[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czy mógłby pan dać mi jeszczejednego papierosa? Palić się chce jak cholera. Wezcie sierżant po raz drugi podsunął przesłuchi-wanemu paczkę sportów. A dlaczego nie chcieliście, by ktoświedział, dokąd wyjeżdżacie? Miałem już dość Torunia. Trzeba więc było wracać do Budzowa, jak chciał waszojciec wtrącił Obarski.Norman spojrzał na niego wzrokiem, w którym zdziwieniewałczyło z zainteresowaniem.Powiedział: Więc i o tym już pan wie.No, tak westchnął. Alewracając: miałem dość już tego miasta, tych wszystkichSzymków i jemu podobnych.Chciałem tu zacząć od nowa. Początek znakomity zakpił sierżant. To nie było tak, jak oni panu powiedzieli. Zawsze jest nie tak.Aha, czy Spaśkowski miał jakichśwrogów? Czy obawiał się czegoś lub kogoś? Czy miał z kimśjakieś zadawnione porachunki? Nic o tym nie wiem padła lakoniczna odpowiedz.W dwie godziny pózniej sierżant Obarski wychodził z bloku,w którym mieszkał Franciszek Nowak.W torbie Normana sierżant znalazł bilet kolejowy do Sopotuz datą wyjazdu z Torunia: czwarty lipca.Nowak potwierdziłsłowa Normana.Dozorca bloku, którego sierżant spotkał naklatce schodowej idąc do mieszkania Nowaka, także zapamiętałdzień przyjazdu Normana.Adam Norman miał więc niezbite alibi.Sierżant Obarski zamyślony i nie wyspany wracał do To-runia.Rozdział XIZ samego rana w poniedziałek porucznik Zgiet pojechał doIławy.Przejrzał akta Czesława Baumgartena, w których znalazładnotację dotyczącą przecwelania.Przesłuchał również dwóchwięzniów, którzy potwierdzili zeznania Pelikana.Właśnie tylko potwierdzili.%7ładen nie chciał powiedzieć więcej, niechciał udzielić obszerniejszych informacji.I porucznikwiedział, że powód jest jeden, a na imię mu strach.Strachkażący przesłuchiwanym kręcić, migać się, bądz zupełniemilczeć.Po trzygodzinnym przesłuchaniu Zgiet miał jednak owebrakujące elementy tak potrzebne do pełni obrazu.Jeszcze tego samego dnia sierżant Obarski udał się na ulicęTruskawkową, gdzie mieszkał Czesław Baumgarten.W małym ogródku przed domkiem sierżant natknął się nastarszą kobietę, pochyloną nad grządką warzyw. Dzień dobry.Czy tu mieszka Baumgarten?Kobieta spojrzała na podoficera zaskoczona, dopiero pochwili powiedziała: Ależ mnie pan przestraszył. Podniosła się znad grządki. Tak, mieszka.A o co chodzi? Chciałbym z nim porozmawiać. To zle pan trafił uśmiechnęła się, wycierając ręce onogawki starych spodni. Czyżby był nieobecny? zaniepokoił się sierżant. Wyjechał wczoraj.Na urlop. Nie wie pani dokąd? Chyba na Mazury.Ale dokładnie panu nie powiem, Niemówił mi. Kiedy wróci, też pani nie wie? Nie.A stało się coś, że pan tak wypytuje? Jestem z milicji sierżant wyjął legitymację.Kobietawystraszyła się nie na żarty. Niech pani mi powie trochę oBaumgartenie.Wynajmuje u pani pokój, prawda? Tak wystękała. Regularnie płaci? Wie pan, jak to młodzi; nieraz płaci parę dni pózniej odzyskała kontenans, słysząc o pieniądzach ale przeważnieprzynosi wtedy czekoladę albo ćwiartkę, tak że nie mogę niczłego powiedzieć.A przeskrobał coś? rzekła, nachylając siędo sierżanta. Chciałem tylko porozmawiać.Przychodzi ktoś do niego? Przychodzą różni.Ale czy pan myśli, że człowiek spamięta.Ot, mignie jakaś twarz i tyle.Zresztą to mnie nie obchodzi.Ważne, aby nie robił awantur.Spokojny jest.Jak wróci pokielichu, zaraz kładzie się spać i nikt o niczym nie wie. Zauważyła pani może, czy w ciągu dwóch ostatnichtygodni nie przyszedł na noc, albo wrócił pózniej? On pracuje w Polchemie , na trzy zmiany.Więc jeżeliprzyjdzie koło dwunastej, to nie ma się czemu dziwić, tak żewie pan.No, co tu dużo gadać, młody jest, to i potrzebuje. Gdyby przyjechał, proszę nas zawiadomić powiedział napożegnanie sierżant. Powiadomię, a jakże powiadomię.Niech to szlag trafi, podsumował wizytę sierżant.Wszystkichgdzieś diabli noszą.Nie pozostaje nic innego, jak jechać do tego Polchemu.Tramwajem dotarł do Toruńskiej Przędzalni Czesankowej,gdzie kończyła się linia; resztę drogi przebył pieszo.Tym razem Obarskiemu dopisało szczęście, albowiem trafiłna brygadę Baumgartena.Jeden z jego kolegów poinformował sierżanta, że Baum-garten wybierał się do Giżycka.Urlop wziął trzy dni temu.Obarski zadał przesłuchiwanemu jeszcze kilka pytań, po czymzłapał taksówkę i od razu pojechał do porucznika Zgieta.W dwie godziny pózniej fiat z komendy miasta z kapralemBrzostkiem przy kierownicy i sierżantem Obarskim obokmknął na Mazury.Starszy sierżant Latawiec spał na tylnymsiedzeniu.W tym czasie plutonowy Romańczuk przesłuchiwał zna-jomych i przyjaciół Baumgartena.Koło trzeciej nad ranem wjechali do Mrągowa.Przeddworcem autobusowym stał drogowskaz, a napis na jednej ztablic głosił, iż do Mikołajek jest dwadzieścia cztery kilometry.Tylko tyle.Kilka minut drogi i mógłbym zobaczyć się z Beatą,myślał sierżant.Fiat skręcił jednak w kierunku przeciwnym.Przelecieli przez śpiące miasteczko.Znowu minęli jakieśskrzyżowanie.Do Giżycka zostało jeszcze czterdzieścikilometrów.Przed czwartą byli na miejscu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]