[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zabrano go, zanim zdążyliśmy.- Nawet w jego uszachzabrzmiało to żałośnie.Poczuł, jak kotłuje się w nim gniew.Jego ojciec.Jego król.Jakże wiele okazji miał,żeby wziąć go w ramiona i nazwać swoim synem.Gyl, zawsze bardzo opanowany, zacząłtracić ten wewnętrzny spokój.Nie wiedział, czy jest to przypadek, czy tak zrządził los, alekiedy spojrzał w stronę sali, to ujrzał ciepłe, szarozielone oczy Lauryn.Jego gniew opadłnatychmiast, kiedy przypomniał sobie jej słowa.Usłyszał je wtedy.Poczuł dziwneuniesienie, kiedy powiedziała wówczas, jak dobrze jest widzieć, kiedy się uśmiecha.W tejchwili nie miał ochoty na uśmiech, lecz coś w tej kobiecie całkowicie go rozbrajało.Poczułsię nieco śmielej, kiedy niemal niezauważalnie skinęła mu głową.Były to przeprosiny zawcześniejszą śmiałość.Gyl nagle zdał sobie sprawę, że wszyscy wciąż klęczą w oczekiwaniu.- Wstań, matko, proszę cię - wyszeptał.Alyssa podniosła wzrok i spojrzała na niego błagająco.- Najpierw musisz to zaakceptować.Ogłoś, kim jesteś, synu.Gyl natychmiast spojrzał na Saxona, który również spoglądał na niego ukradkiem.Kloek powoli skinął głową.W sali tronowej panowała tak przejmująca cisza, że młody mężczyzna zaczynał czućsię nią przytłoczony.Wiedział, że musi coś powiedzieć.Wszyscy czekali na jego słowa.Pózniej poradzi sobie ze smutkiem i niedowierzaniem.Teraz nadeszła pora, by wypełnićswoje przeznaczenie.Nawet nie odchrząknął.Miał silny i spokojny głos, taki, jakiego oczekiwało się powładcy.Poczuł wdzięczność, że podczas tych kilku chwil umysł pracował mu na pełnychobrotach, a słowa, które wypowiedział, były dobrane i dostojne.- Proszę królewską matkę, by stanęła obok mnie teraz, kiedy przyjmuję na siebieodpowiedzialność rządzenia tym królestwem.Proszę was wszystkich, lojalni obywateleTallinoru, powstańcie i ogłoście wraz ze swoim nowym władcą początek nowej ery w naszymkrólestwie.- Gyl wreszcie uśmiechnął się, specjalnie dla Lauryn.Był to uśmiech przepełnionydumą i poczuciem odnalezionego przeznaczenia.- Ku chwale Tallinoru! - zawołał donośnymgłosem w stronę swoich poddanych.Odpowiedzieli mu z tą samą siłą i dumą.- Ku chwale Tallinoru! Wiwat, król Gyl z Tallinoru!6.NOWY GOZ W PAAACUOrlac stał przed bramą cypryzjańskiego pałacu i podziwiał jej piękno.Słyszałżołnierzy gromadzących się na głównym dziedzińcu i wykrzykiwane przez dowódcówrozkazy.Wieść o jego przerażającym przybyciu rozeszła się w błyskawicznym tempie, leczon nie odczuwał żadnego pośpiechu i ze spokojem podziwiał iglice pałacu.Spoglądał w górę,ignorując przerażone spojrzenia ludzi.W końcu jeden z mężczyzn postanowił odezwać się do niego zza bramy.Orlaczałożył, że jest to najstarszy rangą oficer, i spuścił na niego wzrok.- Kim jesteś? - zapytał żołnierz, pomijając wszelkie uprzejmości.Niech i tak będzie.- Jestem Orlac.Choć to imię nic nie mówiło mężczyznie, na jego twarzy zagościł strach.Orlacwyobraził sobie, że oficer pewnie zastanawia się, kiedy i on zacznie krwawić.- Odejdz w tej chwili, a ocalisz życie - powiedział żołnierz, choć w jego głosiezabrakło pewności siebie.- A jeśli nie odejdę? - zapytał Orlac z prawdziwą ciekawością, choć na jego twarzy niebyło ani śladu uśmiechu.Być może nie było żadnej odpowiedzi na a jeśli nie odejdę.Mężczyzna zamrugał z zakłopotaniem.Z odsieczą przyszedł mu o wiele starszyczłowiek, który odpowiedział za niego:- Wówczas będziemy zmuszeni cię zabić - rzekł cicho.Orlac uśmiechnął się szyderczo i wezwał do siebie Barwy.Poczuł, jak Dorgryl drży w oczekiwaniu na to, co się wydarzy; nienawidził tejzamieszkującej w nim istoty i obiecał sobie, że dowie się, jak ją zniszczyć.Tymczasemjednak zrobi wszystko, co w jego mocy, by nie dać jej tego zaspokojenia, na któreoczekiwała.Nie spuszczając wzroku z żołnierza, młody bóg podszedł do kraty w bramie,zatrzymał się przed nią na ułamek sekundy, po czym najzwyczajniej na świecie przeszedł nadrugą stronę.Wyglądało to tak, jakby był zupełnie bezcielesny, kiedy stanął przed dwomaprzerażonymi oficerami.Z rozbawieniem ujrzał, jak żołnierze za ich plecami równocześnieupuścili broń, wciąż nie dowierzając temu, czego stali się świadkami.- Chyba już dość rozlewu krwi, jak na jedną noc, nie sądzisz? - Orlac zapytał starszegomężczyznę.Tamten nie był jednak w stanie niczego powiedzieć.Kilkakrotnie otworzył usta,lecz nie wydobył się z nich żaden dzwięk.Orlac skinął głową.- Cieszę się, że się zgadzasz.- Przeszedł obok mężczyzny, lecz ponownie sięodwrócił.- Jak ci na imię?Oszołomiony oficer w końcu odzyskał głos.- Bensyn.- Dziękuję, Bensynie.Odpraw ludzi i przygotuj się wraz z innymi oficerami naspotkanie w pałacu.Orlac oddalił się, zadowolony z rozczarowania siedzącego w nim Dorgryla.Bycie zbyt delikatnym wcale nie musi okazać się dobre, bratanku.Sam podejmuję decyzje dotyczące sprawowania władzy, Dorgrylu.Starszy bóg ugryzł się w język.W pałacu panowało prawdziwe zamieszanie.Nikt nigdy nie dostał się do środka wtaki sposób, a teraz ten człowiek kroczył dumnie przez piękne sale.Wieści rozeszły się takszybko, że nikt nie zamierzał ryzykować życia, by go powstrzymać, choć mieszkańcy pałacu,w tym starsi dworzanie, zgromadzili się, chcąc zobaczyć, jak wchodzi.Cóż jeszcze moglizrobić? Pochować się w pokojach? Krwawić? A może znalezć w sobie tyle odwagi, byspojrzeć na tego wysokiego, złotego mężczyznę, który sprowadził śmierć i zniszczenie na ichpiękne miasto?Orlac wyczuł ich strach i niezdecydowanie.Postanowił zareagować.- Wszyscy starsi członkowie pałacowego personelu, dworzanie, doradcy i urzędnicymają się zebrać w jednym miejscu.Ty! - rzucił, wskazując palcem młodą, ciemnowłosąkobietę, którą uznał za atrakcyjną.Ukłoniła się, lecz nie spojrzała mu w oczy.- Gdziekrólowa udzielała audiencji? - Odchrząknęła i popatrzyła na innych.- Odpowiedz -powiedział z naciskiem Orlac.- W Złotej Sali.panie - odparła, wskazując w głąb korytarza.- Czy mogłabyś mnie do niej zaprowadzić.Proszę.- Skinęła głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]