[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ja, bracie, wiem o tym bez ciebie,czy nie możesz mówić o czym innym? Pozwól mi o tym zapomnieć, nie wiedzieć o tym, wówczasjestem szczęśliwy.I oto te pieniądze, które by trochę poprawiły stan rzeczy, idą na różne środki,żeby osiągnąć stan zapomnienia.Drzemie umysł, który być może wynalazłby niespodzianie zródłowielkich dochodów, a tymczasem majątek bęc z licytacji i poszedł dziedzic szukać po świeciezapomnienia, z duszą gotową do podłości, przed jakimi by sam się przedtem wzdrygnął.Na autora padnie jeszcze oskarżenie ze strony tak zwanych patriotów, którzy siedzą sobiespokojnie po kątach i zajmują się zupełnie postronnymi sprawami, ciułają kapitaliki, budując sobieprzyszłość kosztem innych; ale gdy tylko zdarzy się coś w ich mniemaniu upokarzającego dlaojczyzny, ukaże się jakaś książka, w której powie się niekiedy gorzką prawdę, wybiegną zewszystkich kątów, jak pająki, które dostrzegły, że w pajęczynę zaplątała się mucha, i zarazpodniosą krzyk: Czy godzi się wynosić to na światło dzienne, rozgłaszać o tym? Przecieżwszystko, cokolwiek jest tu opisane, to nasze, czy to ładnie? A co powiedzą cudzoziemcy? Czy toprzyjemnie słyszeć złą opinię o sobie? Myślą, że to niebolesne? Myślą, że nie jesteśmypatriotami? Na takie mądre uwagi, zwłaszcza co do opinii cudzoziemców, przyznam się, niemożna znalezć żadnej odpowiedzi.Chyba ot taką: w jednym z oddalonych zakątków Rosji żylidwaj mieszkańcy.Jeden, imieniem Kifa Mokijewicz, człowiek łagodnego charakteru, był ojcemrodziny, wiodącym życie w sposób niedbały.Rodziną swą nie zajmował się; egzystencja jegoraczej zwrócona była w kierunku umysłowym i zajęta następującym, jak sam się wyrażał,filozoficznym zagadnieniem: Ot, na ten przykład, zwierzę mówił chodząc po pokoju zwierzęrodzi się nagie.Dlaczego mianowicie nagie? Dlaczego nie tak jak ptak, dlaczego nie wykluwa się zjajka? Jakie to doprawdy tego.zupełnie nie można zrozumieć natury, jeśli się w nią bardziejwgłębić! Tak myśli mieszkaniec Kifa Mokijewicz.Ale jeszcze nie to jest najważniejsze.Drugimmieszkańcem był Mokij Kifowicz, jego rodzony syn.Był on tym, co nazywają w Rosji zawadiaką,i podczas gdy ojciec zastanawiał się nad narodzinami zwierzęcia, jego dwudziestoletnia, barczystanatura rwała się do świata.Do niczego nie umiał się lekko dotknąć, zawsze albo ręka komuśzatrzeszczy, albo guz wyskoczy na czyimś nosie.W domu i w sąsiedztwie wszystko, począwszy oddziewki do posług aż do psa podwórzowego, uciekało na jego widok, nawet własne łóżko wsypialni połamał na kawałki.Takim był Mokij Kifowicz, zresztą, poczciwy chłop.Ale jeszcze nieto najważniejsze.A oto, co jest najważniejsze. Zlitujże się pan, Kifo Mokijewiczu mówili ojcuswoi i obcy cóż to za gagatek ten twój Mikij Kifowicz? Nikomu nie daje spokoju, takikrzywdziciel! Tak, urwis, urwis zwykle odpowiadał na to ojciec ale cóż robić.Bić się z nimjuż za pózno, zresztą wszyscy mi zarzucą okrucieństwo; a on jest ambitny, gdy zrobić muwymówkę przy tym i owym, uspokoi się, ale przecie się rozniesie, ot biada! Miasto się dowie izupełnie za ostatniego będą go mieli.A cóż, myślą może, że mnie to nie martwi? Czyż nie jestojcem? %7łe się zajmuję filozofią i niekiedy nie mam czasu, to już nie jestem ojcem? A właśnie żenie, jestem ojcem, jestem ojcem, niech ich diabli wezmą, jestem ojcem! Mego Mokija Kifowiczatutaj mam, w sercu!.Tu Kifa Mokijewicz bił się bardzo mocno pięścią w piersi i wpadał w pasję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]