[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnie zawiązywał im oczy, obrzucał najbardziej obscenicznymi przekleństwami, dotykałi onanizowałsię.Kobiety musiały powtarzać jego obelgi i zapewniać,że to rozkosz być pieszczonąprzezPięknego Lutza.Po zaspokojeniuzabierał im ubraniai znikał.Skazany, odsiedział karę, obecnie na wolności.158Ostatnim sprawcą, którego Manfred Petersen pokazałim tego ranka,był fotografHelmut Drewitz.Przez dłuższy czas miał w branżyznakomitenotowania.Uchodziłza jednegoz najlepszych, sprzedawał zdjęcia do wszystkich ważnych gazet iczasopism.Bank sfinansował muwillę w Kronbergu.Jezdził wielkimisamochodami, trzyrazy do roku brał urlop.Zaczął się staczać, gdy odeszła odniego żona.Popadłw alkoholizm,długi rosły.By zarobićna życie, zaczął przyjmować brudne zlecenia.Specjalizowałsię w tak zwanych dziecięcych portretach.Fotografował na placach zabaw,basenach i plażach nudystów.Im młodsze były dzieci, im bardziej rozebrane, tymlepiej sprzedawały się zdjęcia.Szukał i znajdował rodziców, którzyza stosownąopłatą pozwalali fotografowaćswoje dziecitak, jak tego chciał.Podczas aresztowaniaznaleziono archiwum składające się zponadtrzydziestutysięcynegatywów i kartotekęklientów liczącą bliskopięćset nazwisk.Marthaler uderzył ręką w stół.- Okej, wystarczy!Podnieść rolety, otworzyć okna!Zaraz się uduszę.Wstał,żebywpuścić do sali światło i powietrze.Dóring wyszedł bez słowa.Gdy minutę pózniej otworzył drzwi,był w płaszczu.- Chodz, Kerstin.Muszę stąd wyjść.Dobrze, żemamyco innego do roboty i niebędziemy się zajmować tymgównem.- Obawiam się, żenie zostanie wam tooszczędzone -powiedział Marthaler.- Jeśli chcemy przejść całą tę listę,przez jakiś czas roboty będzie huk.- To znaczy, żemusimy pomnożyć przez dziesięć wszystko, co tuusłyszeliśmy.Dopiero wtedy obraz będzie pełny - odezwała się Kerstin.159.Petersen skinął głową, nie patrząc na nią.- Tak, niestetynie mogę zaprzeczyć.Henschel i Dóring wyszli, reszta omówiła dalszy plandziałań.Zgodzili się, żeutworzą dwie grupy.Liebmanni Petersen będąpracowali razem;Marthaler z Tollerem.Każda grupa w ciągujednego dnia sprawdzi pięciu przestępców.Do przypadków, o których opowiedział Manfred, dojdzie jeszcze pięć, z którymi będą musielisięzapoznać.Petersen wyjąłdossier, sporządzone razemz kolegami z obyczajówki.Podzielili się, nie patrząc nanazwiska.Były szef domu dziecka HeinzMagenau przypadł Marthalerowi i Tollerowi.Podobniejak fotograf Helmut Drewitz i pół-Rosjanin pół-Niemiec Theodor Lenau.Do tegojeszcze dwóch, ich akta będąmusieli przejrzeć, przygotowując się do przesłuchania.- Nieważne, ilemamy pracy - powiedział Marthaler.- Jestem głodny.Czytając, możemy równie dobrzejeść.Coś przyniosę.A Elvira będzie może tak miła i zrobinam mocną kawę.- Idz do Harry'ego - powiedziałaElvira.- Mały sklepna Rohrbachstrasse.Najlepszy piekarz w okolicy.Założęsię, że będziesz zachwycony.I przynieśmi,proszę, bułkękukurydzianą.Ucieszył się, że możewyjść z Białego Domu.Długiezebranie go zmęczyło.Niebo wciąż jeszcze było niebieskie, południowe słońce topiło śniegna ulicach.Wreszciemiał okazjęprzezchwilę pomyśleć o Terezie.Cieszył sięna spotkanie z nią i tym razemnic nie mąciło jego radości.Umówilisię wieczorem nakolację,potem mają wypićuniego kieliszek wina.Może, powiedziała Tereza.Z przeciwka nadeszła grupka dzieci.Wracały zeszkoły.Wszystkie niosły kolorowe tornistry, uginały się pod ich160ciężarem.Po raz pierwszyod dawna Marthaler zastanowił się, jakby to byłosamemu mieć dziecko.Ciekawe,czy Tereza o tym myślała.Nigdy nie rozmawialina tentemat.Wyszedł z piekarni obładowany dwiema wielkimitorbami z pieczywem.Nie mógłsię oprzeć, otworzyłjedną.Chciał spróbować tylko mały kawałek bułki kukurydzianej.Gdy wrócił do BiałegoDomu,już jej nie było.Elviramiała rację.Szesnaście " , ".Toller prowadził w milczeniu.Mrużył oczy,słońce go oślepiało.- Możepanzałożyć okulary - powiedział Marthaler.-I spokojnie może pan cośpowiedzieć.Jeśli mamy razempracować, to musimy ze sobą rozmawiać, czy tego chcemyczy nie.- Tak - zgodził się Toller.-Tak - powtórzył zanim Marthaler.Tollerwyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał.- Nie wiem, jakmam się dopanazwracać.Nie jestemprzyzwyczajony, między kolegami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]