[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I chcę usłyszeć jakieśwyjaśnienia.Natychmiast.- Proszę nie prowokować, detektywie.- Henry widział, że Stuartjuż ledwie nad sobą panuje.Re- agował na agresję Celluciegotak, jak reagowałby na wyzwanie rzucone przez dominującegosamca swo-jego gatunku.- Nie wtrącaj się.Fitzroy.- Zaciskając pięści, Celluci spojrzał woczy stojącemu w drzwiach mężczyznie.Zniósł jużwystarczająco dużo i więcej nie zamierzał.Psy nie zmieniają sięw ludzi.- Chcę wyjaśnień.Już.Warkot był ostrzeżeniem i coś w głębi mózgu Celluciego tozrozumiało.Tyle że sam Celluci nie zamierzał słuchać.- No? Czekam!Długo nie musiał.Jego już i tak chwiejący się w posadach światrozpadł się do reszty, kiedy szorty opadły na podłogę, aogromna czarna bestia, składającasię głównie z zębów, rzuciła mu się nagle do gardła.Wtedy cośgo odepchnęło.Henry i bestia upadli na podłogę.Wampirzablokował atak sprawnym ramieniem i zdołał powalić łaka napodłogę.Ale nie był w stanie go tam utrzymać, nie robiąc muprzy tym krzywdy. Przynajmniej jego gniew zmienił kierunek".Celluci wiedział, że człowiek nie może się poruszać tak szybko,jak robił to Henry Fitzroy.Bestia atakowała błyskawicznie, a onjuż był gdzie indziej.W ułamku sekundy.Albo prawie.Znowu.I znowu.Szybciej niż bicie serca.I nieustannie wydawał z siebiegłęboki, gardłowy warkot zagrożonego zwierzęcia, przy każdymataku osiągający pełne dzikości crescendo. Mały taniec śmierci", pomyślał Henry.Zęby kłapnęły wpowietrzu tuż obok jego biodra.Nawet teraz, z uszkodzonymramieniem zdołałby zmusić łaka, żeby się poddał - był od niegoszybszy i silniejszy, ale co potem? Pokonać dominującegosamca i rządzić watahą? Nie, wielkie dzięki, nie skorzystam",stwierdził, kiedy wykonywali kolejną figurę.Ale czuł, że jegociało reaguje na zapachy, dzwięki i gniew i zastanawiał się, jakdługo jeszcze będzie w stanie się kontrolować. Musi być jakiśsposób, żeby to przerwać."Nagle to przestał być jego problem.Ponieważ Donald wciąż leżał na podłodze, atakującym rudymłakiem musiał być Sztorm.Henry pośpiesznie usunął się zdrogi, a oba samce, warcząci kłapiąc zębami, potoczyły się po podłodze, odskoczyły odsiebie, przez chwilę krążyły i znowu rzuciły sobie do gardeł. Dość!" Celluci opadł na kolano i wyciągnął broń z kabury nakostce.Nie myślał jasno i nie był pewien, do kogo - czego - mazamiar strzelić - Na litość boską, to jest czyjaś kuchnia!" - ale zbronią w dłoni czuł, że odzyskuje przynajmniej część kontrolinad sytuacją.Wtedy Sztorm zaskamlał i rzucił się na podłogę, unosząc w góręwszystkie łapy.Miał naderwane jedno ucho.Długie, białe zębyzacisnęły się wokół jego gardła.Celluci uniósł broń.Cienkie, przeszywające wycie przedarło się przez panującychaos i wszyscy gwałtownie zamarli, zupełnie jakby ktośkrzyknął: raz, dwa, trzy, Baba Jagapatrzy".Potem, niemal jednocześnie, odwrócili się.Cieńsiedział na progu drzwi prowadzących na korytarz, unoszącpysk i ciężko pracując gardłem.Grobowe wycie wznosiło się iopadało.Trwało ledwie ponad minutę, wibrując w żyłach ikościach, nie dając się zignorować, aż wreszcie zakończyło sięmałą czkawką.Nadine zareagowała pierwsza.Zostawiła Donalda z Vicki irzuciła się, by wziąć Cienia na ręce.Wtulił się w matkę,próbując schować głowę w jej piersi.Podniosła jego łeb ispojrzała z niepokojem w oczy.- O co chodzi, maleńki? Co się stało?Zachęcony, żeby przemówić, a więc przemienić się, Danielwyjrzał zza ramienia matki i zaszlochał.- Ten pan chce zastrzelić tatusia!Wszystkie głowy odwróciły się w stronę, którą wskazywał palecDaniela - wszystkie poza głową Sztorma, który leżał napodłodze, przyszpilony ogromną łapą wuja i poddawał sięwylizywaniu nadgryzionego ucha.Vicki uklękła, wciąż trzymając dłoń na grubej warstwiebandaża owiniętego wokół klatki Donalda i pilnując jegopełnego wysiłku oddechu.Wywróciła oczami i westchnęła.- Na litość boską, Celluci, odłóż ten substytut penisa.Zza przezroczystych drzwi niespodziewanie dobiegł gromkiśmiech.Zebrani znowu odwrócili głowy, tym razem żebyspojrzeć na Barry'ego i Colina wchodzących do kuchni.- Mówiłem ci, że jeśli staniemy na stacji, przegapimy najlepsze- powiedział Colin.- Na pewno widziałam to w którymś z filmów braci Marx -mruknęła Vicki.- Jakie są szanse, że jakoś się ogarniemy,zanim przyjedzie karetka?Colin rozejrzał się po kuchni, węsząc.Przestał się uśmiechać,kiedy dostrzegł leżące na podłodze ciało.- Tato! - padł na kolana, odpychając Vicki.- Co mu się stało?- Rykoszet.Nasz strzelec chybił.- Czy on.?- Co najmniej jedno złamane żebro i rozdarte mięśnie.Nie wiemjak z obrażeniami wewnętrznymi.- Czemu on tu leży? Musimy go zabrać do szpitala! - Chwyciłojca pod pachy.Vicki odsunęła jego dłonie.- Spokojnie, karetka już jedzie.- Jeśli został postrzelony w ludzkim kształcie, będziemy musielito zgłosić - wtrącił Barry, delikatnie dotykając pleców Colina.- Nie został - powiedziała Vicki, wstając.- Zmienił się, kiedywszedł do domu.Ty jesteś Barry Wu?- Tak, proszę pani.- Chcę z tobą porozmawiać.- Tak, proszę pani.Pózniej.Eee.jeśli zmienił się w domu.-spojrzał na Celluciego i z powrotem na Vicki._Westchnęła.- Tak, widział.- Odwróciła się do Celluciego, wy cierajączakrwawione palce o szorty.- Mike, odłóż to.Oddychając ciężko, spojrzał na broń, jakby widział ją pierwszyraz w życiu.- Mike, odłóż to.Spojrzał na nią, marszcząc brwi.- To jakieś wariactwo - powiedział.- Wszystko da się bardzo prosto wyjaśnić.- Podeszła bliżej.Wrazie czego była gotowa się na niego rzucić.Przy odrobinieszczęścia zawaha się, zanim do niej strzeli i wtedy ona zdąży gorozbroić.- Dobra.- Odgarnął kosmyk włosów z czoła.-Słucham.Vicki zerknęła na Nadine, która wzruszyła ramionami.- Powiedz mu.Jeśli uważasz, że to zniesie.Vicki pomyślała, że i tak nie mają wyboru, w każdym razie nie,jeśli chcą, żeby broń wróciła tam, gdzie jej miejsce.- To co z tym prostym wyjaśnieniem? - naciskał Celluci.Wyprostowała się, spojrzała mu w oczy i takim tonem, jakbystwierdzała coś najzupełniej oczywistego, powiedziała:- Wilkołaki.- Wilkołaki - powtórzył odruchowo, potem pochylił się iwsunąwszy trzydziestkęósemkę do kabury, poprawił jeszczenogawkę dżinsów.Wyprostował się, spojrzał na Cieniaocierającego się o ojca, na Sztorma i Chmurę, którzy robilimniej więcej tosamo, a potem na Henry'ego.- Ty też? - zapytał.- Nie.- Dobrze.- Celluci skinął głową.Wziął głęboki oddech i zacząłkląć.Po włosku.Robił to przez jakieś trzy minuty.Zdołał nawetużyć słów, których nie miał w ustach od dzieciństwa.Większość wykrzyczał na Vicki, która cierpliwie czekała, aż muprzejdzie.Henry doskonale znał włoski, a przynajmniej jego odrobinęarchaiczną formę.Zauważył z lekkim podziwem, że Cellucipowtarzał się tylko w przypadku przymiotników, którymiwzbogacał swoje przekleństwa.Jego zasoby słownikowe wyczerpały się akurat wtedy, gdy nakońcu alei błysnęły światła karetki.Wówczas Nadine przejęła dowodzenie.- Chmuro! Zabierz Cienia na górę i przypilnuj, żeby on iblizniaczki nie schodzili na dół.Sztormie, zostań w kudłatymkształcie, ciągle krwawi ci ucho.Aapko, ubierz się w coś. Aapka?", powtórzyła w duchu Vicki, podczas gdy Stuartwciągał spodnie od dresu. Kudłaty kształt Stuarta ma na imięłapka?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]