[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pogodzinie znalazł w swym wnętrzu spokojne miejsce.Po kolejnejgodzinie zaczął wpuszczać tam poszczególne fakty, obracając je,wyginając, popychając, aż w końcu znalazł żarzący się na samym dniewęgielek.Shan, ubrany w swe najlepsze rzeczy, pojawił się przed wejściemdo Biblioteki Publicznej Okręgu Tingri tuż po godzinie otwarcia, zszacunkiem ukłonił się chińskiej matronie, która zarządzała zbiorami, iruszył w stronę długiego rzędu regałówpod bocznym oknem.Był to zwarty, przysadzisty budynek, świeżopomalowany i mieszczący księgozbiór bogatszy, niż uzasadniałaby towielkość miasta, co świadczyło o hojności lokalnego komitetu partii.Książki, którymi zajął się Shan, były identycznie oprawione, awielkie złote ideogramy na okładkach głosiły: Doroczny raportokręgowego sekretariatu Komunistycznej Partii Chin, Okręg Tingri.Wybrał tomy z początków lat sześćdziesiątych i zaczął je pospieszniewertować.Zawierały niemal wyłącznie zarządzenia Pekinu, jedynąmiejscową treść stanowiły uwagi na temat trwającej kampaniiprzeciwko lokalnej klasie obszarników, z wykazami stanumajątkowego wyszczególniającymi nawet liczbę owiec i jaków.Byłato znajoma historia, w której lokalne spółdzielnie, tworzone przez, jakokreślał to Pekin, klasę chłopską, stopniowo odciskały coraz głębszepiętno na strukturze społecznej.- Czy mogę w czymś pomóc? - usłyszał nad sobą rozdrażniony głos.Z uśmiechem odwrócił się do bibliotekarki.- Fascynuje mnie ten wczesny okres asymilacji socjalistycznej.Kiedy byłem młodszy, spędzałem całe dnie w pekińskich archiwach.-To jedno przynajmniej było prawdą.-W każdym regionie przebiegałoto zupełnie inaczej.Kobieta podeszła bliżej.Pachniała silnym mydłem i olejemarachidowym,- %7łeby korzystać z księgozbioru podręcznego, trzeba wpisać się nalistę - upomniała go, podsuwając mu podkładkę z klipsem.Shan przeprosił i szybko dopisał swe nazwisko u dołu listy.- Pekin? - zapytała łagodniejszym tonem.- Tam mieszkam.Oczy kobiety rozszerzyły się.- Ja jestem z Tianjinu! To prawie po sąsiedzku!- Prawie po sąsiedzku - przytaknął Shan.Spojrzał na nią znacząco.-Z pewnością podczas transformacji tego regionu nie obeszło się bezdramatów.Jest tak odludny.Tak blisko granicy.Tak wielumiejscowych trwa uparcie przy dawnych zwyczajach.Bywałemczasem w Tianjinie - dodał.- Przyglądałem się statkom.Kobieta wydała radosny okrzyk i Shan przez kilka minut słuchałcierpliwie jej wspomnień o wycieczkach do doków, na jakie rodzicezabierali ją w dzieciństwie, o wujku, który opłynął na frachtowcachcałą Azję.W końcu wstała, przyniosła stołek i zaczęła przeszukiwaćpółkę nad oknem, skąd wyciągnęła zakurzony tom i podała mu go zzadowoloną z siebie miną.- Tak wielu ludzi przychodzi tu po prostu poczytać o yeti albo ocudzoziemcach, którzy zmarli na naszej górze.A kiedy przyjechałamtu rok temu, księgozbiór był tak niekompletny, że potrzebowałammiesięcy, by w ogóle się zorientować, na czym ona skończyła.-Kto?- Moja poprzedniczka.Biedna kobieta mieszkała tu przez piętnaścielat i nigdy nie wybrała się do bazy pod Czomolung-mą.A kiedy wkońcu postanowiła tam pojechać, samochód odmówił jejposłuszeństwa.Shan pochylił się naprzód.- Zabiła się?Bibliotekarka, otworzywszy szeroko oczy, westchnęłamelodramatycznie.- Wysiadły jej hamulce.Spadła z urwiska.- I po jej śmierci poginęły książki? Były tu kiedyś i zostałyskradzione?Kobieta wzruszyła ramionami.- Skradzione, zgubione.Stanowiły część zbioru wszelkichpublikacji dotyczących lokalnej historii Chińskiej RepublikiLudowej, który kompletowała.%7łeby zdobyć ten egzemplarz,jedyny w tym okręgu, jak sądzę, musiałam wydzwaniać do Xigaze.Niewyobrażam sobie, żeby mogło u nas nie być pracy absolutnienajważniejszej dla ludzi zainteresowanych tym tematem.Książka, wydana przez partię w limitowanym nakładzie, nosiłatytuł Bohaterowie himalajskiej rewolucji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]