[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czule, ostrożnie pochylił się i musnął wargami wgłębienie upodstawy jej szyi.Grace wciągnęła raptownie powietrze, a może cichutko195RSjęknęła, i jej głowa odchyliła się z wolna do tylu w geście milczącegoprzyzwolenia.Objęły go jej ramiona, czuł jej ręce na swoich włosach.Apotem, nie zastanawiając się nawet nad tym, co to oznacza, pochwyciłukochaną w ramiona i zaniósł na niską, szeroką kanapę po drugiej stroniepokoju, w pobliżu okna.Tonęła w świetle słońca, które tak urzekło ichoboje.Przez chwilę, klęcząc obok Grace, Jack wpatrywał się w nią.Potemwyciągnął drżącą rękę, by pogładzić ukochaną po policzku.Ona także nieodrywała od niego oczu, w których malowały się zdumienie, oczekiwanie ilekki niepokój.Jack wyczytał w nich również zaufanie.Pragnęła go.Właśnie jego,nikogo innego! Nikt jej przed nim nie całował.Był tego pewien.A Grace zpewnością nie brakowało po temu okazji.Kobieta tak urodziwa musiałamieć wielu zalotników i adoratorów.Ona jednak czekała.Na niego.Nadal klęcząc, Jack nachylił się, by ją pocałować.Jego rękaprzesunęła się z policzka Grace na jej ramię, potem na biodro.Jegonamiętność rosła, jej także.Oddała mu pocałunek niewprawnie, lecz zzapałem, który sprawił, że Jackowi zabrakło tchu z pożądania.- Grace, Grace! - powtarzał, aż jego głos zamarł w cieple jej ust.Ręka Jacka odnalazła obrąbek jej sukni i wśliznęła się pod spód, byobjąć smukłą kostkę.Sunęła potem wyżej i wyżej do kolana.I jeszczewyżej, aż wreszcie nie mógł już dłużej wytrzymać i opadł na kanapę,częściowo nakrywając Grace swoim ciałem.Jego wargi sunęły po jej szyi.Czuł jej oddech na policzku.W pewnejchwili zaparło jej dech.Nie powiedziała jednak nie!" Nie powstrzymała196RSjego ręki.Nie zrobiła nic, by mu przeszkodzić, tylko wyszeptała jego imięi uniosła ku niemu biodra.Z pewnością nie wiedziała, co oznacza taki ruch ani jakie wywarłwrażenie na Jacku.Ten leciutki nacisk - odpowiedz na dowodynamiętności z jego strony - sprawił, że pożądanie doszło w nim do szczytu.Okrył pocałunkami jej szyję i dotarł do delikatnego wzgórka piersi.Jego usta odbyły tę samą wędrówkę co niedawno palce - wzdłuż wycięciastanika.Jack się odsunął, tylko na tyle, by wsunąć palce w owo wycięcie iodrobinę je rozszerzyć, unieść ją nieco do góry i wyrazić pieszczotą swójzachwyt.Jednak właśnie w tej chwili, gdy ręka Jacka niemal już dosięgła celui objęła rozkoszny wzgórek, Grace krzyknęła.Cicho, ze zdumieniem.I z przestrachem.- Nie mogę!Niezgrabnie zerwała się na nogi, niezręcznym ruchem poprawiłasuknię.Ręce jej drżały.Wydawała się ogarnięta nerwowym pośpiechem.Gdy Jack spojrzał w jej oczy, poczuł ostry ból.Nie wyczytał w nichodrazy ani trwogi.Tylko cierpienie.- Co się stało, Grace? - spytał, podbiegając do niej.- Bardzo mi przykro - odparła i cofnęła się.- Ja nie powinnam.Nieteraz, zanim.- Zanim co, Grace? Zanim co?- Bardzo mi przykro - powtórzyła znowu, a on pomyślał, że tonajkoszmarniejszy zwrot w języku angielskim.Grace dygnęła pospiesznie.- Muszę już iść!197RSI wybiegła z pokoju, pozostawiając go samego.Przez długą chwilęwpatrywał się w drzwi, za którymi zniknęła, usiłując zrozumieć, co sięwłaściwie stało.Dopiero gdy wyszedł na korytarz, uświadomił sobie, żenie ma pojęcia, jak wrócić stąd do swojego pokoju.Grace pędziła przez Belgrave Castle: to idąc szybkim krokiem, toniemal biegnąc.Starała się dotrzeć do swojego pokoju jak najszybciej,zachowując przy tym minimum równowagi i godności.Jeśli dostrzegła jąsłużba - a trudno sobie wyobrazić, by nikt jej nie zauważył, gdyż tegoranka wszędzie roiło się od służących - z pewnością dziwiono się, co jejsię stało.Księżna jeszcze się jej nie spodziewała.Zapewne sądziła, że pannaEversleigh nadal oprowadza jej wnuka po domu.A zatem Grace miała conajmniej godzinę, zanim będzie musiała stanąć przed swojąchlebodawczynią.Dobry Boże, co ona najlepszego uczyniła?! Gdyby się w ostatniejchwili nie opamiętała, nie uprzytomniła sobie, kim ten człowiek był i kimjeszcze mógł się okazać, pozwoliłaby mu na wszystko.Pragnęła tego.Pragnęła z żarliwością, która ją przerażała.Kiedy wziął ją za rękę iprzyciągnął do siebie, coś się w niej obudziło.Nieprawda! To coś obudziło się już dwa dni temu.Tamtejksiężycowej nocy, gdy wysiadła z powozu, poczuła, że coś się w niejbudzi do życia.A teraz.Grace usiadła na łóżku.Marzyła o tym, by zakopać się w pościeli.Siedziała jednak tylko na narzucie, wpatrując się w ścianę.Nie było jużodwrotu.Nie mogła udawać, że nie wie, czym są pocałunki, kiedy już donich doszło.198RSZ niespokojnym westchnieniem, może nawet z nerwowymśmiechem, ukryła twarz w dłoniach.Ze też musiała stracić głowę dlanajmniej odpowiedniego mężczyzny! Co prawda to nic poważnego -zapewniła pospiesznie samą siebie.Nie była jednak tak naiwna, byzlekceważyć swoją słabość.Gdyby tylko pozwoliła sobie.Gdybypozwoliła jemu.Z pewnością by się zakochała.Albo Jack był rozbójnikiem, i zostałaby żoną przestępcy, alboprawowitym księciem, a to znaczyło, że.Roześmiała się.Doprawdy, śmiechu warte! Gdyby to nie było takieśmieszne, byłoby tragiczne, a tego by nie zniosła.Doskonale, przypuśćmy, że zakochałaby się w księciu.To by dopierobyła dobrana para! Pomyśleć tylko, pod iloma względami okazałoby się tokatastrofą.Przede wszystkim - książę Wyndham był jej pracodawcą.Iwłaścicielem domu, w którym mieszkała.A jeśli chodzi o pozycjętowarzyską, to dzieliła ich otchłań nie do przebycia.Poza tym była jeszcze Amelia.Nie stanowili z Thomasem idealnejpary, ale Amelia miała wszelkie prawo oczekiwać, że po zamążpójściuzostanie księżną Wyndham
[ Pobierz całość w formacie PDF ]