[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy szybko dostaniemy coś do jedzenia? - zapytała nieoczekiwanie.- Twójukochany kat też jest głodny! Maria przymknęła oczy, uznała jednak, że nic już więcej mówićnie trzeba.Sunniva uśmiechnęła się blado.Nie czekając na odpowiedz przemknęła obokRandara i usiadła na miejscu, na którym zawsze w tym domu siadały dzieci.Mariapotrząsnęła lekko głową, lecz uśmiechała się.Ciekawe, jak ona sama zachowałaby się wtakiej sytuacji.Chyba jednak nie obyłoby się bez awantury.Uściskała córkę i lekkimkrokiem poszła przygotowywać jedzenie.- Oczywiście, że zaraz będzie kolacja! Ale.obawiam się, że niespecjalnie wystawna.Znalazłam trochę ziarna, upiekłam podpłomyków.przyniosłam wody ze strumienia! A pozatym mam faskę topionego masła w kuferku.- A ja mam coś jeszcze - dodał Randar i wyciągnął swój worek.- Moja zapłata byładzisiaj wyjątkowo sowita.Patrzcie, wędzone mięso, fasola i owsiane ciasto!Sunniva krzyknęła z zachwytu, od wielu tygodni nie próbowała tak pysznego jedzenia.Rozsiedli się przy stole, śmiali się i żartowali, nastrój panował taki, jakby wszyscyczworo zjedli razem setki posiłków i od dawna mieszkali pod jednym dachem.Niewidzialna, ale wyraznie obecna więz pomiędzy Randarem, siedzącym w jednymkońcu stołu, a Marią na drugim, żarzyła się w półmroku izby niczym ogień.Na stole ustawiono trójramienny świecznik z jesionowego drewna.Randar sam go wyrzezbił, a zręczne palce Joranda wykuły żelazne podstawki, wktórych ustawiało się świece.Niestety, udało się znalezć tylko dwie i obie przeznaczono na tęuroczystą okazję.Sunniva czuła się znakomicie, wkrótce jednak powieki zaczęły jej ciążyć i oparła się oławę.Z uszczęśliwionym uśmieszkiem, jaki świadczy o pełnym żołądku, siedziałaprzysypiając, gdy tymczasem rozmowa dorosłych toczyła się żywo.Dziewczynka śniła, choćna dobre nie zasnęła.Tak przyjemnie jej i matce nie było od czasu, gdy tatuś.Nie, nie wolno teraz myśleć o tacie.Bo zaraz zrobi się smutno.Sunniva pochyliła się, złożyła dłonie i odmówiła pośpieszną modlitwę za zmarłych.Maria spostrzegła to, wiedziała, o co chodzi.Ole również zauważył, że w oczach dziewczynki pojawił się smutek, i wziął Sunnivęza rękę.- Posłuchaj no, moja panno, mam dla ciebie - wiadomość.Właśnie się rozpocząłwiosenny jarmark w Kaupanger, mnóstwo łudzi, mnóstwo ciekawych rzeczy do oglądania, amoże nawet do kupienia.Gdybyś zechciała mi towarzyszyć i trochę pomóc, to dostaniesz tenpieniążek! Dziewczynka rozbudziła się na dobre, oczy zrobiły jej się wielkie.- Ooo! Jarmark! Już o tym słyszałam, podobno tam jest bardzo wesoło! Są nawetmałpy i grajkowie, a tak że piękne panie i dzieci, które mówią bardzo dziwnie! Mamo, mogęjechać? Mamo, pozwól!Twarz dziewczynki mieniła się z nerwowego oczekiwania.Maria nie odpowiadała,droczyła się trochę z córką, widok ogromnego podniecenia dziecka sprawiał jej przyjemność.- Cóż.jeśli Ole chce, żebyś mu towarzyszyła.Jeśli obiecasz, że będziesz sięzachowywać grzecznie.- Tak, tak! Będę grzeczna i przydatna!- Hm.W takim razie możesz jechać.Ale nie wolno ci odchodzić od niego ani na krok,pamiętaj, że na jarmark do Kaupanger ściągają różnego rodzaju ludzie! Obce łodzie.oszuścii złodzieje!- On mnie przypilnuje.Prawda, Ole? Stary człowiek uścisnął mocno miękką rączkęSunnivy.- Oczywiście.Nikt się nie odważy podejść do ciebie zbyt blisko, jeśli przy będziesz włodzi Olego - Miedziaka.- No to w porządku.Jak długo was nie będzie?- Myślę, że jakiś tydzień.Pewnie wybierzemy drogę przez fiord wokół Maisen, toszybciej, a poza tym nie będziemy musieli w Eidet pożyczać konia.Jeśli utrzyma się takiwiatr jak dzisiaj, dotrzemy do Kaupanger, zanim się ściemni.- Tam jest podobno pięknie - mruknęła Maria.Niewiele jednak miała do powiedzeniaoprócz tego, co mówiła jej matka.To 'właśnie do Kaupanger przyjechała Liv któregoś razu, również ją przywiózł Ole.Młoda, okropnie przez los potraktowana dziewczyna ze swoim nowo narodzonym dzieckiemprzy piersi w mrozną zimę.A tam Ole został napadnięty i Liv uciekała w panice przez las.Wtedy spotkała Joranda, przybranego ojca Randara.Kiedy Sunniva znalazła się już w łóżku, rozmowa między dorosłymi równieżprzycichła.Ole ziewał, choć wieczór nie był jeszcze pózny.Maria wstała, by schować jedzenie, teresztki, które jeszcze zostały.Jak Randar sobie radził? Wszystko w tym domu było puste, pusty spichlerzyk, pusteskrzynie, a w lamusie wisiało tylko kilka ogołoconych z mięsa kości.Czy grozi im głód? Panował właśnie przednówek, i zwierzęta, i ludzie jadali za mało.Na szczęście jednak w stodole było pod dostatkiem siana i liści dla stojącego w obórceinwentarza.Może udałoby się wymienić trochę paszy za jakieś zwierzę nadające się dozabicia.Maria pamiętała owce, które ze sobą zabrała, nie zniosły mrozu i wilgoci i zamarzły.Gdyby tak teraz miała choć kilka owiec! I trochę ziarna, oczywiście.Jak to dobrze, że wróciłypowszednie zmartwienia!Myśli w jej głowie wirowały, nie była w stanie pojąć żadnej z nich ani zatrzymać jejna dłużej niż sekundę.Całą swoją istotą odczuwała tylko jedno:Dzisiejszej nocy zaśnie w ramionach Randara.Nie, chyba nie będzie spać!Będzie leżeć obok niego i rozkoszować się jego zapachem, dotykiem jego skóry podpalcami, smakiem jego warg
[ Pobierz całość w formacie PDF ]