[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie sądziłem, że będzie aż tak ciężko.- Przepraszam, że cię na to naraziłem - odparł Smith.- Zrozum, że nie pytałbym o to,gdyby to nie było bardzo ważne.- Rozumiem.- Adam wysilił się na uśmiech.- Nie wiem dlaczego, ale ufam ci.Nowięc na czym skończyłem? Na San Francisco?Smith przytaknął ruchem głowy.- Byliśmy ze sobą przez dwadzieścia lat.Mieszkaliśmy w dzielnicy Mission, gdziepracowaliśmy w godzinach nocnych.Nasze życie było nudne i monotonne, ale mieliśmysiebie, i to dawało nam szczęście.%7ływiliśmy się krwią z ubojni Halal znajdującej się wdzielnicy Castro.Poza tym, że stroniliśmy od ludzi, byliśmy całkiem zwyczajną parą.Niestety, z upływem lat Emily bardzo się zmieniła.Zaczęło się od drobiazgów: dąsów, sprzeczek, nieporozumień.Sądziłem, że tonormalne, lecz kiedy zdałem sobie sprawę, że jest nieszczęśliwa, było już za pózno.Myślałem, że panujemy nad naszą naturą.Nie wykorzystywaliśmy nadnaturalnych mocy,piliśmy tylko zwierzęcą krew w ilościach niezbędnych do przeżycia.Poza tym żyliśmy jaknormalni ludzie.Nigdy się nie zestarzeliśmy.Unikaliśmy sąsiadów i spotkań towarzyskich, żeby niktnie zauważył.Myślałem, że to wystarczy.Niestety, myliłem się.Zaakceptowałem swojąnaturę ze względu na nieśmiertelność, aby zostać z Emily już na zawsze.Ale ona tego niechciała.- Dlaczego? - Smith się zdziwił.- Dla niej takie życie nie miało sensu.Uważała, że wszystko, co trwa wiecznie:przeżycia, bliskość, a nawet miłość, nic nie znaczy.Przekonywałem ją, że jest inaczej, żeliczy się tylko to, co nas łączy.Przez jakiś czas znowu była szczęśliwa.Niestety, okazało się,że to tylko pozory.Umiała świetnie udawać.Któregoś wieczoru, kiedy się obudziłem, Emilynie było.Zostawiła mi w kuchni kartkę.Napisała, że mnie kocha i że przeprasza.Nigdywięcej jej nie widziałem.Adam opuścił głowę.Jego łzy kapały na suchą pustynną ziemię, żłobiąc w niej drobnewyrwy.Smithowi zrobiło się go bardzo żal.Wreszcie przerwał milczenie.- Tak mi przykro - powiedział.- Naprawdę.Mężczyzna podniósł wzrok; na jego twarzy pojawił się zrezygnowany uśmiechczłowieka ciężko doświadczonego przez los - wymuszony grymas bez cienia radości.- Dzięki - odparł niemal szeptem.- Jesteś bardzo miły.Przeżyłem sporo ciężkichchwil, lecz ta była najgorsza.Jednak nic nie usprawiedliwia tego, co zrobiłem potem.39ZMARTWYCHWSTAAYJamie zostawił kolegę z dokumentami i udał się do swojej kwatery.Matt bardzo sięucieszył, że przydzielono mu osobny pokój i że zamieszka obok Jamiego.Nie miał przy sobienic oprócz małego plecaka, do którego spakował tylko kilka ubrań oraz małe oprawionezdjęcie rodziców i siostry.Ubrania powiesił w wąskiej szafie przy łóżku, a zdjęcie postawiłna stoliku nocnym.Następnie zabrał się do porządkowania papierów z laboratorium, bo Jamieobiecał mu, że przyjdzie za godzinę, żeby oprowadzić go po bazie.Po powrocie do pokoju Jamie opadł na łóżko, by chociaż na chwilę zamknąć oczy.Dzień był wyjątkowo ciężki, nawet jak na standardy życia w bazie, a zbliżało się dopieropołudnie.Spotkanie z Valentinem przypominało jazdę kolejką górską - chłopcem targałysprzeczne emocje: od niepokoju, przez strach, aż do euforii.Dopiero rozmowa z admirałemSewardem sprowadziła go z powrotem na ziemię.Na wieść o tym, że Frankenstein być możeżyje, nastolatek przeżył wstrząs.Nic dziwnego, że dyrektor się wahał, czy pokazać muprzechwyconą wiadomość.W towarzystwie Matta Jamie od razu poczuł się lepiej, tak jak pół roku temu, kiedyprzychodził do szpitala zwierzać się pogrążonemu w śpiączce rówieśnikowi.Matt miał wsobie coś uspokajającego - tyle pogody ducha i radości życia, że Jamie czuł się przy nim jakzmanierowany gbur, niepotrafiący docenić najmniejszych rzeczy.Optymizm Matta nie byłirytującym przejawem naiwności - chłopak po prostu emanował pozytywną energią, któraudzielała się innym.Kiedy przebywał w zamknięciu, Jamie przeczytał w jego aktach o prześladowaniu zestrony rówieśników, jakie chłopiec znosił od najmłodszych lat, i bardzo mu współczuł.Samdoznał wielu krzywd, doświadczył samotności i poczucia odrzucenia.On także rozpaczliwiepragnął akceptacji innych, pozostając bezsilny wobec nienawiści i niechęci swoich wrogów.Jednak w jego przypadku prześladowania trwały krótki czas, po śmierci ojca, któregouznano za zdrajcę.Matt zmagał się z tym problemem od pierwszego dnia w szkole.Zinformacji w aktach Jamie domyślił się dlaczego - chłopiec był wyjątkowo inteligentny, nieinteresował się sportem, kochał książki, nienawidził arogancji i wulgarności.W każdej szkoletaki uczeń to żywy cel.Na myśl o upokorzeniach, jakie musiał znosić jego nowy przyjaciel, Jamie poczułgniew.Doskonale wiedział, co przeżył Matt.Nieraz był świadkiem, jak w szkole dokuczanogrzecznym, zdolnym kolegom.Ze wstydem wspominał swój udział w tego typu procederach,kiedy był młodszy.Nigdy nie sprawiało mu to szczególnej frajdy, ale - podobnie jak wieledzieci w jego wieku - chciał się przypodobać innym.Zamiast stanąć po stroniepokrzywdzonych, wolał się przyłączyć do oprawców, żeby samemu się im nie narazić. Nikt więcej nie skrzywdzi Matta - obiecał sobie w duchu.- Ani tutaj, ani nigdzieindziej.Dopóki tu jestem, nikomu na to nie pozwolę.Wyjął z kieszeni tablet i szybko wstukał wiadomość do Kate i Larissy.Poinformowałje, że ma rozkaz oprowadzenia Matta po bazie, i zapytał, czy nie zechcą się przyłączyć.Natychmiast odpowiedziały, że są chętne.Jamie zamknął oczy i czekał.Po niespełnatrzydziestu sekundach zmógł go sen.Obudziło go pukanie - najpierw ciche, potem coraz głośniejsze.Klnąc pod nosem,zwlókł się z łóżka, podszedł do drzwi i otworzył je.W korytarzu stały Kate i Larissa.- Co tak długo? - spytała wampirzyca.- Zaczynałyśmy się martwić.- Zasnąłem - odparł półprzytomny.- Zaczekajcie, pójdę po Matta.Wyszedł i zapukał do sąsiednich drzwi, zza których dochodził szelest kartek.Uśmiechnął się.Po chwili otworzył mu przejęty Matt.- Cześć - rzucił Jamie.- Jak tam porządki w papierach?- Nuda - odparł chłopiec z uśmiechem.- Dałem sobie spokój.No to jak, oprowadziszmnie?- Taki był plan - odpowiedział Jamie.- Chodzmy.Matt skinął entuzjastycznie głową i wybiegł na korytarz, zamykając za sobą drzwi.Następnie udał się z przyjacielem w miejsce, gdzie czekały Kate z Larissą.- Cześć - przywitał je nieśmiało.- Miło was znowu widzieć.Dziewczyny wymieniły uśmiechy.- Ciebie też - odparła Kate.- Już się zadomowiłeś?- Jasne - odparł.- Muszę przeczytać setki dokumentów od profesora Talbota, a potemdoktor Yen zapozna mnie z badaniami.- Nagle urwał, patrząc przerażonym wzrokiem naJamiego.- W porządku - uspokoił go łagodnie nastolatek.- One są wtajemniczone.Matt odetchnął z ulgą.- Och, całe szczęście - wykrztusił.- Przepraszam, to z emocji.- Fajnie, że się cieszysz - powiedziała Larissa.- Ale poza naszą czwórką musisz byćostrożny.Chłopiec pokiwał głową.- No dobrze, chodzmy już - zaproponował Jamie.- Od czego chciałbyś zacząć?Na twarzy Matta pojawił się figlarny uśmieszek.- Podobno macie tu samoloty - rzucił.Następnego ranka Jamie obudził się wewnętrznie rozdarty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]