[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu i teraz.Chcesz się ze mną spotykać?Nie martw się, że zranisz moje uczucia.Jestem dużym chłopcem, jakoś tozniosę.Nie mam jednak ochoty na gierki.Dałem ci parę dni, byśochłonęła, sam też o tym myślałem.- Och? I co wymyśliłeś?- Daj spokój, Macy.Jesteś piękna, osiągnęłaś sukces; jeśli takadziewczyna jak ty chce się umawiać z takim facetem jak ja, facet byłbypieprzonym idiotą, gdyby na to nie poszedł.- Może nie chcę, byś mnie chciał tylko dla.tych rzeczy.- W porządku, zle to ująłem.- Już otwierał usta, by kontynuować, leczuniosła dłoń.- Posłuchaj, Seth.Chyba zrobiliśmy to od tyłu.- Od tyłu?Skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na niego bezpośrednio.- Dla mnie od tyłu.Zazwyczaj najpierw poznaję faceta, zanimwyląduję z nim w łóżku.Tym razem tego nie było.Na początku mi toodpowiadało.Nie sądziłam, że zapragnę czegoś więcej.Myślałam, że totylko zabawa, tak jak się umawialiśmy.- Mówisz więc.pragniesz więcej?- Mówię tylko, że tak naprawdę wcale cię nie znam.a chciałabym.Do diabła, jeśli go pozna, naprawdę pozna, ucieknie z krzykiem.Todobrze.Jeszcze nie uciekła.Pomyślał o nocach, podczas których będziemógł leniwie eksplorować jej piękne ciało, nie będzie się musiał spieszyć,by je zapamiętać, zanim ona wykopie go z łóżka i ze swojego życia.Tewszystkie godziny, kiedy będzie mógł oddychać waniliową słodyczą jejskóry, jej włosów.Tak, chciał poznać ją lepiej.- Może powinniśmy nieco ochłonąć?Jego zmysłowe fantazje rozwiały się.Ochłonąć? Tego nie wziął poduwagę.- Słucham?Macy chrząknęła, po raz pierwszy odwróciła wzrok i zaczęłastudiować rysunki na tablicy.- Może mógłbyś, sama nie wiem, zaprosić mnie na randkę? Naprawdziwą randkę?Zrobić to tak, jak ona to robiła.Sprawić, by znalazła się na znajomymterenie.Mógł to zrobić.Lecz nie bez odrobiny prowokacji.Tego jednegopowinna akurat się o nim dowiedzieć, jeśli jeszcze tego nie wiedziała.- W porządku.I tak nie chciałem znów iść z tobą do łóżka.Boże,uwielbiał jej uśmiech.Nawet bardziej, gdy towarzyszył mu śmiech.W tejchwili nagrodziła go oboma.- Ojej, dziękuję.Czuję się o wiele lepiej.- Ty? To ja właśnie dowiedziałem się, że mam ochłonąć.- To nie tak, że nie chcę znów z tobą spać.Szczerze? Mam ochotęzaciągnąć cię do domu choćby teraz.Tylko o tym myślę, ale.-westchnęła i pokręciła głową.- Myślałam o tym i nie chcę utknąć wczymś takim.To nie dla mnie.Nie chcę przejściowego związku.Nie chcę,by ktoś wpadał w moje życiei z niego wypadał.Angażujesz się albo nie.Dla mnie nie ma niczegopomiędzy.Jeśli sobie tego nie wyobrażasz.Podszedł do niej i wziął ją za rękę.Była ciepła i miękka.Lecz silna.Taka jak ona.- Dokąd powinniśmy się wybrać na naszą pierwszą randkę?Zamrugała.W świetle jarzeniówek jej piegi były jeszczebardziej widoczne.I jej wargi, różowe i lśniące od błyszczyka.Zapragnął jej posmakować, dotknąć twarzy, do diabła, przycisnąć ją dościany, lecz się opanował.Tak, być może właśnie złamał swój własnyzakaz, by się nie angażować, nie dbał o to jednak.Nie, gdy patrzyła naniego w taki sposób.Przecież nie ucierpi, jeśli sprawdzi, jak się torozwinie.- Na wypadek, gdybyś nie zauważył - powiedziała, mrugając okiem -informuję cię, że jestem naprawdę staroświecka.Decyzję pozostawiamtobie.- Dobrze, muszę cię jednak uczciwie ostrzec.- Pochylił się i przytknąłczoło do jej czoła, ich nosy wtuliły się w siebie, gdy przechyliła głowę, byna niego spojrzeć.- Dam ci tyle randek, ile będziesz chciała.Co doochłonięcia.Niczego nie mogę ci obiecać.Gdy drzwi za ostatnim klientem tego wieczoru zamknęły się, Starłapobiegła, by przekręcić klucz w zamku.Duch wyłączył teledysk Lamb ofGod na płaskich telewizorach i zerknął na Briana, który wyszedł zzaplecza, ziewając, z kluczykami w dłoni.- Ja spadam - powiedział.- Widzimy się jutro.- Odwrócił się kutylnym drzwiom.- Bri.Chodz ze mną na siłownię, stary.Brian zamarł w pół kroku.- Chyba nie mówisz poważnie.- No, chodz.Potrzebujesz tego.- Nie o północy.- Brian uderzył daszkiem czapeczki o jedną dłoń, apalcem drugiej okręcił kluczyki.Candace dawno wyszła, miała ranoegzamin, a ruch w salonie nie pozwalał jej się skupić.- Idę do łóżka.- Masz dwadzieścia dziewięć czy sześćdziesiąt dziewięć lat? Na wargiBriana wypłynął diabelski uśmieszek.- Dwadzieścia dziewięć, lecz sześćdziesiąt dziewięć czeka na mnie wdomu.- Wszyscy zaczęli gwizdać i śmiać się.- Szczęściarz.Dzisiejszą noc spędzę w krzakach pod twoim oknem.Chodz ze mną, nabuzujesz się dla niej.A z nią pozbędziesz się energii.- Zwariowałeś.- Po co wykupiliśmy karnety w całodobowej siłowni? Bo mamyszalone godziny pracy.Nie bądz babą, idziemy.Chwilę pózniej siedzieli w samochodzie w drodze na siłownię, a Briantłumaczył się Candace przez telefon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]