[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bałam się patrzeć na tego człowieka.Bałam się swoichwspomnień i uczuć, jakie wzbudzały.- %7łałuję wielu rzeczy - odparł ostro Grant.- Stałem tu, aż pojawił się Jack.Myślę, że.niewielebrakowało, żebym odebrał Antony'emu życie.- I dlaczego tego nie zrobiłeś? Popatrzył na mnie z powagą.- Według Jacka w grę wchodzi jakaś obietnica.Wolno wypuściłam powietrze.Zee i reszta chłopcówwpatrzeni w Cribariego nadal kucali przed głazem.Moje małe wilki drapały ziemię pazurami,połyskiwały szpicami kręgosłupów, drżały i pomrukiwały groznie.Bezradna furia, z jaką klechaodpowiadał na ich spojrzenia, była przerażająca.- Ostry człowiek - wycharczał Zee.- Dług krwi musi spłacić.Twój ród zabić naszą starą matkę.Złapałam Zee za ramię i zmusiłam go, żeby na mnie popatrzył.- Możesz go uwolnić? Wydrzeć z tego kamienia? Raw i Aaz walnęli pięściami tuż przy twarzyCribariego.Skała się obłupała, a ksiądz mocno zacisnął powieki.Demony wybuchnęły chrapliwym chichotem.- Przestańcie - warknęłam.- To nie jest śmieszne.- Teraz lub potem.Martwy to martwy.- Zee obejrzał się przez ramię na Antony'ego.- Kamieniepękają, on pęknie.Nadal martwy.Przyrzeknijcie.181- W takim razie zostaw go, niech tu umiera powoli -odezwał się Grant.- Albo zabij od razu, szybko ibez zbędnych tortur.Posłałam Grantowi zdumione spojrzenie.Cribari kichnął, a z dziurki w nosie wyleciał mu smark.Woczach więznia zamigotała nienawiść.Mary, która klęczała kilka kroków dalej, wbiła kamienny nóż wziemię.Przyglądała się księdzu dość spokojnie, choć jej oczy dziwnie migotały, a usta wygięły się naglew uśmiechu satysfakcji.- Zużyty człowiek - szepnęła.- Ogary Gabriela przytyty-Do skamieniałego zbliżył się Grant.Pochylił się i zajrzał mu w oczu.Cribari zaczął szybko mrugać, cowydawało się głośniejsze nawet niż krzyk.- A więc, Antony - zaczął spokojnie - masz wiele win na swoim sumieniu.Tym razem powieki księdza pozostały nieruchome - na znak buntu, a może ze strachu, niewiedziałam.Ale po czole spływał mu pot.Grant nachylił się jeszcze bardziej.- Wolałbym, żebyś nie żył - wyszeptał.- Nie mógłbym ci wtedy wyrządzić żadnej krzywdy.A zchęcią bym to zrobił.Jestem tylko człowiekiem.Słabym człowiekiem.Sam tak powiedziałeś wiele lattemu.Nazwałeś mnie szatańskim pomiotem.I nadal tak uważasz.I boisz się, że zdołam zobaczyćwszystkie twoje tajemnice.- Uśmiechnął się, co mnie przeraziło, bo ten uśmiech był szczery;przypominał śmiercionośną broń, oczko puszczone przez kata tuż przed uderzeniem topora.-Chciałbym skończyć, co zacząłem.Pamiętasz to uczucie, Antony? Kiedy miałeś mnie w swojej duszy?Cribari gwałtownie zamrugał.Zee się roześmiał, głośno i twardo, co brzmiało jak trzask tłuczonegoszkła.Raw i Aaz natomiast, spoglądając na świątobliwego i chichocząc, zaczęli się dzgać dla zabawykolcami wyrwanymi z kręgosłupów.Dek i Mai huśtali się na mojej szyi, nucąc Tenderness Is His WayGladys Knight.Podniosłam się i na miękkich nogach dołączyłam do Granta.Z lękiem dotknęłam jego ręki.Rozpalonepalce natychmiast zacisnęły się na mojej dłoni.Drżały.Puścił mnie i zrobił ostatni krok w stronę Cribariego.Nie zatrzymywałam go.Nie poruszyłam sięnawet wtedy, gdy położył dłoń na głowie uwięzionego klechy.Wbił wzrok w oczy ludzkiej skamieliny.Do końca życia nie zapomnę tego lodowatego chłodu wypełnionego historią, który przemknął międzyobydwoma mężczyznami; ani tego dreszczu, który wstrząsnął moim ciałem, jakbym właśnie usłyszałahuk gromu.Wstrzymałam oddech wpatrzona w Granta.Chwilę pózniej zaczął wypowiadać słowa formułki ostatniego namaszczenia.Mówił bardzo cicho, ale spokojnie, bez cienia gniewu, radości lub bólu.Aagodnym tonem, bezpodniosłej intonacji.Cribari słuchał go i ani drgnął.Ale potem z oczu pociekły mu łzy.Jednak nie widać182w nim było skruchy, a tylko rezygnację i zduszoną wściekłość, która, zdawało się, rozpala pozostałościjego bladej twarzy niczym jakiś przerażający, niewidzialny ogień.Grant skończył i po chwili milczenia sięgnął po moją dłoń.Przyciągnął mnie do siebie, tak żeznalazłam się tuż przed księdzem.- Popatrz na nią - powiedział, tym razem z wielką mocą w głosie.- Spójrz, Antony.Ona będzie żyła iurodzi dziecko.I zmieni ten świat.Widzisz więc, że wszystko, co robiłeś, nie miało sensu.Cribari, który dotąd gapił się na Granta szeroko rozwartymi oczyma, teraz przeniósł swoje ciężkiespojrzenie na mnie.A ja od tego mrocznego wzroku poczułam, że zaraz się uduszę.Grant, silny i pewny,mocniej zacisnął palce na mojej dłoni.Tak mi przykro.Te słowa cisnęły mi się na usta, ale je przełknęłam, choć w gardle rozrastała siędławiąca gruda żalu.Milczałam, gdy Zee zbliżył się do głazu, wspiął się na palce i z powagą popatrzyłwielebnemu w twarz.Nozdrze księdza rozdęło się, a widoczna część twarzy skurczyła z obrzydzenia iprzerażenia.- Maxine - odezwał się chrapliwie Zee.- Zrób to szybko.- Odwróciłam się i pociągnęłam za sobą Granta.Odeszliśmy razem z Mary, która nuciła jakąś rzewną melodię.%7ładne z nas nie obejrzało się za siebie,nie licząc siedzących na czubku mojej głowy, spokojnych jak noc, Deka i Mala.Kiedy już Cribari zniknął nam z widoku, zasłonięty za-łamkiem wzgórza, Mary zaczęła śpiewaćgłośniej.Nie rozumiałam słów, ale melodia brzmiała bardzo melancholijnie, więc doszłam do wniosku,że to jakaś pieśń żałobna.Grant spojrzał na Mary ze zdziwieniem.- Znam to.Zawtórował staruszce głosem miękkim jak jedwabna rękawiczka, jednak już po chwili złapał go atakniepohamowanego kaszlu.Zasłonił ręką usta, zgiął się w pół, a kiedy znów się wyprostował, dłoń miałcałą we krwi.Mary wytarła ją skrawkiem oderwanym od sukienki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]