśnie przyjmuje pacjenta.Brunetti wyjaśnił,kim jest, i dodał, że ma bardzo pilną sprawę.Recepcjonistkapoprosiła, żeby zaczekał.Trzymając słuchawkę przy uchu, Brunetti zaczął przeglą-dać poranne gazety.Sprawa Wellauera zniknęła z łam głów-nych gazet o zasięgu krajowym.Wspomniano o niej w IlGazzettino , na drugiej stronie drugiej części, w związku zestypendium jego imienia ufundowanym przez konserwato-rium.W słuchawce rozległ się trzask, a potem głęboki, dzwięcz-ny głos lekarza, który podał swoje nazwisko. Mówi komisarz Brunetti z weneckiej policji.263 Tak mnie poinformowano.W jakiej sprawie pan dzwo-ni? Chciałbym wiedzieć, czy w ostatnim miesiącu zgłosił siędo pana pacjent wysoki, starszy mężczyzna, który mówił powłosku, doskonale znał język, ale miał niemiecki akcent. W jakim wieku? Koło siedemdziesiątki. Chodzi panu o tego Austriaka.Jakże on się nazywał?Doerr? Tak, Hilmar Doerr.Ale on nie był Niemcem, tylkoAustriakiem.W gruncie rzeczy na jedno wychodzi.Co panchce o nim wiedzieć? Czy mógłby pan go opisać, dottore? Czy to naprawdę ważne? W poczekalni mam sześciu pa-cjentów, a za godzinę muszę być w szpitalu. Proszę go opisać, dottore. Już to zrobiłem: wysoki, niebieskie oczy, sześćdziesiątparę lat. Kiedy zgłosił się do pana?Brunetti usłyszał w słuchawce głos drugiej osoby, mówią-cej coś w gabinecie.Potem wszystko ucichło, gdy doktor za-krył dłonią mikrofon telefonu.Po minucie znowu rozległ sięjego glos, jeszcze bardziej zniecierpliwiony i rozgorączkowa-ny. Teraz nie mogę z panem rozmawiać, commissario.Mambardzo ważne sprawy.Brunetti nie przejął się tym i spytał: Czy mógłby pan dzisiaj spotkać się ze mną, dottore?Przyjdę do gabinetu. O piątej po południu.Będę miał dla pana dwadzieściaminut.W gabinecie. Odłożył słuchawkę, zanim Brunetti264zdążył poprosić o adres.Zmuszając się do zachowania spoko-ju, komisarz cierpliwie wykręcił ten sam numer i spytał recep-cjonistkę, gdzie mieści się gabinet doktora.Gdy podała muadres, podziękował jej z całą uprzejmością i odłożył słuchaw-kę.Dalej siedział przy biurku i zastanawiał się, jak najprościejdojechać do Padwy.Patta zapewne zamówiłby samochód zkierowcą, a do tego obstawę dwóch motocyklistów, na wypa-dek gdyby ruch terrorystów na autostradzie był tego dniaszczególnie wzmożony.Stanowisko Brunettiego uprawniałogo do korzystania ze służbowego samochodu, ale chcąc zaosz-czędzić sobie czas, wolał zadzwonić na dworzec i spytać, kie-dy odjeżdżają popołudniowe pociągi do Padwy.Jeśli złapieekspres do Mediolanu, zdąży do gabinetu doktora przed piątą.W takim razie będzie musiał pójść na dworzec zaraz po lunchuz Padovanim.Rozdział 20Gdy Brunetti przyszedł do restauracji, Padovani czekał jużw środku.Stal między barem i szklaną gablotą, w której wy-stawiono rozmaite zakąski: małże, mątwy i krewetki.Uścisnęlisobie szybko ręce i w ślad za signorą Antonią rządzącą tuwszechwładnie kelnerką majestatyczną jak Junona poszli dostolika.Gdy już usiedli, odłożyli na pózniej rozmowę o zbrod-ni i plotkach i najpierw omówili z signorą Antonią kwestięlunchu.Choć w restauracji była karta dań, wielu stałych gościnie zadawało sobie trudu, by ją czytać, a nawet nigdy nie mia-ło jej w ręce.Potrawy i specjalności dnia były zapisane wgłowie signory Antonii.Szybko wymieniła dania co, jakdobrze wiedział Brunetti, było czystą formalnością i w migdoszła do wniosku, że goście mają ochotę na zakąskę z owo-ców morza, risotto z krewetkami i świeżutkiego, pieczonegona grillu labraksa, tego ranka dostarczonego jak ich zapew-niła z targu rybnego.Padovani spytał, czy mógłby ewentual-nie poprosić jeśli signorą Antonia uważa to za słuszne ozieloną sałatę.Signorą Antonia potraktowała jego sugestię znależną uwagą, wyraziła zgodę i zaproponowała do lunchubutelkę białego wina będącego specjalnością restauracji, poktóre zaraz poszła.266Kiedy butelka stała już na stole i kieliszki zostały napeł-nione, Brunetti spytał Padovaniego, ile pracy czeka go przedwyjazdem z Wenecji.Krytyk odparł, że musi napisać dwierecenzje z nowo otwartych wystaw jednej w Treviso, a dru-giej w Mediolanie ale prawdopodobnie uda mu się to zrobićtelefonicznie. Zadzwonisz do redakcji w Rzymie i przedyktujesz imtekst? spytał Brunetti. Skądże odparł Padovani, przełamując kawałek chleba izjadając połowę. Napiszę je przez telefon. Recenzje z wystawy malarstwa? upewnił się Brunetti. Oczywiście.Chyba nie sądzisz, że będę marnował czasna jeżdżenie i oglądanie tych bohomazów. Widząc zdumionąminę Brunettiego, wyjaśnił: Znam prace obojga artystów iwiem, że są bezwartościowe.Oboje wynajęli te galerie i obojeprzyślą tam swoich znajomych, którzy będą kupować ich pra-ce.W Mediolanie wystawia swoje obrazy żona tamtejszegoprawnika; w Treviso syn tamtejszego neurochirurga, któryprowadzi najdroższą prywatną klinikę w regionie.Oboje majązbyt dużo wolnego czasu i nie wiedzą, co z nim zrobić, wobectego postanowili zostać artystami. Ostatnie słowo wymówiłz nietajoną pogardą.Padovani przerwał swą opowieść, by oprzeć się plecami okrzesło i szeroko uśmiechnąć do signory Antonii, która posta-wiła przed nim podłużny talerz z zakąską. Co piszesz w swoich recenzjach? zainteresował sięBrunetti
[ Pobierz całość w formacie PDF ]