[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy się zbli\ymy, uczynię nas niewidzialnymi.Kordawa to ogromny port icumuje w nim wiele statków.Mogliśmy przypłynąć na ka\dym z nich.Nie nale\y więc wymyślać \adnejhistorii, która usprawiedliwiłaby nasze przybycie.Musielibyśmy wtedy podać się za rozbitków, a chyba niechcemy, aby towarzyszyła nam opinia pechowców, czy\ nie? Obaj mę\czyzni zanieśli się gromkimśmiechem.Starkad, wódz Vanirów, wydawał ucztę.Siedzący na ławach wojownicy śpiewali, pili piwo i miód zoprawionych w srebro bawolich rogów oraz silnymi zębami odrywali od kości wielkie kawały na wpółsurowego mięsa jeleni i dzików.Odznaczali się potę\ną budową.Ich włosy i zarost miały barwę od jasnegopomarańczu do czerwonego brązu.Przewa\ały jednak\e rude czupryny i brody, równie pospolite u Vanirów,jak złociste włosy u ich krewniaków i jednocześnie odwiecznych wrogów Aesirów.Za ka\dym wojownikiemwisiała okrągła tarcza, ozdobiony rogami hełm, miecz, włócznia i łuk.U szczytu długiego, stojącego na kozłach stołu znajdowało się wyniesienie, na którym siedzieli Starkad ijego goście.Vanir przyglądał się uwa\nie dwóm przybyszom ze statku, który wczesnym rankiem zawinął dofiordu Starkadsgarth.Tworzyli oni najdziwniejszą parę, jaką widział od wielu lat.Mieli ciemną skórę ipozbawione zarostu twarze.Jeden był wysoki i gruby, a drugi młody, mały, wręcz delikatny.Pochodzili zjakiegoś dalekiego, wschodniego kraju, o którym nigdy nie słyszał.W grubym Starhod wyczuwał cośdziwnego, coś co nasuwało myśl, i\ jest on czarnoksię\nikiem.Było więcej ni\ pewne, \e człowiek był bogaty.Na dodatek robił wra\enie, \e oczekuje jakiejś usługi. Pijesz z wielce interesującego pucharu, króluStarkadzie zagadnął Jaganath. Nie jestem królem.Jestem wodzem.Uwa\aj, bo jeśli moi ludzie usłyszą, \e nazywasz mnie królem, towpadną we wściekłość i zabiją cię. Starkad podniósł puchar i spojrzał na niego.Rzeczywiście było toosobliwe naczynie ludzka czaszka ze ściętym czubkiem i wyło\ona wewnątrz złotem.Oczodoły równie\wypełniało błyszczące złoto, podobnie nó\kę oraz podstawkę wykonano z tego drogocennego kruszcu. Tak, jest piękny, nieprawda\? To czaszka Hagmunda Aesira, który zabił mojego ojca i za to zginął wkatuszach.Ilekroć piję z tego pucharu, czuję, \e duch mego ojca raduje się w zaświatach.Poza tym wino pitez czaszki wroga ma słodszy smak. Domyślam się odpowiedział Jaganath.Starkad był zawiedziony, \e jego słowa nie wywarły na Vendhianinie większego wra\enia.Przyczyna tegobyła prosta: czarnoksięskie studia Jaganatha zmuszały go do praktyk, w porównaniu z którymi prymitywnabrutalność Vanira była zaledwie dziecinną igraszką.Starkad zastanowił się, czy nie zabić cudzoziemców i zabrać ich złoto, ale nie chciał ściągnąć przekleństwana siebie i swój ród.Strona 17Maddox Roberts John - Conan walecznyVendhianie leniwie dłubali w jedzeniu, od czasu do czasu urywając kromki chleba czy przegryzając kawałekowocu.Ignorowali parujące mięsiwo le\ące na płaskich, obustronnie opiekanych podpłomykach.Ich oczybyły zaczerwienione od obficie dymiącego ogniska, płonącego w głębokim dole w centrum sali.Kominy niebyły znane w krajach Północy i dym tułał się po kątach, by w końcu znalezć ujście w dziurach w szczytowychścianach.Mimo płonącego ognia obaj goście ubrani byli w cię\kie wełniane stroje i futra.Widać było, \eogromnie dokucza im przenikliwy chłód północnej jesieni.W odległym końcu dworzyszcza dwaj Vanirowie przystąpili do wielce uciesznej zabawy, polegającej naprzeciąganiu mokrej baraniej skóry nad dołem z \arzącymi się węglami.W pewnej chwili jeden z wojownikówz wrzaskiem przera\enia stoczył się do jamy.Zwycięzca tradycyjnie narzucił mu skórę na głowę i kopniakaminie pozwolił zbyt szybko wygramolić się z dołu.Gdy w końcu poparzony i osmolony pechowiec wygrzebał sięz jamy, przywitał go radosny ryk siedzących naokoło stołu wojów. Zało\ę się, \e nie znacie takich zabaw w zniewieściałych krajach Południa powiedział Starkad,krztusząc się ze śmiechu. Obawiam się, \e nie. Jaganath skrzywił nos.Smród przypalonych włosów i wełny był wszechobecny. Ale ty prawdopodobnie nigdy nie widziałeś kilkutysięcznej armii stratowanej przez słonie. Hmm.Jeśli o to chodzi, to jeszcze nigdy nie widziałem słonia. Starkad zastanowił się, czy nie wysłaćzaraz kogoś na południe po słonia, który przydałby się do tratowania jeńców. Mówiłeś o swoich aesirskich wrogach, a czy nie naje\d\acie równie\ Cymmerianów? Tak, na Ymira, robimy to! Z nimi tak\e walczymy. Czy zdobywacie na nich bogate łupy? Bogactwa? Nie, Cymmerianie to nędzarze, prawie wcale nie mają srebra ani złota.Najbiedniejszy Aesirczy Vanir jest wielkim panem w porównaniu z najbogatszym Cymmerianinem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]