[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam czerwony camaro D.J.znów stoi przed frontowymi drzwiami.- Co się z nim dzieje? - Warczy Cecily, wyskakując z limuzyny Bjorna i wpadając do domu.- Czy on zwariował? D.J.!Widzą go, jak niesie po schodach kartonowe pudła.- D.J.! - ponownie woła Cecily.- Co ty tu robisz?- Pomagam Morganie z zakupami.- I dlatego nie byłeś w szkole?- Taak - mówi, odwracając się do niej plecami.- I co z tym zrobisz? Powiesz mojej mamie?Na podeście pierwszego piętra pojawia się Morgana.- Och, D.J., jesteś super.Wielkie dzięki za przywiezienie tego wszystkiego z miasta.- Nie ma sprawy - mówi młodzieniec, uśmiechając się do niej jak idiota.- Połóż to w moim pokoju, obok innych rzeczy.- Tak jest, kapitanie.Cecily odwraca się do Devona.- Możesz w to uwierzyć?- Och - mówi Devon.- To ty ze mną już rozmawiasz?Morgana zauważa ich i zaczyna schodzić po schodach.- Devonie, Cecily - mówi.- Jak tam w szkole?Cecily podchodzi do niej u stóp schodów.- Co ty robisz z D.J.? - pyta.Morgana wygląda na zdziwioną.- Ja tylko.No, zaproponował mi.Kupił mi kilka rzeczy w mieście.- A czemu nie mogłaś zrobić tego sama?Morgana próbuje się uśmiechnąć.Najwyrazniej jest zaskoczona agresywnym zachowaniemCecily.- Nie znam miasteczka - mówi.- A jazda tym stromym podjazdem mnie przeraża.- Czy wuj Edward wie, że spędzasz tyle czasu z szesnastoletnim chłopcem?- Hej - mówi Devon, podchodząc do niej.- Uspokój się, Cecily.- Nie uspokoję się! - Dziewczyna obraca się na pięcie i przeszywa go gniewnym wzrokiem.-W przeciwieństwie do was ja przejrzałam tę intrygantkę.- Znów odwraca się do Morgany.- Aniprzez chwilę nie kupiłam twoich słodkich min, podrabianego akcentu i fałszywego uśmiechu.I niemyśl, że nie powiem wujowi, że kręcisz z D.J.Z tymi słowami przeciska się obok Morgany i biegnie na górę.- Ona tak nie myślała - jąka się Devon.- Ona tylko.Morgana wybucha płaczem.- Dlaczego oni wszyscy mnie nienawidzą? Amanda, Cecily, Alexander.Wszyscy mnienienawidzą!Zasłania twarz rękami i szlocha.- No, no - mówi Devon, obejmując ją i prowadząc do salonu.Kobieta łka rozpaczliwie, gdyDevon sadza ją na kanapie.Siada tuż przy niej.Morgana cudownie pachnie.Bzem, myśli Devon.- Przyjechałam tu, mając nadzieję, że zostanę zaakceptowana - mówi Morgana, z trudemłapiąc oddech.- Tymczasem wszyscy mnie nienawidzą.Co ja zrobiłam?- Ja cię nie nienawidzę - mówi Devon.Ona spogląda na niego.Oczy ma czerwone i podpuchnięte, tusz spływa jej po policzkach.- Bogu dzięki, że tu jesteś, Devonie.Obejmuje go i przyciąga do siebie.Devon spogląda przez jej ramię i widzi gniewniepatrzącego D.J.- Co jest? - Pyta D.J.- Cecily jej nagadała - wyjaśnia Devon.Morgana odsuwa się i ociera oczy.- Może zle zrobiłam, prosząc, żebyś mi pomógł - mówi do D.J.- yle? Skądże.- Podbiega do niej i klęka przed nią.Ujmuje jej dłonie.- Morgano, nie słuchajCecily.To rozpuszczony bachor.- Och, D.J.- mówi Devon.- Nie musisz obrzucać Cecily obelgami.- Wiesz co, Devon? - Mówi złośliwie i wyniośle D.J.- Poradzę sobie z tym.Teraz ja jestemprzy niej.Możesz się zmywać.Devon czuje się urażony.- Ty? To ja ją pocieszałem.I to ja byłem tu.- Byłeś tu i co? - Rozlega się nowy głos.Wszyscy troje podnoszą głowy.W drzwiach stoi Edward Muir.- Och, kochanie - mówi Morgana, wstając i podbiegając do niego.Edward obejmuje jązaborczo.- Ci chłopcy tylko mnie uspokajali.Obaj są tacy uprzejmi.Edward patrzy na nich podejrzliwie.- Dlaczego musieli cię uspokajać?- To nic takiego - mówi Morgana.- Głupie nieporozumienie z Cecily.- Czy moja siostrzenica sprawia ci jakieś kłopoty? Jeśli tak, to, na Boga, porozmawiam zAmandą i.- Och nie, nie - prosi Morgana.- Nie rób tego.Nie chciałabym przysporzyć jej kłopotów.Chcę, żeby mnie polubiła.%7łeby mnie zaakceptowała.- Chodz - mówi Edward, najwyrazniej nie chcąc kontynuować tej rozmowy w obecnościDevona i D.J.Wyprowadza ją z salonu i idą w kierunku biblioteki.Obaj chłopcy przez kilka sekund patrzą na siebie w milczeniu.- Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi - mówi w końcu Devon.D.J.wzdycha.- Jesteśmy.- Nie wyglądało na to.Zachowywałeś się tak, jakbym rywalizował z tobą o Morganę.D.J.podchodzi do dużego okna, wychodzącego na skalisty brzeg.- Przyznaję, że mocno mnie trafiło.Zachowałem się jak palant.- Uderza pięścią w otwartądłoń.- O mało nie umarłem, kiedy zobaczyłem, jak odchodzi z panem Muirem.- D.J., ona jest znacznie starsza od ciebie.I zaręczona.Przyjaciel kręci głową.- Coś między nami jest.Wiem, że jest.Widzę to w jej oczach.Ona coś do mnie czuje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]