[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czarna Taksówka, w czym możemy pomóc? - rozlegÅ‚ siÄ™ gÅ‚os w telefonie.- PotrzebujÄ™ taksówki!StaraÅ‚em siÄ™ szeptać, ale mój przedostajÄ…cy siÄ™ przez chustkÄ™ gÅ‚os zabrzmiaÅ‚ jakcharczenie starca.- SkÄ…d dokÄ…d?- Z Raleigh Court w Kilburn, w jakieÅ› bezpieczne miejsce.- Kiedy mamy po pana przyjechać?- Najszybciej, jak siÄ™ da!- ProszÄ™ bardzo.Niech pan siÄ™ skieruje do Raleigh Road i tam zaczeka.Taksówkazjawi siÄ™ za kilka minut.ZakoÅ„czyÅ‚em połączenie.Oda znalazÅ‚a puszki na Å›mieci.PrzypomniaÅ‚em sobie, żeprzy nich wÅ‚aÅ›nie spotkaÅ‚em pana Lisa.- TÄ™dy! - wysyczaÅ‚em i pociÄ…gnÄ…Å‚em jÄ… za poÅ›rednictwem ciężkiego mostu, jakim byÅ‚Kemsley, w stronÄ™, gdzie moim zdaniem powinna siÄ™ znajdować ulica.Po kilku krokach Oda nadepnęła na coÅ› i syknęła.SpojrzaÅ‚em w dół.To byÅ‚ jeden zesprowadzonych przez Rajców żoÅ‚nierzy.LeżaÅ‚ na chodniku przed nami.W gardÅ‚o wbito muscyzoryk.- Cicho! - wyszeptaÅ‚em.- Cicho!ZatrzymaliÅ›my siÄ™, wytężajÄ…c sÅ‚uch.De de de de de de de de de.- Gdzie on jest? - syknęła Oda.- Nie wiem.Cicho!Kakakabum kakakabum kakakabum.- Czarnoksiężniku.To byÅ‚ strach, nie pytanie; pragnęła pocieszenia, nie odpowiedzi.To znaczy, zapewneucieszyÅ‚aby siÄ™ z odpowiedzi, ale wiedziaÅ‚a, że nie mam żadnych na zbyciu.ZacisnÄ…Å‚em mocniej dÅ‚oÅ„ na kulce Å›wiatÅ‚a, pozwalajÄ…c, by staÅ‚a siÄ™ tylko maleÅ„kimpÅ‚omieniem miÄ™dzy moimi palcami.- TÄ™dy - wyszeptaÅ‚em.RuszyliÅ›my powoli naprzód, chwiejÄ…c siÄ™ na nogach jak starcy.Każdy krok mógÅ‚ siÄ™okazać ostatnim przed pÄ™kniÄ™ciem miażdżycowych tÄ™tnic.może ten, a może nastÄ™pny.PosuwaliÅ›my siÄ™ przed siebie, przy każdym kroku myÅ›lÄ…c, że to może być ten.CiszÄ™ mÄ…ciÅ‚jedynie sÅ‚abiutki basowy szmer dobiegajÄ…cy ze sÅ‚uchawek.Oraz monstrualne szuranienaszych stóp.Gdy wreszcie dotarliÅ›my na uliczny chodnik, omal siÄ™ nie potknÄ…Å‚em.Nogi wpadÅ‚y mido rynsztoka peÅ‚nego cuchnÄ…cej deszczówki.SpÅ‚yw zatkaÅ‚y butwiejÄ…ce liÅ›cie.- Tutaj! - syknÄ…Å‚em i Oda również siÄ™ zatrzymaÅ‚a.- I co teraz? - zapytaÅ‚a.- Cicho! SÅ‚uchaj!WytężyliÅ›my sÅ‚uch.PojawiÅ‚ siÄ™ sÅ‚aby wietrzyk, dmÄ…cy od granic chmury smogu izapowiadajÄ…cy, że gdzieÅ› można znalezć odrobinÄ™ Å›wieższe powietrze.PrzyniósÅ‚ też coÅ›innego.SpojrzaÅ‚em pod nogi.KawaÅ‚ek papieru wypadÅ‚ z rynsztoka i przylepiÅ‚ mi siÄ™ dokostki.To byÅ‚ oderwany róg gazety.Napisano na nim:SZOKUJCA WIADCHERYL MÓWIkandaliczne wybryki na zabawie doprowadziÅ‚yjakoby powiedziaÅ‚a, że niejcie mi mój odkoUniosÅ‚em wzrok.Jedynym zródÅ‚em Å›wiatÅ‚a byÅ‚y tu koniuszki moich palców.Blask siÄ™gaÅ‚ najwyżejstopÄ™ powyżej mojej gÅ‚owy, zanim zniknÄ…Å‚ w smogu.Powinienem byÅ‚ poczuć jego oddech,ale on przecież nie miaÅ‚ pÅ‚uc.PoczuÅ‚em, że czubki jego butów dotknęły moich, twarda skóraprzycisnęła koniuszki moich za dużych adidasów w miejscach, gdzie powinny być palce.Pan Pinner nadal siÄ™ uÅ›miechaÅ‚.- Odo, ucie.! - krzyknÄ™liÅ›my.UniósÅ‚ rÄ™kÄ™.TrzymaÅ‚ w niej coÅ› bÅ‚yszczÄ…cego, wymierzonego prosto w nasze oko.ZÅ‚apaliÅ›my go za rÄ™kÄ™, owinÄ™liÅ›my palce wokół rÄ™kawa i pozwoliliÅ›my Å›wiatÅ‚u zapÅ‚onąć,wypÅ‚ynąć z wnÄ™trza naszego ciaÅ‚a.- Odo, uciekaj do koÅ„ca.! - zawoÅ‚aliÅ›my znowu.UniósÅ‚ drugÄ… rÄ™kÄ™ i zacisnÄ…Å‚ dÅ‚oÅ„ na naszym gardle, odchylajÄ…c nasz podbródek dotyÅ‚u, a razem z nim całą resztÄ™ ciaÅ‚a.ZobaczyliÅ›my, co trzyma w uniesionej rÄ™ce.To byÅ‚owieczne pióro z tytanu i zÅ‚ota, sugerujÄ…cych wszystkie najjaskrawsze kolory srebrzystej tÄ™czy.Gdy opuszczaÅ‚ je ku nam, ze stalówki skapnęła kropla czarnego atramentu.Nawet pomijajÄ…cto, czym byÅ‚, czym mógÅ‚ być, grozba wbicia takiego przedmiotu w nasze oko wypeÅ‚niÅ‚a nasprzerażeniem, dodaÅ‚a nam siÅ‚.PozwoliliÅ›my, by zapÅ‚onęła w nas elektryczność.WstrzÄ…spowinien go zabić, czÅ‚owieka zabiÅ‚by z całą pewnoÅ›ciÄ…, podpaliÅ‚by mu wÅ‚osy, ale po cielepana Pinnera Å‚adunki po prostu odpÅ‚ynęły do ziemi, nawet nie przypalajÄ…c mu wÅ‚osów.SÅ‚yszeliÅ›my kroki oddalajÄ…cej siÄ™ z wysiÅ‚kiem Ody.Pióro rosÅ‚o z każdÄ… chwilÄ…, przesÅ‚aniajÄ…clewÄ… poÅ‚owÄ™ naszego Å›wiata.Telefon zadzwoniÅ‚ w mojej kieszeni.- Odo, uciekaj do taksówki, uciekaj do.! - zawoÅ‚aÅ‚em.Od strony koÅ„ca ulicy dobiegÅ‚ warkot silnika.UjrzaÅ‚em jaskrawe pomaraÅ„czowożółteÅ›wiatÅ‚o, litery zniknęły gdzieÅ› w smogu.- Odo! Odo, uciekaj do.Pan Pinner zacisnÄ…Å‚ palce na mojej tchawicy, wbijajÄ…c je w warstwÄ™ mięśni.Jego oczystaÅ‚y siÄ™ caÅ‚ym naszym wszechÅ›wiatem.- Kim jesteÅ›, niebieskokrwisty? - wyszeptaÅ‚.PomaraÅ„czowe Å›wiatÅ‚o byÅ‚o coraz bliżej.SÅ‚yszaÅ‚em grzechot starego, potężnegosilnika, który pewnego dnia wreszcie siÄ™ rozpadnie, sypiÄ…c na wszystkie strony Å›rubami ipoczerniaÅ‚ym żelazem, ale do owej chwili bÄ™dzie pracowaÅ‚ bez zarzutu.- My jesteÅ›my Swift, a ja jestem anioÅ‚ami! - odpowiedzieliÅ›my, patrzÄ…c panuPinnerowi prosto w oczy.PuÅ›ciÅ‚em jego rÄ™kÄ™.Nie zważajÄ…c na wbijajÄ…ce siÄ™ w moje gardÅ‚o palce, wykonaÅ‚emnagle przewrót w tyÅ‚, jakby wszystkie moje koÅ›ci zmieniÅ‚y siÄ™ w galaretÄ™.UdaÅ‚o mi siÄ™ gozaskoczyć, pociÄ…gnÄ…Å‚em caÅ‚y jego ciężar za sobÄ…, upadajÄ…c, uderzyÅ‚em nogami i złączyÅ‚emrazem Å‚okcie, starajÄ…c siÄ™ upaść na chodnik najmniej delikatnÄ… częściÄ… swego ciaÅ‚a, czylityÅ‚kiem.LÄ…dowanie okazaÅ‚o siÄ™ jednak twarde.PoczuÅ‚em, że noga wygięła siÄ™ pode mnÄ… iprzetoczyÅ‚em siÄ™, przesuwajÄ…c przeciwnika na bok i odpychajÄ…c go od siebie.Jego palcezsunęły siÄ™ z mojej szyi.PodniosÅ‚em siÄ™, nie puszczajÄ…c jego marynarki, która siÄ™ nierozerwaÅ‚a ani nie zsunęła z ciaÅ‚a, by odsÅ‚onić koszulÄ™.TrzymaÅ‚a siÄ™ mocno, jakby byÅ‚aczęściÄ… jego ciaÅ‚a i skóry.Nie ma czasu, nie teraz, nie teraz.ZatoczyliÅ›my siÄ™ do tyÅ‚u i rzuciliÅ›my do ucieczki, czekajÄ…c na ból tysiÄ…ca papierowychcięć, biegliÅ›my ku żółtemu Å›wiatÅ‚u, widzieliÅ›my wyraznie OdÄ™ przy jego zródle, wpychaÅ‚akrwawiÄ…cego Kemsleya na tylne siedzenie, ujrzeliÅ›my napis TAXI, wielkie litery na tleÅ›wiatÅ‚a, pojazd byÅ‚ duży, czarny, peÅ‚en krzywizn, buchaÅ‚ czarnym dymem z rury wydechowej,chwiaÅ‚ siÄ™ na rozklekotanych resorach i byÅ‚ czarnÄ… taksówkÄ…, nie, to za maÅ‚o, byÅ‚ CzarnÄ…TaksówkÄ…, o skórze tak czarnej, że wyglÄ…daÅ‚a jak plama głębszej ciemnoÅ›ci, oknach takzabrudzonych pyÅ‚em i nigdy niezmywanym, zanieczyszczonym deszczem, że nie sposób byÅ‚ozajrzeć do Å›rodka, z jego kół buchaÅ‚y kłęby dymu, a silnik ryczaÅ‚ jak zwierzÄ™ w klatce.OdawsiadaÅ‚a już do Å›rodka.WlazÅ‚em za niÄ….- Ruszajmy! Szybko! - zawoÅ‚aÅ‚em.Kierowca nacisnÄ…Å‚ pedaÅ‚ gazu.RuszyliÅ›my.* * *Istnieje wiele różnych opowieÅ›ci.Niektóre z nich, w przeciwieÅ„stwie do innych, sÄ…prawdziwe.MówiÄ… o.PociÄ…gu, który jezdzi bez koÅ„ca po Circle Line i nigdy siÄ™ nie zatrzymuje, nigdy nieodpoczywa i nie zabiera nowych pasażerów, poza tymi, którzy znajÄ… tajemnicÄ™ OstatniegoPociÄ…gu i wiedzÄ…, kiedy kursuje.Nocnym Autobusie, zabierajÄ…cym dusze tych, którzy umarli w czasie snu, sami wciemnoÅ›ci.Lady Neon, której oczy lÅ›niÄ… zbyt jasno, by Å›miertelnik mógÅ‚ w nie spojrzeć, niewpadajÄ…c w obłęd.Czarnej Taksówce, która może dotrzeć wszÄ™dzie, jej kierowca sÅ‚yszaÅ‚ o IsaacuNewtonie i uważa, że pomyliÅ‚ siÄ™ on w paru sprawach, a także zawsze żąda zapÅ‚aty.Z reguÅ‚ybardzo wysokiej.DoszliÅ›my do wniosku, że o to bÄ™dziemy siÄ™ martwić potem.Wszystko we wÅ‚aÅ›ciwym czasie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]