[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Koniec z tym! - zapowiedział.- W tygodniu masz byćw szkole, a nie ze znajomymi.Rozumiesz?Cichutkim głosikiem odpowiedziała, że rozumie, raz jeszcze przeprosiła za wszystko i obiecała, że więcej tego nie zrobi.Brzmiało to szczerze.John wyraził zadowolenie i dodał, że niebędzie już do tego wracać, żeby nie psuć w domu atmosfery.Powtórzył, że przez najbliższe dwa dni ma nigdzie nie wychodzić, po czym kazał jej przyjść do mnie i przeprosić.Przeprosinyprzyjęłam i podobnie jak John powiedziałam, że na tym kończymy sprawę.Cóż jeszcze mogliśmy zrobić?W sobotę była ładna pogoda, więc urządziliśmy sobie grillaw ogrodzie.Bardzo chciałam, żeby Dawn zobaczyła, jak przyjemnie rodzina może wspólnie spędzać czas.Liczyłam, że ją todo nas zbliży i poczuje się bardziej jak w domu.W niedzielęwieczorem wyraziła chęć pojechania do matki, ale obiecała, żejeśli jej nie zastanie albo matka znów wyjdzie podczas jej wizyty,to do razu wróci.Przyszła o wyznaczonej porze.Matka była cały czas.Spytałam, czy rozmawiały o pobycie w szpitalu.Odparła, że nie, żetylko oglądały telewizję.Nie mogłam wprost uwierzyć, że córkapróbowała popełnić samobójstwo, a matka nie tylko z nią poważnie nie porozmawiała, ale nawet nie poruszyła tego tematu.O drugiej w nocy Dawn wstała i wyszła z pokoju.Nie wiem,jak wyczuliśmy, że znów chodzi we śnie: może szósty zmysł nampodpowiedział albo usłyszeliśmy ją przez sen, bo oboje obudziliśmy się jednocześnie i od razu wiedzieliśmy dlaczego.Byław przedpokoju i zmierzała w stronę kuchni.Jak zwykle zawróciliśmy ją i odprowadziliśmy do łóżka.Spała spokojnie do rana,dopóki nie obudziłam jej do szkoły.Nie każdej nocy wstawała, zdarzało się to średnio dwa razyw tygodniu.Czasem przyczyna była oczywista, jak w ostatniąniedzielę, kiedy widziała się z matką.Ale zdarzało się, że robiłato bez widocznego powodu, albo przynajmniej my o niczym niewiedzieliśmy.Pocieszaliśmy się, że kiedy zacznie terapię, psychiatra zaradzi i temu.Zawiadomienie o terminie wizyty przysłano nam podkoniec następnego tygodnia w kopercie zaadresowanej do paniCathy Jennings (moje imię i nazwisko Dawn), co świadczyłoo tym, że w szpitalu pomieszali w komputerze nasze dane.Wizyta została wyznaczona na trzeciego sierpnia, czyli za dwamiesiące.Bardzo niedobrze, że kazali tyle czekać nastolatce,która próbowała się zabić, ale pewnie były długie kolejki dospecjalisty.Wpisałam tę datę do kalendarzyka i zawiadomiłamDawn, kiedy wróciła ze szkoły.- Dobrze - skwitowała, a mnie przyszło nagle do głowy, żema na myśli nie tyle fakt wyznaczenia terminu, ile raczej to, żejest on tak odległy.Chodziła do szkoły przez cały tydzień, więc wolno jej byłowyjść w piątek i w sobotę.Jak zwykle nie wiedzieliśmy, dokądposzła.Domyślaliśmy się jedynie, że te wieczorne wypady odbywają się w dawnym towarzystwie, W piątek przyszła o wpół dodziesiątej, za co ją pochwaliłam.W sobotę nie wróciła wcale.Siedzieliśmy w salonie do pózna, nerwowo spoglądając na zegar.Baliśmy się o nią, a poza tym byliśmy autentycznie wściekli, żetak totalnie nas lekceważy i nie dotrzymuje obietnic.O wpół do jedenastej zadzwoniłam do opieki społecznej.- Trzeba zaczekać do jedenastej - powiedział dyżurny pracownik.- Jeśli się do tej pory nie zjawi, proszę zgłosić zaginięcie na policji.Tak też zrobiłam - znów musiałam odczekać dziesięć minut,nim odezwie się oficer dyżurny, a potem po raz drugi przez półgodziny podawałam jej dane oraz relacjonowałam okolicznościzaginięcia.Każde zgłoszenie traktowano jak nową sprawę, bowidocznie nikomu się nie chciało zaglądać do kartoteki.Tymrazem miałam przygotowane zdjęcie Dawn.Nauczeni doświadczeniem, postanowiliśmy się nie kłaść.Policjanci mogli przyjśćw każdej chwili.Dochodziło wpół do pierwszej.Drzemaliśmy w salonie przycicho nastawionym telewizorze, kiedy rozległ się dzwonek dodrzwi.- Nareszcie! - John podniósł się z fotela i poszedł otworzyć.Po chwili usłyszałam jego zdziwiony głos: - Dawn!Zerwałam się z kanapy i wybiegłam do przedpokoju.W progu, w towarzystwie dwóch policjantów, stała kompletnie pijana i rozchichotana Dawn.Wisiała uczepiona ramieniajednego z nich.Nie sprawiali wrażenia specjalnie zbulwersowanych jej zachowaniem.- Cz-cześć, John.Cz-cześć, Cathy - wymamrotała.- Jaksię macie? Przpraszam za spóz-znienie.Pwinnm zdzwonić.Kiedyś ją poprosiliśmy, żeby zatelefonowała, gdyby miałaz jakiegoś powodu wrócić pózniej; dzięki temu nie będziemy siędenerwować.- Rychło w czas.- Byłam naprawdę zła.Otarła się jak kot o ramię policjanta i uśmiechnęła się doniego głupkowato.- Dzięki.m-miło, że pn pp-omógł.- Czknęła i ciężkowestchnęła.- Chyba nie będziesz wymiotować? - Odciągnęłam jąszybko od policjanta.- N-nnie.Spoko - odparła i znów czknęła.- Możemy chwilę porozmawiać? - spytał uwolnionypolicjant.John poprosił ich do salonu, ja prowadziłam Dawn.Ciągleprzepraszała i szczerzyła zęby w tym idiotycznym uśmiechu.- P-przpraszm.Bardzo p-przpraszm.- Chichotała,a w salonie natychmiast zaczęła głośno śpiewać: - Co zrobimyz pijanym żeglarzem.".- Siadaj - rozkazał ostro John.Posadziłam ją na kanapie.Od razu przyniosłam z kuchni plastikowe wiaderko i na wszelkiwypadek postawiłam przy niej.- N-nie będę.rzygać - oświadczyła.- Jest.mi.dbrze.- Cicho bądz! - huknął na nią John.Gdy policjant zaczął mówić, jeszcze mniej nam było dośmiechu.- Znalezliśmy ją pół godziny temu, po otrzymaniu zgłoszenia, pod pubem Queens Head.- Była to spelunka na peryferiach, miejsce słynące z rozrób.Regularnie pisano o tympubie w lokalnej prasie, gdyż mieszkańcy od lat domagali sięjego zamknięcia.- Dwóch młodych ludzi zabrano do szpitalaz pociętymi twarzami - ciągnął policjant.- Dawn stała wśródgapiów i nie brała udziału w awanturze, ale zachęcała walczących.Niezbyt odpowiednia rozrywka w tym wieku - zakończyłsucho.To był dla mnie szok.Przede wszystkim poczułam się odpowiedzialna za to, że tam się znalazła.- Miała wrócić do domu o wpół do dziesiątej - zaczęłamtłumaczyć, - Też uważamy, że nastolatki nie powinny się włóczyć po pubach, zwłaszcza takich jak Queens Head.Policjant spojrzał na mnie poważnie, a jednocześnie z wyraznym współczuciem,- Zajmujemy się zwalczaniem pijaństwa wśród nieletnichi już raz zgarnęliśmy ją w pubie.Ostrzegaliśmy ją wtedy.- J a k to? - spytał z niedowierzaniem John.- Zdaje się, Dawn, że lubisz tam bywać, prawda?Pokiwała głową i głośno czknęła.Byłam przerażona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]