[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Latoli wyjaśniła, że Litiolak ten zrobiono specjalnie dla mnie, ponieważmoje ręce były o połowę mniejsze niż u nich i nie byłbym w stanie używaćtypowego modelu.Poza tym, ważne jest, aby rozmiar 'gruszki' pasowałdokładnie do ręki, która ją trzyma.Był delikatnie miękki, jak gdyby z gumyi wydawał się być wypełniony wodą.Zgodnie z otrzymanymi instrukcjami chwyciłem Litiolak ale tak mocno,że Latoli ledwo zdążyła mnie chwycić zanim uniosłem się w górę.Zrobiliśmy skok na dobre trzy metry.Inni byli wokół nas, unosząc sięnieruchomo w powietrzu na wysokości około dwóch metrów nad ziemią.Wszyscy wybuchnęli śmiechem kiedy Latoli została zaskoczona. Ostrożnie - rzekła do niej Thao - Michel jest człowiekiem czynu.Jeślidasz mu aparat do ręki, natychmiast go użyje! Jeśli naciśniesz Litiolak, tak jak to właśnie zrobiłeś, równomiernymnaciskiem, wzniesiesz się pionowo.Jeżeli naciśniesz trochę mocniejpalcami, polecisz w lewo; trochę mocniej kciukiem, polecisz w prawo.Jeślichcesz opaść, albo zwolnij nacisk albo, aby zniżyć się o wiele szybciej,możesz nacisnąć na podstawę swoją lewą ręką. Złociste Doko 156Kiedy to mówiła, Latoli poleciła mi ćwiczyć ruchy.Wznieśliśmy się nawysokość około pięćdziesięciu metrów, gdy usłyszeliśmy głos Thao. Brawo, Michel.Możesz puścić go teraz samego, Latoli.Już wie o cochodzi.Wolałbym, aby zatrzymała swoje spostrzeżenia dla siebie.Wcale niepodzielałem jej zdania i czułem się o wiele pewniej pod ochronnym'skrzydłem' Latoli - i nie jest to wcale gra słów! Nie mniej jednak naprawdęmnie puściła, ale pozostała blisko mnie i na tej samej wysokości.Delikatnie uwolniłem mój chwyt na Litiolaku i przestałem się wznosić.Jeszcze bardziej zmniejszyłem ucisk i zacząłem opadać; uspokojony,nacisnąłem równo wokół 'kołnierzyka' i - wystrzeliłem w górę jak strzała -tak wysoko, że moje palce zdrętwiały i dalej się wznosiłem. Rozluznij rękę, Michel.Rozluznij rękę - krzyknęła Latoli, która wmgnieniu oka znalazła się przy mnie.Oh! - zatrzymałem się - lub prawie, na wysokości około 200 metrównad oceanem, ponieważ nieumyślnie naciskałem silniej moim 'zdrętwiałym'kciukiem.Pozostali przyłączyli się do naszego rendezvouz na wysokości200 metrów.Musiałem mieć dziwny wyraz twarzy, bo nawet Lationusiwybuchł śmiechem - po raz pierwszy widziałem jak się śmiał. Delikatnie, Michel.Urządzenie to jest bardzo wrażliwe na dotyk.Myślę, że teraz możemy wyruszyć.Pokażemy ci drogę.Wyruszyli powoli, a Latoli pozostała u mojego boku.Utrzymywaliśmysię na tej samej wysokości.Naciskając dłonią posuwałem się płynnie doprzodu i wkrótce zauważyłem, że potrafiłem kontrolować przyspieszenie,po prostu regulując nacisk w Litiolaku.Nacisk palca regulował wysokościąi kierunkiem.Dalej nieoczekiwanie zbaczałem z kursu, zwłaszcza wtedykiedy moja uwagę rozproszyły trzy wspaniałe postacie przecinające naszadrogę.Spojrzały na mnie przelotnie, najwyrazniej zdziwione moimwidokiem.Po jakimś czasie, który oceniam na jakieś pół godziny, zacząłempanować nad maszyną - przynajmniej na tyle, żeby lecieć nad oceanem.Niemając żadnych przeszkód do pokonania, nabieraliśmy stopniowoprędkości.Mogłem nawet lecieć w szyku obok moich towarzyszy niezbaczając za często.Było to takie radosne uczucie - nigdy bym sobie sobie takiego uczucianie wyobraził.Ponieważ przyrząd tworzył wokół mnie rodzaj polasiłowego, przez co osiągałem stan nieważkości, nie miałem wrażenia, żejestem zawieszony, tak jak w balonie; ani nie miałem wrażenia, że jestemniesiony przez skrzydła.Co więcej, będąc całkowicie otoczony przez polesiłowe, nie czułem nawet wiatru smagającego mnie po twarzy.Miałemwrażenie, że jestem nierozłączną częścią środowiska i im bardziejsprawowałem kontrolę nad aparatem, tym więcej przyjemności sprawiał miten nowy środek lokomocji.Chciałem sprawdzić moją kontrolę, więc sięlekko zniżyłem, aby się ponownie wznieść.Zrobiłem to kilka razy, kiedy Złociste Doko 157chciałem zyskać lub stracić wysokość w stosunku do innych.W końcupodleciałem bliżej Thao i zakomunikowałem telepatycznie o mojej euforii,powiadamiając ją, że chciałbym polecieć nad falami oceanu, który rozciągałsię pod nami tak daleko, jak okiem sięgnąć.Zgodziła się i cała grupa podążyła za mną nad poziom wody.Było to absolutnie fantastyczne móc lecieć nad grzbietami fal zszybkością około 100 kilometrów na godzinę, jakbyśmy byli potężnymibogami, władcami grawitacji.Od czasu do czasu srebrne błyskiwskazywały, że lecimy nad ławicą ryb.W stanie podniecenia nie byłem świadomy upływu czasu, ale myślę, żepodróż trwała chyba trzy karsy47.W którąkolwiek stronę zwracałem głowę, widziałem tylko linięhoryzontu.Nagle, Thao zakomunikowała mi telepatycznie: Spójrz tam,Michel
[ Pobierz całość w formacie PDF ]