[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wyglądasz świetnie.Może ludzie będą myśleć, że masz ironiczne podejście.Wreszcie doszliśmy do barykady blokującej środek ulicy.- Wstęp trzy dolce - powiedział niezwykle wysoki mężczyzna w kagańcu i uprzęży.Zarżał,tupnął wielką stopą i potrząsnął sztuczną grzywą.Był niezwykle przekonująco podobny do konia.Za-stanawiałam się, czy ubierał się tak codziennie.- No, skoro już tu jesteśmy.- powiedział Thorpe, wyławiając z portfela piątkę i jednodolarów-kę.W moim mieście kochałam wszelkiego rodzaju publiczne imprezy, panował tu klimat dopusz-czający wszystko.W każdym momencie człowiek mógł wejść w sytuację jak z filmu.Lata temu skła-dałam ręczniki przy pralko-suszarce, jeszcze w punkcie pralniczym przy Diamond, kiedy główny tematRLTz filmu Grease grali w radiu i wszystkich pięciu stałych klientów dosłownie spontanicznie przyłączyłosię do piosenki.Jeśli ktoś ma czas i ochotę, to może pożyć tu sobie jak Dyl Sowizdrzał bez wyjeżdża-nia z miasta.Thorpe zwrócił uwagę na jakiś pokaz batożenia odbywający się kawałek dalej, przy jednym zestoisk.Słońce dokuczało, zapach skóry i jakichś tajemniczych substancji nawilżających wypełniałotoczenie.Ktoś pacnął mnie w pupę drewnianym wiosłem, ale kiedy odwróciłam się, by zobaczyć, ktoto, zauważyłam tylko morze niewinnych twarzy.Czułam się jak Alicja w lokalnej, okropnej wersjiKrainy Czarów, gdzie Szalony Kapelusznik i wszyscy jego stuknięci przyjaciele zajmowali się S&M,czyli heavy metalowym albumem zespołu Metallica.I wtedy zauważyłam znajomą twarz.- Jack?Przywitał się ze mną serdecznie, mocno obejmując.- Ellie.Boże, toż to minęły wieki.Grube, czarne włosy opadały mu na ramiona.Miał na sobie podkoszulek z Myszką Miki i brą-zowe, skórzane spodnie.- Wyglądasz wspaniale - powiedziałam, bo naprawdę tak było.Thorpe przybrał jeden ze swoichnajbardziej pewnych siebie uśmiechów.- To Andrew Thorpe - przedstawiłam ich.- A to mój kolega ze studiów, Jack.- Jackson - poprawił mnie.I od razu przypomniałam sobie, jak nalegał, żeby nazywać go Jacksonem, mimo że nadano muimię Jack.Spotkaliśmy się na ostatnim roku i całe dnie spędzaliśmy razem, aż do jego wyjazdu do Sene-galu z Korpusem Pokoju.Ucieszyłam się na jego widok.To miasto było pełne mężczyzn, z którymimiałam krótkie związki w ciągu roku po śmierci Lili.Od czasu do czasu spotykałam któregoś z nich.Zawsze mnie ciekawiło i równocześnie trochę niepokoiło, by zobaczyć, kim się stali, co porabiali.Wysoka blondynka w czerwonej skórzanej sukience podeszła do nas i objęła Jacka w pasie.- To moja żona, Stacy - powiedział.Ku mojemu zdumieniu przedstawił mnie jako dziewczynę z dawnych czasów.Nastąpiło trochękrępujące milczenie.- Dzieci są w domu z siostrą w Atherton - powiedziała Stacy.- Dzieci?- Mamy dwójkę.Pierwsza klasa i przedszkole.Stacy była szybka i przyjazna.Pomyślałam sobie, że kiedy nie była ubrana jak dziwka, to za-pewne nosiła biurowe kostiumy, a na jej konto wpływała równie elegancka, jak i poważna suma.Możebyła adwokatem, albo pośrednikiem nieruchomości.A ja pamiętałam Jacka/Jacksona jako chudegoRLTchłopaka ze skrętem w jednej, a książką w drugiej ręce.Po seksie leżał nagi, wyciągnięty na rattano-wym materacu.Trudno było mi go sobie wyobrazić jako żonatego i dzieciatego.Podał mi swoją wizytówkę.- Zadzwoń.Przyjdziesz do nas na obiad.Poznasz te małe potwory.- Wspaniale - powiedziałam, wiedząc, że nigdy nie zadzwonię.Potem przepychaliśmy się z Thorpe'em obok straganów sprzedających akcesoria seksualne.Były tam ogromne sztuczne penisy, pomalowane na złoto pierścienie na penisy, sprzedawcy zachwala-li ciastka bardzo udatnie imitujące waginę, plakaty reklamujące wydarzenia w mieście związane zróżnymi preferencjami fetyszystów.Kobieta w gumowym ubraniu pielęgniarki wcisnęła mi do rękiulotkę.Poznaj swoje uległe ja.Pierwsza konsultacja za darmo.Wreszcie doszliśmy do końca ulicy i wyszliśmy z targów.Zastanawiałam się, jak ująć w słowamoją prośbę, kiedy Thorpe powiedział:- Mam dla ciebie następne.- Słucham?- Kolejne nazwisko.Coś, czego nie ująłem w książce.Mniej więcej w tym czasie, kiedy Lilazniknęła, koło Armstrong Woods był samochód.Ktoś uważał, że wyglądał dziwnie, zdjął tablicę reje-stracyjną i zaniósł ją na policję.Wyciągnął kawałek papieru z kieszeni i mi podał.Było tam nazwisko: William Boudreaux.- Był jakimś muzykantem, występował jako Billy.Pierwotnie miałem zamiar pójść tym tropem,ale potem byłem zbyt zajęty.Kiedy się nad tym zastanawiałem, to odpowiadał mi ten kierunek, doktórego książka pierwotnie zmierzała.Starannie złożyłam papier i schowałam do portfela.- Dziękuję.Szliśmy kawałek w milczeniu, zanim zapytałam jednak o coś, co mnie intrygowało.- Muszę cię zapytać, czemu to robisz? Thorpe uśmiechnął się.- Chyba mam taki szalony pomysł, że jeśli wyświadczę ci przysługę, może będę mógł cię odzy-skać.Szliśmy dalej, ale nie odzywałam się.Było coraz mniej ludzi, od morza napływała mgła.Kiedywróciliśmy do Opera Plaza, gdzie zaparkowałam samochód, postanowiłam go jeszcze o coś zapytać.Hej, zanim pójdę, możesz mi coś wyjaśnić?- Noo?- Twój dom.Ten widok, jaki masz zza biurka.- A, to!- No więc?- Uwierzysz, że to przypadek?RLT- Nie.Popatrzył w bok.Przez moment chyba się zaczerwienił.- Kiedy został wystawiony na sprzedaż, ja już od prawie dwóch lat nie pisałem, ani słowa.Sia-dałem, żeby pisać i przez parę godzin po prostu gapiłem się na pustą kartkę papieru.Ta sytuacja trwałaza długo.Właściwie już zdecydowałem całkiem porzucić pisanie i wrócić do nauczania.Którejś sobotyodwiedzałem znajomego w sąsiedztwie.Kiedy przejeżdżaliśmy, zobaczyłem wywieszkę, że ten domjest na sprzedaż.On chciał zobaczyć, więc poszliśmy razem.Nie oglądałem, żeby kupić, to nawet niejest w moim stylu - zbyt nowoczesne, trochę chłodne, ale kiedy zauważyłem, że z pokoju na górzemógłbym widzieć twój dom - wiedziałem, że muszę go mieć.I że ten pokój z widokiem będzie moimpokojem do pracy.- To trochę upiorne.- Może, ale zadziałało.W trzy miesiące po wprowadzeniu się miałem trzy rozdziały nowejksiążki.Pisałem nocami, ale tylko wtedy, kiedy w twoim pokoju paliło się światło.- Ale wtedy to już nie był mój pokój - powiedziałam.- Mama miała tam biuro.Oparł rękę o dach mojego samochodu.- Wiedziałem, że tam nie mieszkasz, ale kiedy paliło się światło, mogłem przed sobą udawać, żetam jesteś.Wyobrażałem sobie, że siedzisz przy swoim starym biurku i czytasz książkę lub słuchaszmuzyki.Przynajmniej miałem złudzenie, że jesteś blisko.I czasami byłaś.Rzadko kiedy wychodziłemw czwartki wieczorem z domu, nim twoja matka wyprowadziła się w zeszłym roku.To był ten jedenwieczór w tygodniu, kiedy prawie mogłem mieć pewność, że cię zobaczę.Nawet, jeśli nie mogłem ztobą porozmawiać, to wciąż mogłem wyobrazić sobie nić biegnącą od mojego biurka do ciebie.Ob-serwowałem cię tam, stałaś przed domem z matką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]