[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Caroline dostrzegła to i poczuła w sobie jakiś dziwny głód,inny niż ten przed chwilą.Serce zaczęło jej mocniej bić, a oczyzaszły mgłą.Gdy już siedziała, Joe delikatnie pogładził ją poudzie i pytająco spojrzał jej w oczy, jednoznacznie dając dozrozumienia, co chciałby teraz zrobić.Z piersi Caroline wydobył się cichy pomruk.- Najpierw musisz coś zjeść - szepnął zadowolony z takuroczej odpowiedzi.- Z tym możemy jeszcze trochę poczekać,choć wcale nie będzie to łatwe.67ROZDZIAA SI�DMYByła tak głodna, że zjadłaby wszystko, co by jej podano, a dotego miała szalone zamieszanie w głowie.W ogóle z pobytu wrestauracji pamiętała tylko tyle, że wino było wyśmienite i żemężczyzna, z którym miała już wkrótce iść do łóżka, cały czassiedział naprzeciwko i nie spuszczał z niej ani na chwilę oczu.Igrały w nich niebezpieczne ogniki; na tyle niebezpieczne, żenie potrafiła przestać myśleć o tym, co miało się wkrótcewydarzyć.I jego myślami całkowicie zawładnęły erotyczne marzenia.Zresztą wcale nie usiłował się z tym kryć, chciał, żeby Carolinewidziała to i czuła.A można było to dostrzec w każdym jego geście i słowie, wniskiej, miękkiej barwie głosu, i kiedy jego wzrok ześlizgiwałsię wzdłuż jej ciała w dół, poświęcając szczególną uwagę jejustom, szyi i piersiom.Czuła, jak rozbiera ją wzrokiem, jak ją pieści i całuje, izapragnęła całą sobą, by się to wreszcie stało, by wreszcie doniego należeć.Każda sekunda, która oddalała ją od momentuspełnienia doprowadzała ją do pasji; nienawidziła każdegodzielącego ich centymetra.Po skończonym posiłku siedzielibez słowa, wpatrując się w siebie.- Na co właściwie czekamy?- Caroline nie wytrzymała iodezwała się pierwsza.- %7łebyś się wyciszyła - szepnął.- %7łeby zapadła ciemna noc iżeby nic wokół nie było widać.Ciemność sprawi, że poczujeszsię pewniej.- Skąd wiesz, że mi na tym zależy? - Wstała z miejsca iprzybrała bojową postawę.- Może uda ci się znalezć jakiś innysposób, bym się zrelaksowała.68Zapadło milczenie.Joe uniósł się powoli z krzesła i wolnopodszedł do kelnera, by zapłacić rachunek.Na zewnątrz było gorąco i parno.Zachodzące słońce pokryłowszystko purpurową poświatą.Piękny był taki świat itajemniczy.Caroline przypomniała sobie horror dzisiejszegoporanka, kiedy Joe miał kłopoty z maszyną.Na samowspomnienie przeszył ją dreszcz i ogarnęło przerażenie.Takbardzo bała się o niego.Wiedziała jednak, że nigdy mu się dotego nie przyzna.Zaparkowali przed Hiltonem, w którym Joe zarezerwowałdla nich apartament.Zgłosili się w recepcji i już po chwiliwjeżdżali windą na górę.Portier postawił ich bagaże wprzedpokoju, odsłonił kotary i zniknął z pięciodolarowymbanknotem w ręku, cicho zamykając za sobą drzwi.Caroline stała na środku salonu i starała się nie patrzeć wkierunku sypialni i olbrzymiego łoża, które widoczne byłoprzez uchylone drzwi.Joe wolno podszedł do niej i zaczął bez słowa rozpinać jejbluzkę i spódnicę.Po chwili spódnica zsunęła się na podłogę,bluzka i biustonosz pofrunęły za nią, a Caroline została tylko wkoronkowych majtkach.Joe wziął ją na ręce i ruszył dosypialni.Położył ją na łóżku, zaciągnął zasłony i wyjął z torbypudełeczko z prezerwatywami.- Aż tyle?- jęknęła z przerażeniem.- Nigdy nie wiadomo - mruknął tajemniczo Joe i jednymzgrabnym ruchem ściągnął z niej stringi.Z jej piersi wyrwał się cichy sprzeciw, ale gorące spojrzeniejego błękitnych oczu natychmiast ukoiło jej lęk.Patrzył przezchwilę, studiując jej zgrabne, ponętne ciało, a potem pochyliłsię nad nią i dotknął ustami jej sterczących brodawek.Zsatysfakcją patrzył, jak wstrząsa nią dreszcz rozkoszy i jak jejoddech staje się coraz bardziej urywany.Piersi miała krągłe ijędrne, a teraz pod wpływem pieszczot zrobiły się jeszczepełniejsze i jeszcze twardsze.Jego ręce zaczęły niespokojną69wędrówkę wzdłuż jej bioder i nóg, by dotrzeć po jakimś czasiemiędzy uda.Nagle wstał i zrzucił z siebie ubranie.Znowu czasjakiś mierzył ją wzrokiem, a potem nagle pochylił się i z całejsiły przywarł do jej ust.Podniecała ją ta jego przeogromna siła, żelazne mięśnie,potężna klatka i płaski brzuch.Tyle zdołały wybadać jejnieśmiałe jeszcze ręce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]