[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobrze kombinuje.I mówisz, że trzeba mumłodych do współpracy? Uczenie pokiwał głową, jakby ważył coś na szali. Nooo, czylijesteśmy po tej samej stronie.I ja jestem głęboko przekonany, że prawnicy to najbardziejskorumpowana gałąz społeczeństwa.I tak się składa, że mogę mieć dla twojego ministra bardzointeresujący materiał! O, no to mów.Jestem zaintrygowana! By ostudzić nieco owo gorączkowezaintrygowanie, szybko łyknęła potężny haust szampana. Jest taka szemrana rodzinka, nazywają się Wenclowie! Rodzina Corleone to przy nichwzorowi obywatele, rozumiesz, skarbeczku! W dodatku jeden z nich, Paweł, jest radcą prawnymi właścicielem znanej, szanowanej i prominentnej warszawskiej kancelarii.Oprócz tego tak sięskłada, że człowiek ten jest głęboko skorumpowany i nieuczciwy.Po prostu bandyta w białychrękawiczkach! Rozumiesz, łapówki, przekręty i zastraszanie to jego chleb powszedni.Wiemo nim mnóstwo rzeczy.Gdybym miał do dyspozycji pomoc, rozumiesz, z łatwością wykazałbymkorupcję na najwyższej półce ramienia sprawiedliwości! Skąd tyle o nim wiesz? Miałem nieszczęście znalezć się przez przypadek w domu jego ojca.%7łebyś zobaczyła tobogactwo, tę kapiącą złotem daczę! Od kumpla Wencla dowiedziałem się o nich niejednego.Wiem, że stary Pawła, Ryszard, nachapał się przy prywatyzacji browarów.Niedaleko pada jabłkood jabłoni! W ogóle cała ta rodzinka jest mocno ustawiona i całkowicie unurzana.Młodszy bratPawła teoretycznie pracuje jako dyrektor marketingu w dużej korporacji, ale wyobraz sobie, żejezdzi najnowszym modelem porschaka! I chodzą o nim różne słuchy! Wiem o tym, bokancelaria, w której pracuję, obsługuje firmę młodszego Wencla. No to ładne kwiatki! Beata chciała łyknąć szampana, ale jej kieliszek był pusty. Czekaj, schłodzę drugiego. Kwaśniak wyskoczył w wanny i, ociekając wodą, poleciałdo salonu.Wracając z flaszką, zerknął w lustro na swe odbicie.Sam sobie wydał się w tej chwiliszczególnie pociągający.Jakim łakomym kąskiem musiał się wydawać temu podstarzałemu,grubemu babsku! Zmiało paradując po zalanych wodą kaflach, rozkoszował się swą nagościąi wyrazem oczu kochanki.A niech się leje szampan, a niech nawet zaleje apartament pod nimi!On król życia dziś załatwia swoje sprawy i cały świat ma u swych stóp.Z grzechotem wsadziłnową flaszkę do wiaderka. No więc słuchaj! Przytłumił bicze wodne i perełki, więc w łazience zrobiło sięznacznie ciszej.Teraz jego głos roznosił się po obszernym pomieszczeniu ze zdwojoną siłą.Wszystkie ich łajdactwa i oszustwa nie byłyby moją sprawą, gdyby nie jedna nieprzyjemnaokoliczność.Paweł Wencel miał za żonę taką jedną puszczalską ladacznicę, która tak sięniefajnie złożyło zagięła na mnie parol.Rozumiesz, wydzwaniała, skamlała, żebrałao spotkania.Słuchała w milczeniu.Mirosław, pożądany przez żony jakichś prominentnych działaczy,wydawał się jej piękny niczym Apollin! Naturalnie, nie zrobiłbym tego koledze, więc kategorycznie powiedziałem jej, że nie, żenic z tego.No i ona, jak to urażona, odtrącona kobieta, powiedziała chyba mężulkowi, żemieliśmy romans czy co.A on, kierowany chęcią zemsty, uknuł jakąś cholerną intrygę.Chcemnie wrobić.Ja mam po swojej stronie prawo i własną uczciwość, a on kumpli w sądzie.I jestnietykalny!Kwaśniak pokiwał głową z rozgoryczeniem. Czemu nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? A co ty na to poradzisz? krzyknął z goryczą. Albo ten twój.jak mu tam? Podjednym tylko względem się z nim zgadzam: układ istnieje i to jego członkowie rozdają karty! Alemylicie się, jeśli sądzicie, że dacie radę go rozbić.Ja ci mówię, Beato: oni są nietykalni!Zastygł z palcem wskazującym wycelowanym w jej wielkie piersi.Patrzyła na niego chwilę, po czym, jakby wiedziona jakimś pierwotnym instynktem,rzuciła się w jego stronę, znów zalewając podłogę wodą.Chwyciła go za rękę i zaczęła go po niejcałować z wyrazem niewolniczego oddania.Mimo że wstawiony, z trudnością krył odrazę wobectych gorących pocałunków, wobec wywróconych rozkoszą białek.Cóż tam dobiegało z jej ust? Jakieś jęki, stęki i co jeszcze? Niemal siłą wyrwał z jej ustwłasny kciuk, który ssała tak zapamiętale.Delikatnie, by nie zniekształcać pulchnego, mokregoryjka, ujął ją pod brodę. Co tam mamroczesz, moja.moja perełko? szepnął czule. Mówię, że nie dam cię skrzywdzić! wybełkotała.To enigmatyczne zapewnienie musiało mu chwilowo wystarczyć.Pozostawało ufać, żerano z jej ust padną w końcu konkrety.Cóż, przy śniadaniu będzie musiał docisnąć pedał.Dzisiaj już niewiele z niej wydusi, była kompletnie zalana.Tymczasem ona, ociekając wodą, gramoliła się z wanny wprost na śliską jak lodowiskoposadzkę.Szybko wstał i chwycił ją za łokieć.W samą porę, ani chybi wyrżnęłaby głową o kantumywalki i nie byłoby co zbierać.Rozbawiona możliwością wywrotki, zaczęła się histerycznie śmiać.Kwaśniak chwyciłstertę czystych ręczników, które cisnął na mokrą posadzkę.Potem ostrożnie wyszedł z wanny,nie puszczając jej ramienia. Uratowałem twoją śliczną główkę, moja panno! Za dużo tego szampana!Zmiejącą się jak stu czartów, holował ostrożnie do pokoju, do łóżka.Była niemałanadzieja, że zmorzy ją sen
[ Pobierz całość w formacie PDF ]