[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie mówili mu, że wygląda, jakby mu dziesięć lat ubyło, a on, Bógmu świadkiem, czuł się, jakby ubyło mu dwadzieścia.Ach, dzwięk dzwonów był naprawdęcudowny.Dave wstał i ruszył w stronę kościoła.5Zew dzwonów.W styczniu doradca, którego kongresman Brennan przysłał do Haven, był wWaszyngtonie, gdzie poznał piękną młodą kobietę o imieniu Annabelle.Tego lata przyjechałado niego do Maine, a dziś rano zjawiła się w Haven, aby dotrzymać mu towarzystwa.Obiecałjej, że przed powrotem do Augusty przenocują w Bar Harbor.Z początku sądziła, że to złypomysł, bo w restauracji ogarnęły ją lekkie mdłości i nie mogła dokończyć śniadania.Przedewszystkim facet za barem wyglądał jak trochę starszy i grubszy Charles Manson.Kiedy musię zdawało, że nikt na niego nie patrzy, uśmiechał się dziwnie i ukradkowo wystarczyło,by człowiek zaczął się zastanawiać, czy dosypał do jajecznicy arszeniku.Jednak dzwiękdzwonów wygrywających psalmy, których nie słyszała od czasów dzieciństwa w Nebrasce,oczarował ją i zachwycił. Boże, Marty, jakim cudem taką małą mieścinkę stać na taki cudowny kurant? Może umarł jakiś bogaty letnik i zostawił im w spadku odrzekł z roztargnieniemMarty.Nie interesował go kurant.Od przyjazdu do Haven bolała go głowa, i to corazbardziej.Zaczęły mu też krwawić dziąsła.Duża część jego rodziny cierpiała na ropotokdziąseł; miał nadzieję, że to nie to. Chodzmy już do kościoła. %7łebyśmy mieli to za sobąjak najszybciej, potem pojedziemy do Bar Harbor i będziemy się pieprzyć do upadłego,pomyślał.To miasteczko jest straszne.Razem przeszli przez ulicę.Annabelle była ubrana w czarny kostium (ale, jak figlarniewyznała mu w drodze, miała białą jedwabną bieliznę& choć bardzo skąpą), Marty wurzędowy grafitowy garnitur.Obok nich kroczyli mieszkańcy Haven w swoich najlepszychodświętnych strojach.Marty ze zdziwieniem zauważył sporo szaroniebieskich mundurówpolicji stanowej. Patrz, Marty! Zegar!Pokazywała na wieżę ratuszową.Była zbudowana z solidnej czerwonej cegły, ale przezmoment Marty emu zdawało się, jakby drgnęła mu przed oczami.Natychmiast poczuł, jakwzmaga się ból głowy.Może zmęczyły mu się oczy.Trzy miesiące temu był na badaniu ifacet powiedział mu, że z takim wzrokiem mógłby zostać pilotem odrzutowca, ale mógł sięmylić.W Ameryce połowa ludzi reprezentujących wolny zawód brała kokę.Czytał o tym w Timie & ale czemu przychodzą mu do głowy takie rzeczy? To przez dzwony.Jak gdyby ichmelodia odbijała się w jego głowie wielokrotnym echem.Dziesięć, sto, tysiąc, miliondzwonów grało Kiedy się spotkamy u Jezusa stóp. Co zegar? spytał zirytowany. Ma śmieszne wskazówki odrzekła. Jakby& narysowane.6Zew dzwonów.Eddie Stampnell z komisariatu Derry przeszedł przez ulicę w towarzystwie Andy egoRideouta z Orono obaj znali i lubili Ruth. Aadne, nie? spytał z powątpiewaniem Eddie. Być może odrzekł Andy. Ciągle myślę o tym, jak paru trzepniętych burakówrozwaliło Benta i Jinglesa, potem pewnie zakopali ich na jakimś kartoflisku, i cały czas huczymi to w głowie.Zdaje się, że Haven to pechowe miejsce.Wiem, że to brzmi głupio, ale takczuję. Na pewno jest pechowe dla mojej głowy odpowiedział Eddie. Boli jak cholera. No, to chodzmy zrobić, co należy, i spadajmy stąd rzekł Andy. To była dobrakobieta, ale odeszła.A tak między nami, skoro już jej nie ma, nie mam ochoty zostawać wHaven ani chwili dłużej niż trzeba.Razem weszli do kościoła.%7ładen z nich nie spojrzał na wielebnego Lestera Goohringera,który stał obok wyłącznika swego cudownego kuranta, uśmiechając się, zacierając ręce idziękując za komplementy.7Krzyk dzwonów.Bobbi Anderson wysiadła ze swego niebieskiego chevroleta, zatrzasnęła drzwi, wygładziłagranatową sukienkę na biodrach i sprawdziła makijaż w zewnętrznym lusterku, a potemwolno ruszyła chodnikiem w stronę kościoła.Szła lekko zgarbiona, z opuszczoną głową.Starała się wykorzystać tę chwilę na odpoczynek, którego potrzebowała przed czekającą jądalszą pracą, ale Gard trochę pohamował jej obsesję(tak jest, to obsesja, nie ma co się oszukiwać)Gard był jednak hamulcem, który powoli się zużywał.Nie był na pogrzebie, bo odsypiałgigantyczne pijaństwo, wtuliwszy we własne ramię zmiętą twarz, otoczony kwaśnymobłokiem swojego oddechu.To prawda, Anderson była zmęczona, ale wyczerpaniutowarzyszyło coś jeszcze dziś przepełniał ją nieokreślony żal.Częściowo z powodu Ruth,częściowo z powodu Davida Browna, częściowo z powodu całego miasta.Przypuszczałajednak, że przede wszystkim żałuje sama siebie. Przemiana trwała nadal u wszystkich wHaven, z wyjątkiem Garda i tak miało być, ale Bobbi nie mogła odżałować własnegoniepowtarzalnego ja , które rzedło jak poranna mgła.Wiedziała już, że Aowcy bizonów tojej ostatnia książka& choć podejrzewała, że jej większą część, jak na ironię, napisałyStukostrachy.8Dzwony, dzwony, dzwony.Haven odpowiedziało na ich zew.Rozpoczął się akt pierwszy farsy pod tytułem PogrzebRuth McCausland, czyli o tym, jak bardzo ją kochaliśmy.Nancy Voss zamknęła pocztę, abyprzyjść na uroczystość.Rząd pewnie by tego nie pochwalał, ale rząd o wielu rzeczach niewiedział.Zresztą już bardzo niedługo się dowie, pomyślała.Niebawem dostanie z Havenwielką przesyłkę ekspresową.Ten i wszystkie inne rządy na tej latającej kulce błota.Na dzwięk dzwonów odpowiedział Frank Spruce, największy hodowca bydła w Haven.Odpowiedział John Mumphry, którego ojciec kandydował na konstabla miejskiego razem zRuth.Odpowiedział Ashley Ruvall, który natknął się na nią przy granicy miasta dwa dniprzed jej śmiercią; Ashley przyszedł z rodzicami i płakał.Zjawił się doktor Warwick i JudTarkington; przyszedł Adley McKeen, trzymając pod ramię Hazel McCready; na zewdzwonów odpowiedzieli Newt Berringer i Dick Allison, szli wolno, podtrzymującpoprzednika Ruth, Johna Harleya.John był słaby i niemal przezroczysty.Maggie, jego żona,zle się czuła i nie mogła uczestniczyć w uroczystości.Przyszli, odpowiadając na wezwanie dzwonów Tremainowie i Thurlowowie,Applegate owie i Goldmanowie, Duplisseyowie i Archinbourgowie.Można by powiedzieć,że to wszystko porządni ludzie z Maine pochodzący z jednego kotła, w którym gotowały sięróżne składniki, głównie francuskie, irlandzkie, szkockie i kanadyjskie.Ale teraz byli inni;gdy zgromadzili się w kościele, to samo zrobiły ich umysły, stały się jednym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]