[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jay delikatnie wyjął kilka kartek z segregatora, schował je do kieszeni i schował segregator zpowrotem do szuflady.Wyjął z niej notes w marmurkowej okładce.Otworzył go.Na pierwszejstronie widniał tytuł: Plan Ratusz.Przejrzał kartki, ale nie potrafił zrozumieć znaczenia zapisanychna nich słów.Prawdopodobnie użyto szyfru.Na końcu notesu zauważył szkic jakiejś mapy.W jejprawym górnym rogu, w ramce było napisane: Lotnisko w Richmond , a w innym miejscu widniało słowo: Farma.Wyrwał tę stronę z notesu iteż schował do kieszeni.Poczuł, że adrenalina napływa mu do krwi.Był tak zaaferowany tym, corobi, że zapomniał o wszystkim dookoła, łącznie z chrapaniem pijanego mężczyzny.Jay wziął do ręki pudełko po cygarach i otworzył je.W środku było kilka fotografii, na którychmężczyzni, między innymi Patrick, ubrani w wojskowe moro, obejmowali się po bratersku, paląccygara.Jay przerzucił zajęcia i już miał je odłożyć, kiedy zobaczył ostatnie.Na pierwszym planieklęczało czterech mężczyzn, jeden przy drugim, za nimi stało czterech innych.Wszyscy nosili moro i byli uzbrojeni.U góry widać było konary drzew, a z boku stały brezentowenamioty.Jay przyjrzał się fotografii, przybliżając światło latarki, i nagle wydałz siebie okrzyk.W tylnym rzędzie, obok Patricka, stał Carter Bullock.Jay zmrużył oczy.U górywidniał odręczny napis: Donegall Volunteers. Co się, cholera, dzieje?Jay obejrzał się i skierował światło latarki prosto w twarz Franky ego, który odruchowo zasłoniłoczy ręką. Patrick? wymamrotał Franky.Próbował się podnieść, ale tylko wydał z siebie jęk i opadłna kanapę. Co tu robisz? Dlaczego mnie męczysz w środku nocy? mamrotał z silnym irlandzkimakcentem. Boże, odchoruję to.Dlaczego mi, cholera, dałeś tę przeklętą whiskey?Jay wiedział, że łatwo mógłby uspokoić Franky ego, ale nie chciał dawać mężczyznie sposobnościrozpoznania go.Biorąc pod uwagę stan w jakim Franky się znajdował, barman nie powinienstanowić zagrożenia, jednak mężczyzni na zdjęciach najwyrazniej nie należeli do pokojowonastawionych i Jay nie miał ochoty ryzykować spotkania z nimi. Patrick! O, Boże! Franky nagle przechylił głowę przez oparcie kanapy i zwymiotował.Po pokoju rozszedł się tak potworny odór, że Jay musiał wstrzymać oddech.Ostatnie zdjęcie schowałdo kieszeni, a resztę włożył z powrotem do pudełka.Pudełko umieścił w szufladzie, i wtedy usłyszałjakieś hałasy dochodzące z dołu.Ktoś otworzył drzwi wejściowe do pubu.Franky jęknął i opadł na kanapę.Na dole rozległy się głośne rozmowy i kroki ludzi idących do baru.Ktoś musiał zobaczyć przez szybę światło latarki.Jay rzucił się do jednego z okien, podniósł żaluzje i zamarł w bezruchu.Miał przed sobą kratyzamknięte na kłódkę. Cholera! mruknął pod nosem.Pierwszy raz poczuł, że jego życie może być w niebezpieczeństwie.Wątpił, czy ludzie, którzy są na dole będą chcieli zaczekać na przybycie policji.Sądząc poobejrzanych przed chwilą zdjęciach, wezmą raczej sprawiedliwość we własne ręce.Poświecił latarką na podłogę obok biurka, gdzie klęczał i chwycił pozostawiony tam młotek.Rzucił się z powrotem do okna i z zapamiętaniem godnym seryjnego mordercy, który atakuje ofiarę,zaczął uderzać młotkiem w kłódkę.Kłódka powoli ustępowała.Jay słyszał już ludzi wchodzących poschodach na górę.Będą tu za parę sekund.Jednym szaleńczym uderzeniem rozwalił w końcu kłódkę,Popchnął kraty i w tym momencie poczuł obejmujące go ręce i smród wymiocin.Franky, choć pijany,zrozumiał, co się dzieje i próbował zatrzymać Jaya.Jay wymierzył barmanowi cios łokciem w miękki brzuch.Franky upadł prosto pod nogi mężczyzn,którzy właśnie weszli na górę.Jay wszedł na parapet w momencie, kiedy ktoś zapalałw pokoju światło i skoczył.Przywarł do słupa telefonicznego na wysokości pierwszego piętra, który znajdował się w odległościpółtora metra od okna.Uczepił się go kurczowo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]