[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zatrzymać statek! Ktoś nadchodzi!Wierzchowiec wypadł z cienia budynków, zjezdzcem nisko pochylonym nad jego grzbietem.Zatrzymali się tak gwałtownie, że spod kopytposypały się iskry.Jezdziec zeskoczył i krzyknął: Rozkazuję zatrzymać statek!Z fortu wylegli mężczyzni, którzy chcielidowiedzieć się, o co chodzi.Przybysz rzucił się na Lucę. Zatrzymać go! Tym statkiem dowodzinajwiększy wróg świata chrześcijańskiego! Jak mielibyśmy go zatrzymać? odezwał się zrozdrażnieniem kapitan Gascon. Wypłynął podpełnymi żaglami, w dodatku ma wioślarzy.Nieznamy sposobu, żeby go zawrócić.Przybysz tupnął z wściekłości. To statek pod rozkazami samegon diabła! Już odpłynął! krzyknął Luca. Poza tym ciludzie tutaj nie mają dział.Nie mogą do niegostrzelać.A kapitan przybył tu pod białą flagą.Dlaczego chcesz, żeby go zatrzymać? Kim jesteś?Nagle dostrzegł ciemnoniebieską szatę orazprzenikliwe czarne oczy w cieniu kaptura iuświadomił sobie, że są mu nieprzyjemnie znajome.Brat Piotr ukląkł na jedno kolano. Mistrzu& powiedział tylko.Luca stał niezdecydowany. Czy to naprawdę ty, mój mistrzu?Mężczyzna patrzył na galerę niewolnikówodpływającą pod wydętymi żaglami.Wioślarzeunieśli wiosła, a potem zanurzyli je w wodzie.Wysoka postać stojąca na rufie jakby ironicznierozwinęła sztandar lśniący wspaniałym metalicznymbłękitem i zielenią, z wielkimi złocistymi oczami idługą wstęgą z cennego złotogłowiu, misterniehaftowaną w nakładające się na siebie pawie ogony symbol szlachectwa w imperium osmańskim,sztandar wielkiego dostojnika ze zwycięskiego kraju. Czy to był Radu cel Frumos? spytał przybysz. Odpowiadaj, do diabła! Czy to był Radu celFrumos? Przedstawił się jako Radu Bej odparłostrożnie Luca.Szybkie zerknięcie na brata Piotra,nadal klęczącego z ręką na sercu, upewniło go, żerozwścieczony mężczyzna w kapturze jest tymsamym, który przyjął go do Zakonu Ciemności.Lucaukląkł obok brata Piotra i również położył rękę nasercu. Witaj, mistrzu. Wstać warknął mężczyzna, nawet na nich niepatrząc. Przepraszam, nie wiedzieliśmy, że chcesz gozatrzymać powiedział cicho brat Piotr. Przybył tu,gdyż stracił maszt.Gdybyśmy wiedzieli& Ale byliuzbrojeni po zęby, a my nie mamy ani działa, ani nicpoza miejscową gwardią. Na przyszłość będziecie wiedzieć.Jeślikiedykolwiek go spotkacie& Przybysz odetchnąłgłęboko, z trudem się opanowując. Jeślikiedykolwiek go spotkacie, macie go schwytać, o ilezdołacie, i wysłać do mnie.Jeśli zaś nie uda wam sięgo schwytać, zabijcie go na miejscu.To mójnajwiększy wróg.Nigdy mu nie wybaczę tego, że zemną walczy& pod każdym względem jest moimprzeciwieństwem.Rangą przewyższa go tylko sułtanMehmed II.Ten człowiek skruszył muryKonstantynopola.Jest przywódcą ich armii.Tonajwiększy wróg świata chrześcijańskiego.Nie maczłowieka, którego pojmałbym z większą radością.Nie ma człowieka, którego bardziej pragnę ujrzećmartwego u mych stóp.To prawdziwy wysłannikSzatana.I najpewniejsza oznaka nadejścia końcaświata.Luca i brat Piotr wymienili niespokojnespojrzenia i stanęli za swoim przełożonym.Wspaniała flaga pochyliła się w ironicznympozdrowieniu, po czym została zwinięta.Trzejmężczyzni patrzyli, jak statek staje się corazmniejszy, odpływając szybko w dal po ciemniejącymmorzu.Wkrótce zniknął w mroku. A więc umknął i śmieje się z nas powiedziałmistrz. Traktuje nas jak przykutych do stałego lądugłupców, którzy mogą tylko przeklinać, gdy onodpływa.Ale wy to zapamiętacie.I następnymrazem, bo będzie następny raz, nie pozwolicie mu taksię potraktować. Nigdy zapewnił go brat Piotr.Mistrz milczał przez chwilę, usiłując sięuspokoić. Przeczytałem twój raport o dziecięcej krucjaciei wielkiej fali zwrócił się do Luki. Jadąc tu, byzobaczyć wymarsz krucjaty, spotkałem po drodzewaszego posłańca.Możesz opowiedzieć mi więcejprzy kolacji. To biedna karczma ostrzegł go Luca.Jeszcze ją naprawiają i osuszają. Nie szkodzi.Byliście w drodze do Splitu?Luca pokręcił głową. Nie, mistrzu.Tamto wybrzeże zostało jeszczebardziej zniszczone przez falę niż nasze.Nie możemysię tam udać; jego mieszkańcy ściągają w te stronypomimo tutejszych zniszczeń.Mieliśmy napisać dociebie z prośbą o nowe rozkazy.Mężczyzna milczał, zastanawiając się nad tym, cousłyszał. Możecie udać się lądem w stronę Wenecji.Chcę, żebyście tam coś sprawdzili.Oddał bez słowa cugle swego konia Freize owi iwszedł do karczmy. Więc teraz Wenecja? mruknął kwaśno Freizedo konia. Wjeżdża tu jak jezdziec Apokalipsy,pewnie trzej pozostali już za nim galopują, tylko ichpatrzeć, i oznajmia nam, że jedziemy do Wenecji.No,pięknie.Pięknie, a ty i ja jesteśmy tylko głupimizwierzętami, o czym ty wiesz, a ja powinienempamiętać. Pogłaskał szyję konia, który odwrócił kuniemu wielki łeb, żeby go obwąchać. Wiesz, co onknuje? spytał konspiracyjnym szeptem.Zaczekał,jakby naprawdę sądził, że zwierzę mu odpowie.Zciśle tajne? To zrozumiałe.Ale nie wmawiaj mi, żeon ci się nie zwierza&. Gdy koń uparcie milczał,Freize poklepał go po boku i rozpiął jego ciasną uzdę. No cóż& Człowiek, który nie wyjawia niczegonawet własnemu koniowi, to w rzeczy samej człowiektajemniczy.* * *W karczmie Iszrak i Izolda, które obserwowały zokna sali jadalnej odpływającą galerę, uciekły doswojego pokoju, gdy przybysz wezwał karczmarza.Zamówił kieliszek wina, kazał rozpalić na kominku,wynajął najlepszą sypialnię wyłącznie dla siebie, niezgadzając się jej dzielić z innymi podróżnikami,zgodził się na cenę tego luksusu, a potem, w końcu,usiadł na fotelu, zdjął buty do konnej jazdy ioznajmił, że zje samotnie, lecz Luca i brat Piotr majądo niego przyjść po posiłku. Kto to? Izolda chwyciła brata Piotra za rękę,gdy ten, zgięty w pokłonie, wycofał się z jadalni i zwyrazną ulgą zamknął drzwi. To mistrz naszego zakonu. Jak się nazywa? Nie mogę ci tego powiedzieć. A jaką pełni funkcję?Brat Piotr spojrzał na dziewczynę niemal zlękiem. Cieszy się wielkim zaufaniem Ojca Zwiętego odparł. Powierzono mu badanie końca świata.Zakon porusza się na granicy świata chrześcijan iświata niewiernych, patrolując ją.Nie ma podsłońcem człowieka, któremu groziłoby większeniebezpieczeństwo.I człowieka bardziejnieustraszonego. Czy jest bogaty? Oczywiście. Ilu ludzi ma pod swoim dowództwem? Tego nie wie nikt oprócz niego. Od jak dawna mu służysz?Brat Piotr zastanawiał się przez chwilę. Pięć lat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]