[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponieważ Lucy kazała mi tylko przyjechać na plażę ,nie miałam pojęcia, czego się spodziewać ani jak jąznalezć.Na szczęście nie było to trudne, ponieważzbliżając się do plaży, zobaczyłam ją stojącą na poboczui krzyczącą do komórki. Wszystko skończone oznajmiła. I pamiętaj,Stephen, że właśnie straciłeś najlepszą& Urwałai zaczęła słuchać, a wyraz jej twarzy zmienił sięz wściekłości na niedowierzanie. Tak? Serio? No todlaczego nie masz jaj, żeby wyjść i powiedzieć mi tow oczy?Zwolniłam, czując, że wtrącam się w nie swojesprawy, chociaż ta kłótnia miała miejsce na środku ulicy.Zauważyłam, że podjazd przed pobliskim domem jestpełen samochodów, usłyszałam stłumione dudnieniebasów oraz zwykłe odgłosy im pre zy wrza ski i śmie chy. I jeszcze ci powiem& Lucy w końcu mniezauważyła i opuściła komórkę.Zmarszczyła brwi, patrzącna ro wer. Co to ma być? Co ta kie go? zdzi wiłam się. Gdzie twój samochód? zapytała.Rozejrzała się,chwiejąc przy tym lekko, jakby podejrzewała, że chowamgo za sobą. Nie przy je chałam sa mo cho dem wyjaśniłam.Lucy po pa trzyła na mnie. No to jak zamierzasz mnie odwiezć? W tymmomencie wtrącił się Stephen, nawet ja usłyszałamw komórce jego donośny i lekko płaczliwy głos. Mamcię dość, ty dupku! warknęła Lucy, ale zauważyłam, żenie prze rwała połącze nia, tyl ko nadal słuchała.Czułam się jak ostatnia idiotka, stojąc na ulicy, kołomojego roweru, o wpół do trzeciej nad ranem.Czułam też,że po raz pierwszy od dawna robię się wściekła na Lucy.Od naszego ponownego spotkania cały czas pamiętałamo tym, co zrobiłam i dlaczego Lucy jest na mnie zła.A onawyciągnęła mnie z łóżka, żebym ją odwoziła do domu,chociaż w pracy niemal ze mną nie rozmawiała? I niepo tra fiła na wet po wie dzieć, że mam za brać sa mochód?Chociaż Lucy nie skończyła jeszcze rozmowy,po czułam, że muszę się bro nić. Tak dla twojej wiadomości podniosłam głos, żebyusłyszała mnie mimo rozmowy przez komórkę niepowiedziałaś mi, że potrzebujesz kogoś, kto by cięodwiózł, ani nie poprosiłaś mnie o to.Powiedziałaś tylko,że mam przyjechać na plażę, więc przyjechałam naro we rze. Wiesz, wyrażałabym się precyzyjnie odparła Lucy ale właśnie zrywam z tym kompletnym idiotą! wykrzyczała ostatnie dwa słowa do telefonu, a Stephenchyba w końcu uznał, że ma dość, bo chwilę pózniej Lucyopuściła komórkę. Rozłączył się powiedziałaz nie do wie rza niem. Uwie rzysz?Szczerze mówiąc, wierzyłam, ale uznałam, że to nie jestnaj lep szy mo ment, żeby jej o tym wspo mi nać. Tam jest? zapytałam, wskazując dom, w którymtrwała im pre za. Tak burknęła Lucy, podniosła z ziemi torebkę,wrzuciła do niej komórkę i zaczęła czegoś szukać.Wyciągnęła paczkę skittlesów, otworzyła je i wrzuciłasobie garść do ust, jakby to były tabletki, a nie cukierki.Trzymając paczkę w ręku, zamknęła torebkę i trochę zbytzamaszystym gestem zarzuciła ją sobie na ramię.Wyszłam stamtąd, a on nie miał nawet dośćprzyzwoitości, żeby wyjść ze mną.Został tam i tylkoza dzwo nił.Mięczak. Przy ostatnich słowach jej brawura odrobinęprzygasła, a Lucy popatrzyła w ziemię, przygryzającwargę. Boże mruknęła lekko drżącym głosem.Naprawdę mi się podobał.Myślałam, że będziemy razemprzynajmniej do końca czerwca. Popatrzyła na mnie, narower i westchnęła. No to chyba wracam na piechotę.Dzięki, że przyjechałaś, Taylor. Obdarzyła mnie czymś,co zapewne w jej mniemaniu było uśmiechem, a potemodwróciła się i nie co chwiej nie poszła wzdłuż uli cy.Obróciłam rower i dogoniłam ją.Lake Phoenix możei było bezpieczne, ale nie mogłam pozwolić pijanej Lucysamotnie wracać do domu.Nie wspominając o tym, żewyglądała, jakby mogła poddać się w połowie drogii położyć spać pod ja kimś drze wem. Odprowadzę cię powiedziałam, zsiadającz ro we ru, żeby iść koło niej. Nie musisz odparła i w tym samym momenciepotknęła się o jakiś kamień na poboczu i zatoczyła na mójrower.Przestała protestować i dopasowałyśmy rytmmarszu, idąc obok siebie z rowerem pomiędzy nami.Milczałyśmy, jedynymi dzwiękami było ćwierkanie cykadi chrzęst żwiru pod kołami ro weru. To jak? zapytałam po chwili, spoglądając na nią.Chcesz po ga dać?Lucy zatrzymała się i popatrzyła na mnie, więc także sięza trzy małam. Po ga dać powtórzyła. Z tobą.Poczułam, że policzki robią mi się gorące, więcpotrząsnęłam głową i ruszyłam dalej przed siebie, żeby toukryć. Nie ważne rzu ciłam. Za po mnij.Lucy dogoniła mnie i szłyśmy dalej w gęstniejącejniemiło ciszy.Pożałowałam, że jednak nie zabrałamsamochodu.W samochodzie jest mnóstwo rzeczy, którymimożna się zająć.Nie czułabym się tak skrępowana,gdybym mogła po prostu włączyć radio i udawać, że towszyst ko się wca le nie dzie je. Dzięki za propozycję powiedziała w końcu Lucy, napół szczerze, a na pół sarkastycznie. Ale wiesz, w sumieto się już nie przy jaznimy, Tay lor. Wiem przyznałam.Popatrzyłam na rower,koncentrując się na prowadzeniu go dokładnie po liniipro stej i próbując zi gno ro wać na ra stającą gulę w gar dle. A czyja to była wina? zapytała Lucy.Ponieważznałam odpowiedz i zakładałam, że ona także ją zna, niepowiedziałam ani słowa, zacisnęłam tylko dłonie nakierownicy i zaraz je rozluzniłam. Nie powinnaś była takwyjeżdżać ciągnęła Lucy. Bez żadnego wyjaśnienia ani nic.To było gównianez two jej stro ny. Myślisz, że nie wiem? zapytałam odrobinę za ostro,co mnie samą zaskoczyło.Popatrzyłam na Lucyi zobaczyłam, że ona także jest tym zdziwiona. Myślisz,że ja się nie czułam z tym zle? Nie wiem odparła z irytacją. Wiesz, tak jakby nieprze pro siłaś ani nic.Miała rację.Próbowałam, ale bez przekonania,podobnie jak w przypadku Henry ego, a potem zwaliłammoje tchórzostwo na okoliczności, które przeszkodziły miw odpowiedniej chwili.Odetchnęłam głębokoi zatrzymałam się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]