[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sprawy regimentu, dla kwatermistrza - rzucił Aasica.Stary sier\ant ze stra\y powiedziałcoś szeptem do pozostałych i \ołnierze zostali wpuszczeni bez dalszego przepytywania.Słowo kwatermistrz" działało jak talizman, bo maczał on palce w niemal wszystkich przestępczychoperacjach w miasteczku.Wysokie, stare budynki wznosiły się ku górze, przesłaniając wieczorne niebo.Uliczki stałysię tak wąskie, \e mo\na było sięgnąć z wozu i dotknąć ścian.Mieszaniec dał woznicy miedziaka i\ołnierze wysiedli.Znalezli się w naprawdę kiepskiej części miasteczka.Nie wydawano tupieniędzy na utrzymanie budynków.Ta okolica cieszyła się złowró\bną sławą i trapiona była przezfebrę, tote\ nie chcieli tu mieszkać nawet ci zamo\ni kupcy i faktorzy, którzy zwykle płacilidodatkowo za to, by osiąść wewnątrz murów, w pobli\u rezydencji władców Terrarchów.Dzielnicaniszczała, więc jak stara dziwka naznaczona przez ospę.Domy miały wygląd lichych,rozpadających się i prze\artych rozkładem.Na łuszczącym się tynku widniały wilgotne liszaje.Zapach pleśni wypełniał powietrze.Minęli stare, ogromne, ceglane budynki, które niegdyś byłymagazynami, a teraz zostały przerobione na najgorszej jakości gospody, ogromne sale do tańca iburdele.Normalnie zarabiałyby pieniądze, a\ furczy, ale dziś wieczorem, poniewa\ był to Czasśałoby, panował spokój.Będą musieli wejść o wiele głębiej w Czeluść, \eby znalezć to, czegoszukali.Szczury przemykały po ulicach od jednej kupy odpadków do drugiej, tańcząc nadpłynącymi ściekami.Gangi młodzie\y przyglądały im się ukradkiem, gdy się zbli\ali.Mieszaniecznał ten typ ze Smutku.Wszędzie na świecie było tak samo.Niejedną noc uciekał przed takimizbirami bocznymi uliczkami Smutku.Cieszył się, \e teraz przebywa w towarzystwie dobrzeuzbrojonychAasica przywołał chłopaka z pochodnią.Podszedł do nich tutejszy wyrostek.Mieszaniecdomyślał się, \e musi mieć jakiś układ z lokalnym szefem, aby móc spokojnie pracować.Aasica dałmu monetę i powiedział:- Do Katowskiego Topora.Chłopak zapalił pochodnię i pewny siebie ruszył przez mroczne uliczki.śołnierze podą\yliza nim, trzymając ręce w pobli\u broni.Wcią\ byli jeszcze dość trzezwi i wszyscy odczuwaliczającą się wokół grozbę.Wyrostek wprowadził ich przez łukowate wejście na obszerne podwórze.Na środkuznajdowała się kupa gnoju wielkości niewielkiego pagórka.Wszędzie dokoła pochylały się ku nimmury obszernej, rozpadającej się rezydencji.Było to jedno z tych starych, wspaniałych domostw,które kiedyś nale\ało do jakiegoś bogacza, a teraz bez końca dzielono je i podnajmowano.Mieszaniec wsłuchiwał się w dochodzące ze środka odgłosy.Kiedy przechodzili obok, usłyszał, \ejacyś kochankowie się kłócą, mę\czyzna bije \onę, dwie dziwki spierają się o klienta, a jakiś pijakwyznaje dozgonną miłość i wierność kobiecie, która wyraznie mu nie wierzy.Mimo edyktów\ałobnych dało się równie\ słyszeć muzykę.Nagle chłopak z pochodnią usunął się na bok i dał im znak, \eby zrobili to samo.Mieszaniec wkrótce zrozumiał, dlaczego.Obok nich przeszła grupa młodych Terrarchów zdwudziestoma ochroniarzami.Włóczący się po slumsach wielmo\e byli nieskazitelnie odziani, aostra woń ich perfum przebijała się przez panujący smród niczym klinga ze srebrzca przez zgniłyowoc.Przechodząc, nawet nie spojrzeli na fura\erów, choć ich ochroniarze dokonali szybkiejkompetentnej i profesjonalnej oceny \ołnierzy.- Wygląda na to, \e pocieszenie nadeszło wcześnie dla niektórych z tych chłopaków - rzuciłAasica.Gorycz i nienawiść skręciła \ołądek Mieszańca.Bez wątpienia, jego ojciec przypominałjedną z tych bezmyślnych nieśmiertelnych istot.Mo\e nawet był jednym z nich.Mieszaniec niemógł być tego pewnym.Jego obecny wygląd niewiele by się ró\nił od tego sprzed jakichśdwudziestu lat.Czcigodni starzeli się powoli, jeśli w ogóle.- Pewnie odwiedzają Mamuśkę Dagon - powiedział Barbarzyńca.- Wiele bym dał, \eby tamiść.Szkoda, \e nie mogę sobie na to pozwolić.- Tak jak i my wszyscy - pocieszył go Ropuchogęby.Mamuśka Dagon prowadziła słynnyburdel, w którym podobno mieszkały najpiękniejsze dziewczyny w prowincji, wyszkolone wewszystkich rodzajach perwersji przez swoją Madame, która jak powiadano, sama była półkrwiTerrarchem.- Lepiej nie mówić o tym, na co nie mo\emy sobie pozwolić - upomniał Aasica.- Zróbmycoś, na co nas stać.- Jestem za - stwierdził Barbarzyńca.- Piwo, a potem burdel.Rozdział 15Rozdział 15Rozdział 15Rozdział 15 We wszystkich naszych miastach są siedliska rozpusty, zawsze były.Terazjednak są one większe i bardziej zdeprawowane.Belisar,Moralność Nowej EryZagłębiali się coraz bardziej w labirynt krętych uliczek i podwórców.Mieszaniec cieszył się,\e chłopak z pochodnią wie, dokąd zmierza, on sam, bowiem nie był tego pewien.Zastanawiał się,czy zdoła wrócić tą samą drogą w świetle dnia.W gęstych ciemnościach przestrzeń zdawała siępodlegać złowró\bnej przemianie.Ta część miasteczka nie sprawiała wra\enia a\ tak wielkiej,kiedy ostatni raz tędy przechodził.Zabudowano ją kiedyś starymi rezydencjami tak, \e cała Czeluść stanowiła gąszczłatwopalnych, chylących się ku ruinie i chybotliwych budynków.Grube, drewniane przyporywspierały mury, częściowo blokując wąskie uliczki.Drewniane mostki zostały przerzuconewysoko, pomiędzy podestami i oknami w ścianach budynków.Przylepione do ścian przybudówki ichaty częściowo tarasowały dawne ulice.Nowe chaty wypełniały przestrzeń, którą niegdyśzajmowały ogrody rezydencji, tworząc szaleńczą plątaninę nowych uliczek wychodzących napodwórza starych budynków.Większość ludzi przesiadywała na tych podwórzach; kobiety z upudrowanymi twarzami iufarbowanymi włosami siedziały w niektórych drzwiach z zapraszająco rozchylonymi nogami.Wodległym kącie okrzykami i szyderstwami grupka pijaków zachęcała do bitki dwóch rozrabiaków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]