[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Martwiło go, co mogli jejzrobić piraci, ale jak do tej pory ta część całego zdarzenia niezostała wpleciona w żadną z pokładowych historyjek.- Nie ma jej - rzekł lotnik, który przed chwilą musalutował.Hayden spojrzał na niego, unosząc brew.- Na dziobie, rozmawia z milady - dodał jeszcze.VeneraFanning była kolejną bohaterką dnia; jej trzezwość umysłu,która zaowocowała zdobyciem klucza kapitana Sembry ego,gdy piraci wpadli na mostek i wszystkich pozabijali, ostatecznieuratowała Gawrona.Jeden z rzemieślników przebywał teraz namostku, ostrożnie wyciągając ułamany klucz z zamka paneluautodestrukcji.- Mamy szczęście, że admirał tak dobrze poradził sobiew walce - powiedział ktoś wcześniej.- W przeciwnym raziesalutowalibyśmy teraz jego żonie.- Na co czekasz, idz - powiedział lotnik.- I tak będą ciępotrzebować.Niedługo dotrzemy do tego dziwacznego miastaturystycznego, a pani Fanning zamierza je odwiedzić.*Admirał Chaison Fanning czuł się w tym miejscu bardzomały.I to uczucie wcale mu się nie spodobało.Turystyczna stacja" była w istocie miastem, któreprzyćmiewało wielkością wszystkie miejsca w Virdze, jakiewidział lub o których słyszał.Rozciągała się na wiele mil podsklepieniem Virgi niczym połyskliwy kandelabr o wieżycachprzypominających ogniste sople, kulistych domostwach353zawieszonych na długich łańcuchach oraz olbrzymich,wirujących cylindrach, z których każdy był przynajmniej trzylub cztery razy większy od miast Rushu.Gawronawprowadzono do osi jednego z tych cylindrów, kierując sięinstrukcjami Aubri Mahallan.Teraz Chaison stąpał po ulicachmiasta, które bardziej przypominało sen szaleńca niżrzeczywistość.Jakaś zmyślna sztuczka skrywała prawdziwy kształtmiasta; nie dało się zauważyć, że w rzeczywistości byłozwinięte.Nad głową Chaisona widniał bezkresny błękit nieba,zaś miejskie wieże wydawały się leżeć na pozornie płaskiejpowierzchni.Ulice zbiegały się w oddali, ostatecznierozmazując w natłok detali budynków, ludzi oraz niemożliwychdo rozpoznania, latających i świecących rzeczy.Niektórymi znich były znaki - część ruchoma, inne natomiast mówiące.Otaczali go niezwykli ludzie.Ubrani byli - o ile w ogóle- w niechlujne imitacje strojów modnych w Virdze.Występowali we wszystkich rozmiarach i kolorach skóry,wliczając w to nieprawdopodobne odcienie błękitu i cynobru.Na ulice wyległ niezmierzony tłum, trajkocząc i machającdłońmi nad bladymi prostokątami migotliwego światła, którebzyczało wokół ich głów jak pszczoły.Po powierzchniprostokątów z prędkością błyskawicy przemykały obrazy, aponad wszystkim dominowała kakofonia dzwięków.On i Venera musieli się uwijać, by nadążyć za AubriMahallan, która zdecydowanym krokiem maszerowała przeztłum ze spuszczoną głową i lekko pochylonymi plecami.Dziwny strażnik bramy, który przywitał Gawrona w dokach,nalegał, aby na terenie stacji towarzyszyło jej najwyżej dwóchmieszkańców Virgi.- %7ładnych zdjęć - powiedział z syczącym akcentem,podczas gdy mniejsze wersje jego samego - identyczne nawetpod względem ubioru - przysiadały mu na ramieniu lub ześmiechem biegały po korytarzu za jego plecami.- Nie wolno353wam niczego stąd zabrać, natomiast możecie zostawić, co tylkochcecie.- Przybyliśmy odzyskać dzieło sztuki wypożyczonejednemu z waszych muzeów dwieście lat temu - powiedziałaVenera.- Jest nasze, nie wasze.Strażnik uniósł brew, podczas gdy jedna z jegomniejszych kopii pokazała im język.- Załatwcie to z muzeum - odparł.- To już nie mojasprawa.Chaison przyspieszył, dopóki nie zrównał się zMahallan.Kobieta wciąż wyglądała na przybitą i przygnębioną.Zastanawiał się, co powiedzieć.Domyślał się, co ją dręczyło.- Musiałem puścić piratów wolno - powiedział.-Mogliśmy nie dotrzymać naszej części umowy i wysadzić ichstatek, gdy odlatywali, ale oni w tym samym czasie moglibywystrzelić w Gawrona jedną lub dwie rakiety.Po kilku chwilach kobieta spojrzała na niego.Jej twarzwyrażała niesmak.- Więc to dlatego? - spytała.- Ponieważ obawiałeś się,że wysadzą okręt?- To wystarczający powód - odparował.- Ale nie jedyny.Zawarliśmy umowę.I choć cała moja załoga, łącznie zoficerami, aż wyła z chęci odwetu, to jako dżentelmen mamobowiązek dotrzymać słowa.I, co ważniejsze, zwyczajnie niemiałem ochoty przyczyniać się w tym tygodniu do kolejnychśmierci.Mahallan przemyślała to, ale ponury wyraz jej twarzynie zniknął.- Jesteś szczęśliwa, mogąc ponownie być pośródswojego ludu? - spytał.- Nie.Cisza przeciągała się.Najwyrazniej przyjacielskapogawędka nie wchodziła w grę.- Cóż, widziałaś statki floty podczas prawdziwej353potyczki - rzekł po jakimś czasie.- Jeśli zmieniłaś zdanie natemat przydatności swoich urządzeń, to mam nadzieję, że mi otym powiesz.Mahallan rzuciła mu gniewne spojrzenie.- Więc to znaczyło dla ciebie tylko tyle? Potyczka"?Coś co można rozłożyć na części pierwsze, przeanalizować iwyciągnąć wnioski na przyszłość?Jej złość nie zrobiła na Chaisonie żadnego wrażenia.- W gruncie rzeczy zajmowane przeze mnie stanowiskowymaga, bym postrzegał to w tych kategoriach.Dlaczego?Ponieważ zrozumienie wszystkiego, co zaszło, pozwoli mi naocalenie większej liczby osób następnym razem, gdyzostaniemy zmuszeni do walki.A ratowanie żyć to moja praca,lady Mahallan.Dokładam starań, by wypełnić cele militarneprzy jak najmniejszych stratach.To właśnie dlatego jesteśmy wtym mieście i przemierzamy te ulice, nieprawdaż?Kobieta zatrzymała się, po czym wskazała ciemną ipustą boczną uliczkę.- Tam.Wejście do magazynu Muzeum KulturyVirgańskiej.- Chwilę pózniej ruszyła szybkim krokiem w stronęwąskiego przejścia.- Ja.Przykro mi, że musiała pani brać w tym udział,panno Mahallan - powiedział zanim znalazła się zbyt daleko, bygo usłyszeć.- Ten incydent był trudnym przeżyciem dla naswszystkich.- Daruj sobie - rzuciła wesoło Venera, chwytając go podrękę i ruszając niespiesznym krokiem w ślad za Aubri.- Jestzgorzkniała.Ludzie lubią być zgorzkniali.To uprawnia ich dodziecinnych zachowań.- Ależ z ciebie filozofka - odparował ze śmiechem.- Aciebie nie dotknęły te, umm, ostatnie wydarzenia?- Tego bym nie powiedziała.- Spuściła wzrok.- Dentius cię nie tknął, prawda? Wiem, że mówiłaś, żetego nie zrobił, gdy prowadziłem negocjacje, ale dobrze353wiedziałaś, że zatłukłbym go, gdyby było inaczej.Spojrzała mu prosto w oczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]