[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobrze.- Naukowiec skinął głową.- Jeśli ludzie wiedzą zbyt dużo, musimypoświęcić mnóstwo czasu na to, żeby zdołali zapomnieć tę wiedzę.Większość z tego, czegonas uczono, jest od wielu lat nieaktualna i właściwie prawie zupełnie bezużyteczna.Znacznieprostsze jest więc rozpoczęcie od zera.Peter uznał, że wyraz twarzy doktora jest poważny i szczery.Gdyby mężczyzna niebył związany z produkcją środków na Długowieczność, chłopak mógłby go nawet polubić.- A zatem zajmiesz się tym - polecił Richard Pincent.- A ty, Peter, postaraj się,dobrze? Doktor Edwards może cię wiele nauczyć.Chłopak przytaknął bezgłośnie i odprowadził wzrokiem dziadka, aż zamknęły się zanim drzwi laboratorium.- Jestem pewien, że będziesz się szybko uczył.- Doktor Edwards uśmiechnął się.- Wkońcu masz to w genach.- Och, ja wcale nie przypominam dziadka - powiedział lekkim tonem Peter.- Dziadka? - zdziwił się doktor Edwards.- Ależ nie, miałem raczej na myśli twojegopradziadka, Alberta Ferna, największego uczonego w historii.Chłopak nerwowo przełknął ślinę i spojrzał na doktora, zmuszając się do przybraniapełnego entuzjazmu wyrazu twarzy.- To od czego zaczniemy? - zapytał.Rozdział czwartyUkryty za lustrem fenickim Richard Pincent obserwował, jak więzień z rozciągniętymirękami zostaje przypięty do urządzenia przypominającego pryczę.- Zdaje się, że nie rozumiesz - powiedział łagodnie Derek Samuels, szef ochrony,marszcząc brwi w udawanym współczuciu, jakby obchodził go los jeńca, jakby cała tasytuacja była dla niego nieprzyjemna.- Nie chcę ci zrobić krzywdy.Jest mi bardzo przykro,że tu trafiłeś.Ale jeśli nie powiesz mi wszystkiego, co wiesz, nie będę miał wyboru.Są tutajludzie, którzy lubią sprawiać ból.Nie będę mógł ich powstrzymać.Twarz mężczyzny wykrzywiła się w potwornym cierpieniu, gdy urządzenie, doktórego był przywiązany, drgnęło i zaczęło powoli wyrywać mu ręce ze stawów.- Nic wam nie powiem - zdołał wycedzić przez zaciśnięte zęby.- Nie możecie tegozrobić.To wbrew prawu! Władze.- Władze mają cię gdzieś - zapewnił jeńca Samuels.- A prawo tu nie działa.StrażnicyPincent Pharma mają zgodę Ministerstwa do spraw Zwalczania Terroryzmu na użyciewszelkich niezbędnych środków w celu wydobycia informacji od agentów Podziemia.Mogęzrobić z tobą, co tylko zechcę.I zapewniam cię, że to zrobię.Szef ochrony dał znak strażnikowi, który obsługiwał maszynę, i po chwili więzieńwrzasnął z bólu, gdy jego ramiona zostały rozciągnięte jeszcze bardziej.- Chcę tylko wiedzieć, gdzie mieści się kwatera główna Podziemia.To chyba dośćproste pytanie - powiedział Samuels, potrząsając smutno głową.- Powiedz mi, a wtedy cięwypuścimy.Mężczyzna spojrzał na szefa ochrony dzikim wzrokiem.- Nigdy! - zawołał.- Nigdy!Samuels skinął głową i wyszedł z pomieszczenia.Po chwili obok Richarda Pincentaotworzyły się drzwi i pojawił się w nich szef ochrony.- Co mam zrobić? - spytał.Richard westchnął.Dlaczego ludzie nie mogą zrozumieć, że nie wolno mu sięprzeciwstawiać? Dlaczego wciąż z nim walczą, skoro wiadomo, że w końcu i tak przegrają?Czy członkowie Podziemia naprawdę myślą, że mogą choćby w minimalnym stopniuzagrozić pozycji korporacji Pincent Pharma? Czy naprawdę sądzą, że Richard Pincentpozwoli im się pokonać na którymkolwiek polu?- Przenieście go do laboratoriów - zdecydował, wzruszając ramionami.- Z pewnościąwięcej uzyskamy z jego narządów niż z tego, co zechce nam powiedzieć.- Słusznie.- Samuels wyszedł i po chwili pojawił się po drugiej stronie szyby.-Przechodzisz na dział badań - powiedział chłodno do więznia.- Badań? - Mężczyzna spojrzał na niego.- Nie rozumiem.- Skoro nie chcesz nic powiedzieć, to tutaj nam się nie przydasz.Na szczęście twojeciało może być jeszcze użyteczne.Wykorzystamy twoje organy.Rozumiesz? Narządy sąpotrzebne do eksperymentów, do badań nad komórkami.A jak już naukowcy rozkroją cibrzuch, wydobędą z ciebie więcej niż ja.- Rozkroją brzuch?! - Oczy więznia rozszerzyły się gwałtownie.- Nie możecie tegozrobić! Mam swoje prawa, mam.Richard Pincent nie mógł już dłużej wytrzymać i opuścił swoją kabinę, otwierając naoścież drzwi.Chciał spojrzeć temu człowiekowi prosto w twarz.- Nie masz żadnych praw! - krzyknął, zbliżając się od tyłu do pryczy.Więzieńpodskoczył przerażony.- Jesteś żałosny! Dziś rano usiłowaliście dokonać zamachu naDługowieczność.Bezskutecznie! Nigdy nie uda wam się wygrać.A teraz pokażę ci, co siędzieje z ludzmi, którzy stają na drodze Richardowi Pincentowi.Zniszczę cię!- Kim pan jest? Czy nie ma pan żadnych ludzkich uczuć?! - krzyczał desperackomężczyzna.Richard Pincent spojrzał na niego zdziwiony.- Ludzkich uczuć? Przecież to nie ja próbuję zniszczyć życie.To wy organizujecieataki na Długowieczność.- Ja.mam żonę.Proszę, nie róbcie tego.- Nie była zbyt mądra - stwierdził cicho Samuels - skoro wyszła za takiegonieudacznika jak ty.W pokoju pojawiło się więcej strażników, którzy mieli pomóc w transporcie więznia.To wystarczyło Richardowi Pincentowi.Wyszedł z pomieszczenia, nie zwracającuwagi na krzyki jeńca, i skierował się na górę, do swojego gabinetu.Gdy już tam dotarł,podszedł do okna i odsunął grube, aksamitne zasłony, żeby wyjrzeć na zewnątrz.Pomieszczenie miało ponad dwieście metrów kwadratowych i było dwukrotnie wyższe niżinne pokoje, co zwykle robiło ogromne wrażenie na osobach, które wchodziły tu po razpierwszy.Znajdowało się na trzecim piętrze gmachu Pincent Pharma, a z jego okien rozciągałsię widok na Tamizę.Richard Pincent specjalnie wybrał to miejsce.Nieco wyżej i widok nieobejmowałby rzeki, nieco niżej, a budynki po drugiej stronie ograniczyłyby dopływ światła.Widok z tego pokoju był idealny.To tu dziadek Petera ciągle na nowo uświadamiał sobie, jakważną był osobą i jak wielki odniósł sukces.Przebywając tu, nigdy nie zdarzyło mu sięzwątpić w sens tych wszystkich lat spędzonych na manipulowaniu ludzmi, na ichoczarowywaniu i niszczeniu.Będąc tu wierzył, że te lata nie poszły na marne.Siedział właśnie przy biurku i rozmyślał o tym, gdy zadzwonił telefon.Podniósłsłuchawkę.Niewiele osób znało jego numer - tylko ci, którzy mogli mu się przydać, ci, którzymogli mu w jakikolwiek sposób pomóc.- Richard Pincent, słucham
[ Pobierz całość w formacie PDF ]