[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Półtora metra od krzesła znajdowało się stanowisko kata: wnęka w ścianie, osłoniętaprzepierzeniem z wąskim, prostokątnym wycięciem na wysokości głowy.Kat musiał być jużw środku, zakapturzony i szczelnie opatulony katowską togą, ponieważ jego tożsamośćstanowiła pilnie strzeżoną tajemnicę.Na dany sygnał miał przekręcić czerwony przełącznik,który zamykał obwód elektryczny.W tym momencie siedzącego na krześle skazańca porażałprąd o napięciu dwóch tysięcy woltów.W komorze egzekucyjnej kręciło się kilka osób.Urzędnik więzienny zerknął nazegarek, po czym spojrzał na duży ścienny zegar z sekundnikiem.Była szósta pięćdziesiąttrzy.W sali dla świadków ustał szmer rozmów.Większość zebranych przypatrywała sięciekawie Ainsliemu, którego strażnik prowadził do środkowego krzesła w pierwszym rzędzie.- Oto pańskie miejsce.Ainslie zdążył już zauważyć, że tuż obok, po jego lewej stronie, siedzi Cynthia Ernst,która zresztą ani nie skinęła mu głową, ani nawet na niego nie spojrzała.Zerknąwszy jeszczebardziej w lewo, zdumiony sierżant zobaczył Patricka Jensena, który posłał mu leciutkiuśmiech.2.Nagle komora egzekucyjna ożyła.Pięciu czekających w niej ludzi utworzyło szereg.Na czele stanął porucznik straży więziennej, za nim dwóch strażników, lekarz z małąskórzaną torbą i prawnik z prokuratury stanowej.Więzienny elektryk czekał za krzesłem,między zwojami ciężkiego, grubego kabla, który miał wkrótce podłączyć.- Proszę o ciszę! - zawołał strażnik pełniący służbę w sali dla świadków.- %7ładnychrozmów!Ucichły ostatnie szepty.Chwilę pózniej otworzyły się drzwi i do komory egzekucyjnej wszedł wysokimężczyzna o surowej twarzy i siwawych, krótko przyciętych włosach.Był to Stuart Foxx,naczelnik więzienia.Tuż za nim szedł Elroy Doil ze wzrokiem wbitym w podłogę, jakby nie chciał stawićczoła temu, co go czekało.Ainslie zauważył, że Patrick Jensen wziął Cynthię za rękę.Pewnie pocieszał ją potragicznej stracie rodziców.Sierżant przeniósł wzrok z powrotem na skazańca i znowu uderzyła go różnica międzykrzepkim, potężnym Doilem z przeszłości i żałosnym, roztrzęsionym osobnikiem, jakim sięod tamtej pory stał.Nogi miał skute, mógł więc stawiać tylko małe, niezręczne kroki.Prowadziło gotrzech strażników: dwóch szło po jego lewej i prawej stronie, trzeci z tyłu.Ręceunieruchamiały mu tak zwane stalowe szpony, jednoobręczne kajdanki przymocowane dometalowego prętu, które ułatwiały strażnikom kontrolę ruchów obu rąk skazanego iuniemożliwiały jakikolwiek opór.Doil miał na sobie czystą, białą koszulę i czarne spodnie; Ainslie wiedział, że dotrumny ubiorą go w czarną marynarkę.Ogolona skóra na głowie błyszczała odprzewodzącego elektryczność żelu, którym przed chwilą ją wysmarowano.Ta mała procesja wyszła z korytarza śmierci , oddzielonego od komory egzekucyjnejdwojgiem pancernych drzwi, i gdyby Doil podniósł teraz głowę, po raz pierwszy zobaczyłbykrzesło elektryczne i publiczność, która przyszła obejrzeć jego śmierć.W końcu podniósł głowę i na widok krzesła rozszerzyły mu się oczy, a na jego twarzyzastygł wyraz przerażenia.Odruchowo przystanął, odwrócił głowę, jakby chciał się cofnąć,lecz trwało to tylko chwilę - żelazne szpony natychmiast wykręciły mu ręce i Doil krzyknąłz bólu.Strażnicy chwycili go, przytrzymali, wypchnęli na środek komory i choć próbował sięwyszarpnąć, dzwignęli go i posadzili na krześle.W swej bezradności wbił wzrok w czerwony telefon na ścianie.Każdy skazaniecwiedział, że jest to jego jedyna i ostatnia szansa na zawieszenie wykonania wyroku zpolecenia gubernatora stanu.Doil patrzył na telefon, jakby go błagał, żeby zadzwonił.Nagle spojrzał na szklaną szybę oddzielającą komorę egzekucyjną od sali dlaświadków i zaczął histerycznie krzyczeć.Ale ponieważ szyba była dzwiękoszczelna, Ainslie ipozostali nic nie słyszeli.Widzieli tylko jego wściekle wykrzywioną twarz.Pewnie wygłasza tyradę na temat Apokalipsy - pomyślał ponuro sierżant.Jeszcze do niedawna dzwięki z komory egzekucyjnej były przekazywane do sali zapomocą systemu mikrofonów i głośników.Teraz świadkowie słyszeli tylko, jak naczelnikodczytuje nakaz wykonania kary śmierci, jak pyta skazanego o ostatnie słowo i jak skazany jewygłasza.Raptem Doil umilkł i powiódł wzrokiem po twarzach ludzi obserwujących go zzaszyby; kilkoro z nich nieswojo poruszyło się na krześle.Kiedy jego spojrzenie padło naAinsliego, przybrał błagalny wyraz twarzy, a jego wargi powtarzały słowa, które sierżantodczytał jako: Pomóż mi! Pomóż mi!Na czoło Ainsliego wystąpiły krople potu.Co ja tu robię? - pomyślał.Nie chcę mieć ztym niczego wspólnego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]