[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego Pawła II najwidoczniejuczłowieczono w sposób niemal doskonały.A moje dotychcza-sowe doświadczenia z nazbyt uczłowieczonymi robotami byłynie najlepsze.Bo choć Domek dawał się lubić i naprawdęszczerze to jednak bywał też mocno nieodpowiedzialny, i tonawet w tak prostych domowych czynnościach, do jakich byłprzeznaczony.A ów przewodnik księżycowy, który prosił, że-bym go przewiózł na Ziemię? Przecież on namawiał mnie poprostu do przemytu, czyli do przestępstwa.Obaj zaś byli prze-znaczeni do całkiem łatwych zadań.Natomiast komputery rakiet osobowych miały dość zajęć zprowadzeniem, kontrolą, bezpieczeństwem i łącznością lotów,żeby obarczać je jeszcze człekopodobnym układem myślowym.Dotychczas słyszałem i uczyłem się o tego rodzaju kompute-rach montowanych w transportowcach najdalszego zasięgu, aobsługiwanych przez samotnych pilotów.Były to jednak dużerozmiarami machiny, dość pożyteczne, bo zwalczające poczuciesamotności u pilota odbywającego długie podróże. No i co? spytał Paweł II. Zebrałeś już myśli? Niezupełnie. Więc jak ci pomóc?Spojrzałem na obudowę komputera i po raz pierwszy ujrza-łem na niej słaby, ale dostrzegalny zarys lekko uśmiechniętejludzkiej twarzy.Ten sympatyczny zresztą cień uśmiechuwzbudził we mnie nagłe podejrzenie: czy aby ten Paweł II niepodsłuchuje moich myśli?Spytałem o to.Najwyrazniej się oburzył. Powiedziałem ci przecież, że jestem nastawiony na czynno-ściowo-postrzegawcze prądy twego mózgu.Nie rozumiesz?Zrozumiałem.Westchnąłem z ulgą. A więc spytałem jeszcze dla pewności nie jesteś w sta-nie czytać moich myśli, tylko towarzyszysz mi na odległość, wi-dzisz to, co ja, i słyszysz to, co ja? Tak czy nie? Właśnie! Zachowuję zresztą własny charakter i własną oso-bowość. I to niezależnie od odległości, która nas dzieli? Nie całkiem odpowiedział Paweł II z wyraznym zawsty-dzeniem. Mogę ci towarzyszyć tylko na odległość do dziesię-ciu tysięcy kilometrów.Pierwszy raz w tej rozmowie zaśmiałem się na całe gardło. Drobiazg! zawołałem. Nie taki znowu drobiazg oburzył się Paweł II. Osta-tecznie powinieneś wiedzieć, że jestem szczytem ludzkich osią-gnięć w dziedzinie budowy komputerów człekopodobnych. To prawda pokiwałem głową.I od razu znów się wystra-szyłem. O co chodzi? pytał z wyraznym poczuciem godności Pa-weł II. Wyglądasz, jakbyś się czegoś wystraszył. Bo& zacząłem i nie skończyłem. Bo co?Teraz dla odmiany on zaczynał się niecierpliwić i złościć.Niebardzo wiem dlaczego, ale właśnie ten fakt wyraznie mnieuspokoił.Zadałem więc wreszcie pytanie, które chciałem zadać. Bo& chciałbym wiedzieć, czy ty jesteś eksperymentalny? Jeszcze jak! zawołał z dumą Paweł II.Musiałem mieć wtej chwili mocno ogłupiałą i nadalwystraszoną minę, bo roześmiał się na całe gardło. Tego się boisz? Mam chyba prawo mruknąłem bez większego przekona-nia. Nie masz.Bo co ty sobie wyobrażasz? %7łe mogę stracić kon-trolę nad lotem czy coś w tym rodzaju? i tu znowu zaczął sięgniewać. Czy ty rozumiesz, jak takim posądzeniem obrażaszmoich konstruktorów i twojego brata, który na ich zleceniewmontował mnie w twoją rakietkę? Ależ& %7ładne ależ ! Zapewniam cię, że we wszystkich sprawachtyczących się sprawności i bezpieczeństwa lotów jestem całko-wicie wypróbowany i bezbłędny.A ty nie masz najmniejszegoprawa do jakichkolwiek wątpliwości na ten temat!Trzeba było się przyznać. Chyba masz racje.Głupio się wyrwałem, co? Ale musisz sięzgodzić, że miałem dziś trudny dzień.Od razu złagodniał. Co prawda, to prawda.Nie gniewaj się, stary.Bo ja na przy-kład nie wiem jeszcze, co to jest zmęczenie.Uśmiechnąłem się do niego.Najwyrazniej się wzruszył. Jak myślisz? spytał. Czy będziemy mogli zostać przyja-ciółmi? Jestem prawie pewien! powiedziałem spokojnie i na-prawdę szczerze. Paweł II nie odpowiedział.Jakby na dłuższą chwilę zabrakłomu słów i śmiałości.Ale zrozumiałem go chyba dobrze i samteż się co nieco wzruszyłem.Milczałem jednak. Powiedziałeś coś bardzo dla mnie ważnego odezwał się wkońcu. Dziękuję.Poklepałem go po obudowie jak stary kumpel starego kumpla. Nie ma o czym mówić, stary.Pożyjemy, dogadamy się.Alena razie mam do ciebie kilka pytań. Słucham. Dlaczego dopiero dziś się odezwałeś? Tak mnie zaprogramowano.Ustalono, że muszę mieć pełnymiesiąc czasu, żeby się z tobą oswoić, żeby cię poznać, zrozu-mieć i nauczyć się właściwego postępowania.A właśnie przedczternastoma minutami minął równy miesiąc od chwili, w któ-rej spotkaliśmy się po raz pierwszy.Tak, to było jasne.Ale co dalej? Trzeba pytać.Pytałem więc: Kto cię skonstruował?Kiedy usłyszałem kilka najsławniejszych nazwisk, nogi siępode mną ugięły, oczywiście w sensie psychicznym. Nie gadaj& szepnąłem. Nie gadam, tylko informuję. Rozumiem, tak, rozumiem.Ale właściwie jakim cudemprzydzielono ciebie do mojej Iks-elki? Zasługa Lutka.Podsunął, gdzie trzeba, twoją kandydaturę.Po dwumiesięcznej obserwacji twego postępowania, działania itak dalej& wybrano ciebie. Wybrano?! A co ty sobie myślisz? Kandydatur było ponad tysiąc.Zci-śle: tysiąc osiemdziesiąt dwie. A dlaczego& akurat mnie& wybrano? Widocznie się im podobałeś. Tak sądzisz? spytałem nadymając się rozkoszną pychą. Nie pękaj z dumy odpowiedział suchym tonem. Wcalenie szukano jakiegoś ideału czy geniusza.Chodziło o kogoś zzaletami powyżej przeciętnej i przede wszystkim z wadami po-wyżej przeciętnej. Kto ci to powiedział? roześmiałem się. Nikt.Po prostu wiem.Wystarczy? Wystarczy.Nie chciałem okazać, że czuję się urażony tymi ostatnimi od-powiedziami.Zadałem więc kolejne pytanie z typu rzeczowo-obojętnych. Powiedz mi jeszcze, czy ty jesteś jednorazowym ekspery-mentem, czy prototypem do szerszej produkcji? Oczywiście że jestem prototypem.Jestem i tu Paweł IIzaśmiał się wesoło ojcem wielkiego rodu. A jakie ma być wasze główne przeznaczenie? Dla pilotów Wielkich Wypraw. Przecież Wielkie Wyprawy odbywają się w wielkich zespo-łach. Zgoda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]